Władze Olsztyna od miesięcy zmagają się z narastającą falą kontrowersji dotyczących sposobu zarządzania miejską siecią przedszkoli. W centrum sprawy znajdują się prezydent Robert Szewczyk oraz wiceprezydent Sylwia Rembiszewska-Piątek — osoby odpowiedzialne za politykę edukacyjną miasta. Pojawia się nowy wątek: postępowanie prokuratury w sprawie przedszkola, które zostało zamknięte z powodu „zagrożenia życia i zdrowia dzieci”, a kilka miesięcy później ponownie udostępnione… jako siedziba innego miejskiego przedszkola. Na te kwestie nakładają się zawiadomienia mieszkańców kierowane do wojewody, Najwyższej Izby Kontroli, PINB, sanepidu oraz najnowsze do prokuratury. Wszystkie dotyczą działań ratusza.
Zamknęli przedszkola „dla bezpieczeństwa”. Teraz ich wersja zaczyna się sypać
Wątpliwości zaczęły pojawiać się już w momencie, gdy 2024 roku miasto ogłosiło likwidację dwóch przedszkoli: Miejskiego nr 6 przy ul. Pieniężnego oraz Miejskiego nr 37 na ul. Pana Tadeusza. Oficjalne komunikaty ratusza były wówczas bardzo jednoznaczne. Mówiono o złym stanie technicznym, o „zagrożeniu życia i zdrowia dzieci”, o konieczności natychmiastowej reakcji. Wiceprezydent Sylwia Rembiszewska-Piątek tłumaczyła, że budynki są wyeksploatowane, wymagają pilnych remontów i nie spełniają podstawowych wymogów bezpieczeństwa.
Mieszkańcy odkrywają szokujące fakty. „Nie było żadnych kontroli, żadnych opinii”
Dziś okazuje się, że ta narracja zaczyna się załamywać. Mieszkańcy, którzy poprosili o udostępnienie dokumentów, odkryli, że ani Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, ani sanepid – czyli instytucje odpowiedzialne za ocenę bezpieczeństwa budynków – nie przeprowadziły w placówce żadnych kontroli, nie wydały opinii i nie były proszone o żadne stanowisko. Kluczowym dokumentem, na który powoływał się ratusz, okazała się prywatna ekspertyza techniczna wykonana na zlecenie… dyrektorki przedszkola.
Budynek „pełen azbestu” znów przyjmuje dzieci. Ratusz tłumaczy to coraz gorzej
Jeszcze większe zdumienie wywołało to, co stało się później. Budynek, który według władz miasta „nie nadawał się do dalszego użytkowania”, został zlikwidowany jako przedszkole, a następnie udostępniony jako siedziba zastępcza dla innej miejskiej placówki – Przedszkola Miejskiego nr 20. Prezydent Robert Szewczyk w mediach społecznościowych przyznawał, że obiekt jest pełny azbestu i że jego remont jest nieopłacalny, ale jednocześnie zapewniał, że budynek „jest bezpieczny tak długo, jak nie zostanie uszkodzony” i że „zgoda na użytkowanie obowiązuje do 2030 roku”.
PINB prostuje narrację prezydenta. „Żadnej zgody nie wydaliśmy”
Problem w tym, że Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego jednoznacznie odpowiedział redakcji TKO: żadnej „zgody na użytkowanie” nie wydawał, a ekspertyza prywatnej firmy IBS Budownictwo nie ma statusu dokumentu dopuszczającego budynek do działalności oświatowej. PINB wprost stwierdził, że nie został poinformowany o ponownym udostępnieniu obiektu dzieciom, nie prowadził żadnych kontroli i nie planuje badać sprawy, ponieważ – w jego ocenie – nie doszło do zmiany sposobu użytkowania budynku.
Kolejna afera: zamknięcie „Dorotki” bez zachowania prawa. Miasto wiedziało i nie reagowało
W tym samym czasie narastała druga afera – związana z niepublicznym przedszkolem „Dorotka”. Rodzice ujawnili, że placówka została zamknięta z pogwałceniem prawa oświatowego, dyrekcja nie zachowała ustawowego sześciomiesięcznego terminu, a miasto mimo to nie przeprowadziło żadnych działań nadzorczych. Co więcej, władze publicznie przyznały, że naruszenie przepisów miało miejsce, lecz – jak stwierdzono – „nie było czasu” ani środków, by reagować.
