Sąd Okręgowy w Olsztynie w dniu 12 maja 2020 r. uwzględnił zażalenie prokuratora oraz pełnomocnika oskarżycielek posiłkowych i zastosował tymczasowe aresztowanie na okres 3 miesięcy wobec Adama D. podejrzanego o spowodowanie tragicznego w skutkach wypadku drogowego w Szczytnie.
W Szczytnie rozpędzony ford mustang, który chwilę wcześniej wyprzedzał inne auto, wjechał w wózek z bliźniętami. Wózek z 1,5-rocznymi dziećmi prowadziła babcia, opiekunka chciała przejść przez jednię, stała na chodniku. Auto następnie wjechało w metalowy płot, staranowało go i zatrzymało się na budynku. Bracia trafili do szpitala w bardzo poważnym stanie, niestety jeden z nich nie przeżył.
Teraz rodzina, która doświadczyła tej potworności prosi internautów o pomoc w leczeniu ocalonego bliźniaka.
Zorganizowano zbiórkę na stronie: www.siepomaga.pl/bartus gdzie czytamy w opisie:
Krótki moment. Jedna sekunda. Rozpędzony samochód, który za nic ma ograniczenia prędkości. Dziecięcy wózek z rozpędzonym pojazdem nie ma żadnych szans. Tragedia to za małe słowo. Żadne z nich nie jest w stanie opisać tego wydarzenia.
Mieliśmy wszystko. Szczęście, rodzinę, zdrowie, codzienność. Teraz tamte chwile wydają się być nierealne. Jak sielanka, do której już nigdy nie wrócimy. Ten etap oddzielony grubą kreską. Pozostała rzeczywistość, w której musimy funkcjonować, mimo że serca pękły nam na pół.
O tej tragedii słyszała cała Polska – w wózek bliźniaków wjechało auto. Ktoś nie zachował ostrożności, ktoś zignorował zasady bezpieczeństwa. Ktoś zrujnował nam życie. Nie wiem, czy kiedyś poniesie konsekwencje. Ja i moja rodzina ponosimy je każdego dnia.
Kuba i Bartuś – bliźniaki. Podobni, a jednak różni. Jeden uważniejszy, drugi szalony pełen energii. Obaj niesamowicie radośni, ciekawi świata. Przed nimi było całe życie. Było. Kubuś już nigdy nie pośle nam swojego spokojnego uśmiechu, nie zdmuchnie świeczek na kolejnym urodzinowym torcie. Nie wdrapie się na kolana, by powiedzieć “mamo”. Bartuś miał więcej szczęścia, choć w tej sytuacji szczęściem trudno to nazwać. Tuż po uderzeniu wypadł z wózka i to okazało się dla niego ratunkiem.
To o niego toczymy walkę każdego dnia. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że przez to wydarzenie jeszcze jedno małe serduszko mogłoby się zatrzymać.
Bartuś dokonał niemożliwego, lekarze mówili, że nie ma szans, by przeżyć. Miał już nigdy się nie ruszać. Nie nawiązywać reakcji, nie reagować. Mój mały wojownik zaskoczył wszystkich. Czasem zastanawiam się, czy to Kubuś gdzieś z góry dodaje mu sił, byśmy nie wpadli w otchłań rozpaczy…
Bartuś przeszedł długą drogę. Za nim 8 ciężkich operacji. Ponad 2 miesiące spędzone na OIOM-ie z daleka od bliskich, rodziny, od tych, którzy kochają i troszczą się najbardziej. Kiedy mogłam do niego dołączyć, by móc go wspierać w szpitalnej walce to była jednocześnie ogromna ulga, ale też potężny cios. Kiedy zobaczyłam moje dziecko. Tego widoku nigdy nie zapomnę. Nagle, z całą siłą dotarło do mnie, że to nie koszmar, a przerażająca rzeczywistość.
Lekarze nie chcą i nie mogą przygotowywać prognoz. Bartuś jest jeszcze malutki, a reakcje jego organizmu są trudne do przewidzenia. Wiemy jednak, że po takich obrażeniach przed nami ogrom pracy, który będziemy musieli wykonać, by zawalczyć o jego przyszłość. By dać mu szansę na rozwój, na samodzielność.
Obecny stan Bartka wymaga intensywnej rehabilitacji, wieloletniego leczenia specjalistycznego w kilkunastu poradniach. Uszkodzona jest lewa półkula mózgu, Bartosz ma niedowład prawej strony ciała, wciąż nie możemy się pozbyć rurki tracheotomijnej przez bezdechy afektywne. Poważnie uszkodzony jest wzrok. Lekarze być może będą mogli nam pomóc, ale lista zabiegów i operacji wciąż jest długa. Rozważamy leczenie i rehabilitację w różnych ośrodkach – nie tylko w Polsce, ale także za granicą, gdzie pomoc niesiona jest również dzieciom w jego wieku. Jestem zdeterminowana. Muszę działać! Musimy ruszyć do walki o jego zdrowie i przyszłość!
Dla Bartusia ostatnie miesiące to potworna trauma. Na widok stetoskopu i kitla lekarskiego reaguje przerażeniem, boi się ludzi w maseczkach. Wypadek go zniszczył, a przed nami postawił wyzwanie, któremu musimy sprostać bez względu na wszystko. Niestety, każda konsultacja, każda godzina żmudnej i trudnej rehabilitacji, zakup sprzętu to ogromne koszty. Potrzeby rosną, a my już wiemy, że ta walka będzie kosztować setki tysięcy złotych. Sami nie zdobędziemy tej kwoty, a to dopiero początek. Proszę, pomóż nam zapewnić Bartusiowi start, który wyrwie go z otchłani skutków tego tragicznego wydarzenia.
Jedno z dwóch żyć udało się uratować. Dopóki trwa, wiemy, że warto prowadzić nierówną walkę o lepszy los. Nie będzie łatwo, ale zawsze warto. Cena jest wysoka, ale jeśli pomożesz, odbijemy się od dna. Muszę w to wierzyć. Ta wiara trzyma przy życiu również mnie.
Sprawca wypadku (chociaż ciężko tu mówić o wypadku) powinien ponieść wszelkie koszty leczenia. Oprócz kary więzienia powinno się go zmusić! Skoro go było stać na mustanga, to jest go stać na leczenie Bartusia. A jak nie ma, to niech zlicytują mu wszystkie nieruchomości i ruchomości. Jak dalej będzie za mało, to niech sprzeda swoje organy do przeszczepu!!!
Szkoda tylko że sprawcą wcale nie siedzi….