Co roku w sezonie wakacyjnym internet obiegają zdjęcia tzw. paragonów grozy. To rachunki z lokali gastronomicznych w popularnych kurortach, które potrafią mocno zaskoczyć turystów. W 2025 roku nie brakuje przykładów z Zakopanego, Ustki czy Władysławowa, gdzie ceny śniadania sięgają ponad 200 zł, rybnego obiadu niemal 400 zł, a skorzystanie z toalety kosztuje 8 zł. Zjawisko to budzi żywą dyskusję, ponieważ rachunki często przewyższają oczekiwania odwiedzających, a w sieci pojawia się coraz więcej ostrzeżeń i relacji zdumionych klientów.
Mazury także zaskakują rachunkami
Mazury od lat przyciągają turystów malowniczymi krajobrazami i wyjątkową atmosferą letniego wypoczynku. Jednak w tym sezonie, obok pięknych jezior i widoków, coraz częściej zwraca się uwagę na ceny w restauracjach. Jak podał serwis 02.pl, w Węgorzewie w piątkowe popołudnie niemal wszystkie stoliki w jednej z popularnych restauracji stały puste – mimo trwającego sezonu.
Jedna z rodzin podzieliła się swoim doświadczeniem – za trzy dania i napój rachunek wyniósł 180 zł. Zupa pomidorowa z makaronem, pierogi ruskie i napój dla dziecka kosztowały 66 zł, a grillowana pierś kurczaka z dodatkami dla dwóch osób – 92 zł. Jak relacjonują turyści, gdyby zamówiono jeszcze jeden napój, suma rachunku przekroczyłaby 200 zł.
Menu bogate w specjały, ale nie dla każdego portfela
W kartach mazurskich restauracji nie brakuje zarówno klasyki, jak i regionalnych specjałów. Według informacji o2.pl, tradycyjny schabowy kosztuje około 48 zł, kartacze – 40 zł, a wegetariańskie gołąbki z kaszą i grzybami – 32 zł. W ofercie pojawiają się także ryby: sandacz – 19 zł, szczupak, miętus lub okoń – 18 zł, sielawa – 17 zł. Do tego dodatki w cenie 24 zł, zupa rybna z filetem z sandacza za 25 zł czy sałatka okoniowa za 32 zł.
Choć ceny potrafią odstraszać, wielu turystów przyznaje, że klimat i uroki Mazur rekompensują wysokie rachunki. Dla odwiedzających liczą się przede wszystkim piękne widoki i wspomnienia, które – mimo drożyzny – pozostają bezcenne.
źródło: o2.pl