Lawina zawiadomień. NIK, wojewoda, PINB, sanepid i teraz prokuratura
To wszystko sprawiło, że mieszkańcy zaczęli kierować zawiadomienia do różnych instytucji kontrolnych. Najpierw do Najwyższej Izby Kontroli, wskazując zarówno na nieprawidłowości w nadzorze nad „Dorotką”, jak i sprzeczne decyzje dotyczące PM37, potem do wojewody z prośbą o zbadanie legalności działań ratusza. W końcu – do prokuratury.
Prokuratura bada działania Roberta Szewczyka. Czy prezydent przekroczył uprawnienia?
Odpowiedź Prokuratury Okręgowej w Olsztynie nie pozostawia pola do interpretacji. Postępowanie sprawdzające trwa, a prokuratura analizuje, czy prezydent Robert Szewczyk mógł przekroczyć uprawnienia, podejmując decyzję o likwidacji przedszkola z powodu złego stanu technicznego, a następnie – dopuszczając ten sam budynek do użytku jako obiekt zastępczy dla innej grupy dzieci. Prokuratura bada także wątek braku opinii sanepidu, braku kontroli PINB, a wojewoda, czy radni nie zostali wprowadzeni w błąd podczas głosowania nad likwidacją placówki.
Możliwe zarzuty karne dla władz Olsztyna. Stawka jest dużo wyższa, niż się wydaje
Sprawa Przedszkola Miejskiego nr 37 może mieć dla władz Olsztyna poważne konsekwencje. Jeśli prokuratura uzna, że likwidacja placówki i późniejsze dopuszczenie tego samego budynku do użytkowania zostały przeprowadzone z naruszeniem prawa, prezydent Robert Szewczyk oraz osoby odpowiedzialne za nadzór nad oświatą mogą usłyszeć zarzuty przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków. To przestępstwo zagrożone karą nawet do 3 lat pozbawienia wolności. Ewentualna decyzja wojewody o wszczęciu postępowania nadzorczego mogłaby także doprowadzić do uchylenia uchwały likwidacyjnej i zakwestionowania całego procesu, a dodatkowo otworzyć drogę do odpowiedzialności dyscyplinarnej urzędników oraz do roszczeń cywilnych ze strony rodziców. W tle pozostają również konsekwencje polityczne: utrata zaufania publicznego, ryzyko wotum nieufności wobec wiceprezydent odpowiedzialnej za edukację oraz coraz ostrzejsza krytyka ze strony mieszkańców i opozycji. Wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek problemów, a ostateczny los sprawy zależy od dokumentów, o które prokuratura zwróciła się już do ratusza.
Rekrutacyjny bałagan trwa. Mniej dzieci w miejskich przedszkolach
Problemy ratusza nie kończą się jednak na przedszkolach. W tle wciąż pozostaje kwestia rozdzielenia miejskiej i prywatnej rekrutacji, która mogła doprowadzić do nieotwarcia czterech miejskich grup, zwolnień nauczycieli i rekordowo wysokich dotacji dla sektora prywatnego.
Sprawa trafia do Sejmu. Posłanka żąda kontroli w Olsztynie
Interwencję w sprawie sytuacji w olsztyńskiej oświacie podjęto już nie tylko na poziomie lokalnym. Do Sejmu trafiła obszerna interpelacja poselska , która wprost wskazuje, że chaos w zarządzaniu przedszkolami w Olsztynie przekroczył ramy zwykłych trudności organizacyjnych. Poseł domaga się od Ministerstwa Edukacji natychmiastowej kontroli doraźnej, argumentując, że Olsztyn stał się przykładem systemowych zaniedbań, nieprzejrzystych decyzji i braku realnego nadzoru nad bezpieczeństwem dzieci.
Zaufanie do władz się kruszy. Mieszkańcy czekają na odpowiedzi, których wciąż nie ma
Dziś sprawa ma już nie tylko wymiar społeczny, ale i prawny. Gdy prokuratura analizuje dokumenty, a wojewoda rozważa kontrolę legalności, zaufanie mieszkańców do miejskich władz zaczyna się kruszyć. Z każdym kolejnym pismem, każdą odpowiedzią PINB czy sanepidu oraz każdym milczeniem ratusza rodzą się nowe pytania, na które władze Olsztyna – póki co – nie potrafią udzielić jednoznacznej odpowiedzi.