Z pozoru zwyczajny rachunek, zaledwie kilka pozycji – zupa, danie główne, napój. A jednak wystarczył jeden paragon, by w internecie zawrzało, komentarze mówią jedno: zaczęło się lato i… sezon na „paragony grozy”.
Paragon z Mikołajek. Kilka dań i prawie 300 zł
Zdjęcie rachunku z jednej z restauracji w Mikołajkach opublikowano na profilu „Spotted: Białystok”. Na paragonie pojawiły się konkretne pozycje:
- zupa tajska – 39 zł
- kotleciki jagnięce – 140 zł
- sandacz z frytkami i surówką – 67 zł
- lemoniada – 13 zł
- rosół z makaronem – 27 zł
Łącznie: 286 zł.
Autor posta nie krył zaskoczenia i nazwał rachunek „paragonem grozy”. Podobnie zareagowali internauci – dla jednych ceny są szokujące, dla innych całkowicie uzasadnione. Komentarze nie pozostawiają złudzeń – temat podzielił opinię publiczną.
W komentarzach wrze. Czy to naprawdę groza?
Pod postem na Facebooku wylała się fala komentarzy. Niektórzy pisali: „Rosół za 27 zł? To tylko wywar z wodą!”. Inni bronili restauracji: „Widziały gały co brały” – podkreślali, przypominając, że w menu ceny są jawne, a nikt nie zmusza do zamawiania drogich dań. Jedni wskazywali na realia rynku i wysoką jakość składników.
Czy to faktycznie przesada? Głosy są podzielone
Fakt pozostaje jeden – paragon pochodzi z Mikołajek, jednego z najpopularniejszych kurortów na Mazurach. Tu ceny od lat są wysokie, szczególnie w lokalach serwujących dania z górnej półki. Zestaw z jagnięciną i sandaczem to nie jest typowe obiadowe menu, a raczej kulinarna uczta. Czy 286 zł za taki zestaw to dużo? Dla jednych tak, dla innych – uczciwa cena za jakość, lokalizację i obsługę.
Sezon dopiero się zaczął, a Mazury, wybrzeże czy Zakopane od dawna są miejscami, gdzie ceny bywają zaskakujące.

