Sprawa Przedszkola Miejskiego nr 37 zaczęła się niepozornie, od kilku pytań rodziców, którzy nie potrafili zrozumieć, dlaczego placówkę zamknięto z dnia na dzień, powołując się na zagrożenie życia i zdrowia dzieci. Z czasem historia zaczęła się jednak rozrastać, a im więcej dokumentów ujawniano, tym więcej pojawiało się znaków zapytania. Dziś nie ma już wątpliwości – to nie jest zwykły lokalny spór, który da się wyjaśnić kilkoma zdaniami ze strony magistratu. To sprawa, w której działania władz Olsztyna badają już instytucje państwowe, a lista tych instytucji wydłuża się z tygodnia na tydzień.
RPO potwierdza: wątpliwości mieszkańców są zasadne
Do postępowania dołączył właśnie Rzecznik Praw Obywatelskich. W piśmie przesłanym do mieszkanki Olsztyna i do redakcji potwierdzono, że zgłoszone wątpliwości są na tyle istotne, iż zasługują na interwencję. RPO nie tylko zapoznał się z materiałem, ale uznał, że sprawa może dotyczyć naruszeń procedur oraz praw obywatelskich. To bardzo poważna diagnoza, bo Rzecznik nie zajmuje się błahostkami – trafiają do niego sprawy, w których istnieje realne ryzyko, że instytucje publiczne zawiodły lub przekroczyły swoje uprawnienia.
Sprzeczne wersje władz i brak podstaw do likwidacji
Z pisma wynika, że RPO przyjrzał się szczególnie rozbieżnościom w informacjach przekazywanych przez władze miasta. Wiceprezydent Sylwia Rembiszewska-Piątek tłumaczyła likwidację przedszkola złym stanem technicznym, ryzykiem związanym z azbestem i koniecznością dbania o bezpieczeństwo dzieci. Tymczasem kilka miesięcy później ten sam budynek otwarto ponownie, tym razem jako siedzibę zastępczą dla innego przedszkola.
Rzecznik zwraca uwagę, że miasto nie przedstawiło opinii sanepidu ani nadzoru budowlanego, choć oba urzędy potwierdziły, że żadnej analizy nie przeprowadzały. Oficjalną podstawą decyzji okazała się jedynie prywatna ekspertyza techniczna, zamówiona przez dyrektorkę placówki. Dokument ten, co RPO stwierdza wprost, nie ma żadnej mocy urzędowej, a mimo to posłużył jako argument do likwidacji przedszkola.
Budynek najpierw „zagrażał życiu”, a potem znów przyjął dzieci
W tej układance jest jednak jeszcze jeden element, który od początku budził zdumienie rodziców. Władze miasta mówiły o „zagrożeniu życia i zdrowia dzieci”, a następnie bez wahania umieściły w tym samym miejscu inne dzieci. Dla RPO to sygnał, że coś w argumentacji ratusza się nie spina i że należy sprawdzić, czy mieszkańcy nie byli wprowadzani w błąd.
Rzecznik analizuje również brak publikacji nagrań z sesji Rady Miasta. Od czerwca 2025 roku w BIP nie pojawiło się ani jedno nagranie — mimo że publikowanie obrad jest standardem wymaganym przez prawo. Dla RPO to poważny problem, bo utrudnia obywatelom kontrolę nad działaniami samorządu.
Cztery instytucje państwa badają tę samą sprawę
Do sprawy dołączył już szereg instytucji. Prokuratura bada, czy prezydent Robert Szewczyk mógł przekroczyć uprawnienia, podejmując decyzję o likwidacji na podstawie dokumentów, które nie miały charakteru urzędowego. Wojewoda przygląda się legalności uchwały likwidacyjnej i temu, czy radni otrzymali pełną, a nie wybiórczą wiedzę o stanie budynku. Najwyższa Izba Kontroli analizuje zawiadomienie dotyczące nadzoru nad przedszkolami publicznymi i niepublicznymi. Teraz Rzecznik Praw Obywatelskich prowadzi własne działania i czeka na odpowiedź prezydenta.
Olsztyn jeszcze nigdy nie znalazł się w sytuacji, w której cztery instytucje państwowe jednocześnie badają decyzje dotyczące jednego obiektu oświatowego. To bez precedensu.
Prezydent od miesiąca milczy. Czy ratusz coś ukrywa?
W tej historii coraz bardziej uderza nie to, co mówi ratusz, lecz to, czego nie mówi. Od ponad miesiąca prezydent Robert Szewczyk nie odpowiedział na pytania zadane przez redakcję TKO. Nie reaguje na wnioski, nie komentuje nowych ustaleń na swoim Facebooku, ignoruje prośby o wyjaśnienia. Taka cisza, w sytuacji, gdy sprawę badają kolejne organy państwa, budzi pytania, których trudno już nie zadawać głośno.
Co właściwie wydarzyło się w Przedszkolu Miejskim nr 37? Dlaczego budynek był „zagrożeniem”, a kilka miesięcy później przestał nim być? Dlaczego nie ma opinii sanepidu ani nadzoru budowlanego? I najważniejsze: dlaczego prezydent, odpowiedzialny za podjęcie tych decyzji, nie chce o nich rozmawiać?
Czy ratusz coś ukrywa? Mieszkańcy zasługują na jasną odpowiedź. Jeśli jej nie otrzymają od władz miasta, być może udzielą jej cztery instytucje państwowe, które już prowadzą swoje postępowania.


