Na mapie Olsztyna jest jedno miejsce, o którym mieszkańcy mówią już bez ogródek: największa mordownia miasta. Ulica Marii Skłodowskiej-Curie 28 – świeżo wyremontowany pasaż w sercu Śródmieścia – od kilku lat zmienia się nocami w scenę, która z miejską rekreacją nie ma nic wspólnego.
Według mieszkańców życie tutaj przebiega według jednego rytmu: wieczorem zaczyna się krzyk, nad ranem pojawiają się bójki, a dopiero koło południa opuszczone chodniki przypominają, że pod tym adresem ktoś próbował mieszkać.
„Pub RESET jest czynny do dziesiątej rano. Do dziesiątej!” – mówi jeden z lokatorów z kamienicy. „O siódmej pod oknem nadal drą się jakby była sobota wieczór. My nie śpimy po nocach. To jest życie pod ciągłym ostrzałem hałasu.”
W 2023 roku mieszkańcy wysłali pierwsze obszerne pismo do ratusza. Dołączyli zdjęcia – potłuczone szkło, zniszczone drzwi, ślady dewastacji. Opisali bójki, krzyki i nocne włamane do klatek. Odpowiedź urzędu była wtedy krótka: brak podstaw do cofnięcia koncesji.
Dwa lata później piszą kolejny raz. Tyle że ich relacje brzmią już jak opis piekła.
Narkotyki w piwnicy, krzyki do rana
Mieszkańcy opowiadają, że w budynkach są monitoringi. I że „Weszli w czterech. Zeszli do piwnicy. Tam ćpali jakieś proszki, potem ledwo trafili do wyjścia. Mamy to wszystko na nagraniach” – mówi mieszkanka jednej z kamienic. Prosi o anonimowość. Wszyscy proszą. „Boimy się tych ludzi. To są osoby kompletnie poza kontrolą.”
Mieszkańcy mówią, że takie sytuacje zdarzają się regularnie. Nocą obcy ludzie wchodzą do budynków, szarpią za klamki, wpychają się do środka, schodzą na dół lub po prostu siadają na schodach i zasypiają.
„Tu naprawdę można kogoś spotkać w piwnicy, kto nie wie, w jakim jest mieście” – opowiada kolejny lokator. „Nie wiemy, czy to będzie ktoś na haju, czy ktoś agresywny. To jest absolutna loteria.”
„Wszędzie szkło, wymiociny i mocz. Każda sobota wygląda tak samo”
W świetle dziennym ulica wygląda jak relikt po bitwie. Mieszkańcy mówią, że co weekend chodniki zasłane są szkłem z potłuczonych butelek i szklanek. Że ślady moczu i wymiocin to norma. Że świeżo posadzone drzewka na wyremontowanym deptaku regularnie są zalewane przez osoby załatwiające potrzebę wprost na ulicy.
„Jak wychodzimy rano, to powietrze potrafi aż gryźć” – mówi starsza kobieta mieszkająca nieopodal. „Zapach alkoholu, wymiocin, tej chemii… tego się nie da opisać. A to jest środek miasta.”
Wielu mieszkańców podkreśla poczucie wstydu. „To miała być reprezentacyjna uliczka. A wygląda jak zaplecze meliny. I nikt nic z tym nie robi.”
Piekło zakonnic. „One tam naprawdę cierpią”
Nad lokalem mieszkają siostry zakonne. Od miesięcy stają się mimowolnymi świadkami wszystkiego, co dzieje się pod ich oknami. Według mieszkańców są w bardzo trudnej sytuacji.
„One tam naprawdę cierpią” – mówi jeden z sąsiadów. „Wyobraża pan sobie? Modlitwy, cisza, a pod oknami krzyki, wyzwiska, bijatyki i ludzie, którzy nawet nie wiedzą, jak się nazywają. To nie są warunki do życia.”
Jedna z mieszkanek mówi wprost: „Siostry są zmęczone, przestraszone. Ale boją się mówić. Ten hałas, te wrzaski, ta agresja – one mają to nad głowami całą noc.”
„Karetki, bójki, policja. I nic”
1 czerwca 2025 roku – to data, którą mieszkańcy powtarzają jak przykład.
„Była taka bójka, że dwie karetki przyjechały. Ludzie krzyczeli, bili się, dziewczyna płakała. To trwało wieczność” – opowiada mężczyzna z kamienicy obok. „A następnego dnia? Jak gdyby nigdy nic. Impreza dalej. System nie działa.”
Wspólne dla wszystkich relacji jest jedno: poczucie bezradności. Ludzie wzywają policję, straż miejską, piszą pisma. Efekt? Żaden.
„Jak oni widzą radiowóz, chowają się do środka. Policja odjeżdża – i znowu na ulicę. To jest teatr. I wszyscy o tym wiedzą.”
„Boimy się wracać do domu. Boimy się otworzyć okno”
Najczęściej powtarzane słowo to: strach.
„Wracam wieczorem i modlę się, żeby nikt mnie nie zaczepił” – mówi kobieta z dzieckiem w wózku. „Tam często stoją ludzie, którzy ledwo trzymają się na nogach. Krzyczą, śmieją się, dyszą. Nie wiemy, czy są agresywni, czy nie. To nie jest miejsce, gdzie można normalnie żyć.”
Inna mieszkanka:
„Ja naprawdę boję się otworzyć okno po dwudziestej drugiej. Hałas, wyzwiska, muzyka, narkotyki. Nie ma chwili ciszy. Człowiek chodzi niewyspany, wykończony.”
„Żyjemy tu jak zakładnicy”
Najmocniejsze słowa padają na końcu rozmów.
„Jesteśmy jak zakładnicy. Nie możemy spać, nie możemy odpocząć, nie możemy wyjść na ulicę Curie-Skłodowskiej bez stresu. To jest nasze życie od lat i mamy dość.”
Mieszkańcy proszą o jedno: żeby ktoś potraktował ich głos poważnie.
„Nie chcemy wojny z nikim. Chcemy tylko normalnie żyć. To chyba nie jest dużo.”
Do Urzędu Miasta, Policji, Straży Miejskiej, Sanepidu, MZPiTU i Archidiecezji wysłaliśmy pytania dotyczące tej sytuacji. Czekamy na odpowiedzi. Do sprawy wrócimy i opublikujemy niedługo wstrząsające nagrania wideo.


