Mieszkańcy miejscowości graniczących z obwodem kaliningradzkim są zaniepokojeni. W Kaliningradzie Rosjanie zgromadzili dużą ilość sprzętu wojskowego, niedaleko mieści się ich poligon wojskowy, a nad domami latają rosyjskie śmigłowce.
Rosyjskie śmigłowce nad domami
Mieszkańcy wsi położonych w strefie przygranicznej nie kryją niepokoju. Zdarza się, że nad ich domami przelatują rosyjskie śmigłowce.
– Od mojego domu do granicy jest 800 metrów. Śmigłowiec przeleciał nad moim domem na wysokości 50 metrów, tak, że widziałem rosyjską flagę na boku maszyny. Hałas był straszny, kółko nad wsią zatoczył i poleciał z powrotem do siebie. Córka przestraszona pobiegła flagę ukraińską ściągać z krzykiem, że pójdziemy na pierwszy ogień. Tak flagę schowali, że dwa dni jej szukałem, myślałem, że zakopali ją czy może ze strachu spalili. To była rosyjska prowokacja, oni dobrze wiedzą, że tu Ukraińcy mieszkają i dają sygnał, że w każdej chwili mogą przyjść – powiedział 64-letni Zenon Hrybek z Pędziszewa w województwie warmińsko-mazurskim, który jest potomkiem Ukraińców wywiezionych do Polski w 1947 roku w ramach akcji Wisła.
Śmigłowce nad domami to prowokacja?
Takie domysły snuje sołtys wsi Grzechotki w województwie warmińsko-mazurskim, 52-letni Piotr Huk, ponieważ śmigłowiec przeleciał bardzo nisko, aby nie mogły go wykryć wojskowe radary, tuż po tym, jak Polska poinformowała o zamknięciu dla rosyjskich samolotów swojej przestrzeni powietrznej.
– Może się założyli, czy ich namierzą, czy nie, nisko nad wioską przelecieli. Wszystko aż się trzęsło. Wszystko tak szybko to się potoczyło, że nikt nie zdążył zrobić zdjęć i radar żaden go nie uchwycił. Zauważyłem, że miał na dziobie działko – opowiadał „Faktowi” sołtys.
Rosyjski poligon tuż obok granicy
Sołtys Piotr Huk zaznacza też, że w lesie nieopodal granicy Rosjanie mają poligon wojskowy, skąd ciągle słychać krzyki i strzały.
– Boimy się – nie ukrywa pan Zenon Hrybek. – Kuzyn opowiadał, jak w nocy czołgi ładowali na wagony kolejowe. Takie echo szło, jakby tutaj do nas jechali. Jak siałem pszenicę, to trzy dni strzelali i łomot był na poligonie.
Podobnie wygląda sytuacja w innych przygranicznych wsiach.
„Nie ma dokąd uciekać”
63-letni Mieczysław Czarnuszewicz ze Szczurkowa również nie kryje obaw.
– U nas przez środek wsi przebiega granica, kiedyś był tu pas graniczny. Rosjanie codziennie bronowali, traktor chodził w tą i z powrotem, a teraz wszystko jest zabezpieczone elektronicznie. Jakby Ruscy się na nas ruszyli, to nawet nie ma dokąd uciekać, wojsko polskie dopiero w Bartoszycach. Tu po wojnie pełno było poniemieckich bunkrów po lasach, ale ruskie wysadziły je w powietrze. Został tylko jeden we wsi i jeden na polu. Może tam będzie można się schować – zastanawia się mężczyzna.
Mieszkańcy przygranicznych terenów myślą o możliwości ataku ze strony Rosjan i o obronie.
– Jak cisza jest, to słyszę, jak ruskie krowy ryczą za granicą. Od urodzenia mieszkam tutaj i nie boję się, jestem myśliwym, jak coś karabiny ustawię w oknach i będę się bronił – deklaruje sołtys Jarocina, 60-letni Sergiusz Kaliszuk.
– Na razie mamy spokój. U nas jest jak na końcu świata, nic się nie dzieje. Przejścia graniczne w Gronowie i Gołdapi zostały zamknięte, tylko Grzechotki i Bezledy są otwarte – uspokaja sołtys wsi Grzechotki, 73-letni Marian Wasiak.
źródło: Fakt.pl
Może po grzymowicza lecą. Zabiorą go do siebie żeby im tramwaje wybudował. To taki ruski innowator
Panie dziennikarz fantasy…. przestań Pan pić bo urojenia przebijają chęć zasłonięcia z bzdurnych informacji