W miniony weekend na poznańskim torze wyścigowym odbył się piąty i szósty wyścig sezonu Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski. Z powodu odwołania październikowej rundy Pucharu Europy i Mistrzostw Polski w czeskim Moście, poznańskie zawody były zmaganiami kończącymi sezon 2021. Na polach startowych tak zwanej „królewskiej” klasy Superbike oglądać mogliśmy między innymi zawodnika olsztyńskiego zespołu Graften Motorsport – Daniela Mańkowskiego.
Przypomnijmy, Graften Motorsport to zespół, który zasłynął kilka lat temu z tego, że jako pierwszy na świecie zaczął wykorzystywać projektowane przez siebie drukarki 3D do tworzenia części montowanych w swoich wyścigówkach.
Jeżdżący motocyklem BMW S1000RR, Daniel Mańkowski finalnie wywalczył w barwach swojego zespołu i Motoklubu Olsztyn, tytuł II V-ce Mistrza Polski w najwyższej klasie polskiego czempionatu. Jednocześnie jest najwyżej sklasyfikowanym olsztyniakiem w historii klasy Superbike Mistrzostw Polski.
– Mam za sobą niesamowicie pozytywny weekend wieńczący zmagania tego jakże trudnego dla mnie i pracowitego sezonu. Żeby dobrze opowiedzieć całą historię, cofnę się do sezonu 2020. Będąc wtedy „na fali” byłem gotowy do walki nie tylko o podia w Mistrzostwach Polski, ale również o najwyższe trofeach w innych seriach wyścigowych. Niestety tak jak nieomal w każdej innej dyscyplinie, tak i w naszych mistrzostwach COVID uniemożliwił nam przeprowadzenie wszystkich rozgrywek. Doprowadziło to do sytuacji, że ze względu na zbyt małą ilość rozegranych zawodów nie rozdano tytułów mistrzowskich za 2020 rok. Moja wysoka motywacja i zapał mimo to nie gasły. Z utęsknieniem wyczekiwałem nowego sezonu. Przygotowania rozpocząłem jesienią zeszłego roku, dużo trenując między innymi na Motocrossie, SuperMoto itd. Z lekkim opóźnieniem i odwołaną majową rundą w końcu wystartował nowy sezon. Wszystko szło zgodnie z planem, krok po kroku dokonywałem postępów. Niestety na niecałe dwa tygodnie przed pierwszymi zawodami, podczas treningu na torze Poznań zaliczyłem bardzo groźny wypadek. Po najechaniu na nierówności, przednie koło straciło przyczepność przy prędkości około 200 km/h. Szczęśliwie nie uległem żadnej kontuzji, ale mój motocykl wymagał pilnej naprawy.
Wyścigówkę odebrałem z serwisu dosłownie kilka godzin przed wyjazdem na Słowację, gdzie odbyć się miała pierwsza runda Pucharu Europy AAC i Mistrzostw Polski – WMMP. Już podczas treningów okazało się, że nie jest dobrze. W trakcie jazdy co chwila wychodziły nowe i niebezpieczne usterki. Najpierw przed bardzo szybkim zakrętem odpadł mi przedni błotnik i wpadł prosto pod przednie koło. W kolejnej sesji odkręciła się i zupełnie oderwała od motocykla kierownica. Jakby tego było mało w drugim, deszczowym wyścigu tamtych zawodów nie działa mi kontrola trakcji — bez niej właściwie nikt już nie jeździ w takich warunkach. To chyba cud, że podczas tamtego weekendu nie uległem kolejnym wypadkom i ukończyłem oba wyścigi.
Do domu wróciłem mocno zdezorientowany. Pod presją czasu zrobiłem, co mogłem, żeby tym razem samemu usunąć usterki. Za niecałe dwa tygodnie mieliśmy przecież II rundę w Poznaniu.
Na treningach poprzedzających polskie zawody ciągle niepokoiło mnie zachowanie motocykla. I wtedy stało się oczywistym, że do rywalizacji będę musiał stanąć z usterką zawieszenia, której nie da się na miejscu wyeliminować. Był to też moment, w którym moja motywacja przygasała. Nic nie szło, tak jak powinno. Na domiar złego w trakcie wyścigu powrócił problem „pompującego przedramienia”, wywołujący drętwienie dłoni. Mimo to ukończyłem obydwa wyścigi, ale najbardziej cieszyłem się z tego, że przed nami są dwa miesiące przerwy. To była dla mnie szansa na doprowadzenie motocykla i siebie do porządku.
Na ostatnią rundę ruszyłem ze sprawnym motocyklem, pozytywną energią i kilkoma pomysłami na korektę mojego stylu jazdy. Czwartkowe i piątkowe sesje mimo kapryśnej pogody przepracowałem owocnie. Efektem tego było coraz lepsze tempo i powrót wielkiej radości z jazdy.
Po dobrych kwalifikacjach przyszedł czas na sobotni wyścig. Do łączonego biegu klas Superbike i Superstock 1000 startowałem z dziewiątego pola. Niestety system startowy Lunch Control i sprzęgło sprawiło mi dziwnego psikusa. Przez to ze świateł ruszyłem jako ostatni, siedemnasty zawodnik. Podirytowany tym faktem wiedziałem, że przede mną będzie bardzo trudny wyścig. W pierwszych okrążeniach miałem wrażenie, że wyprzedzaniu i walce z rywalami nie ma końca. Z tymi bardziej zawziętymi musiałem stoczyć ostrzejsze pojedynki. Finalnie na metę dojechałem jako czwarty w swojej klasie Superbike, zaledwie 6 sekund za podium. To był jeden z tych wyścigów, który zapadnie w mojej pamięci na długo. Znów mogłem pokazać swój potencjał i niczym niezmąconą wolę walki.
Po tym biegu moja przewaga w generalce nieznacznie umocniła się, ale ciągle była mocno zagrożona. Wyjątkowo uzdolniony i jeden z najlepszych polskich kierowców, który na co dzień startuje w Mistrzostwach Świata EWC, tracił do mnie tylko kilka punktów. Przed niedzielnym wyścigiem szybko przekalkulowaliśmy, że w przypadku wygrania przez niego wyścigu, ja na metę muszę dojechać najdalej trzeci. Na polach startowych ustawiłem się z bojowym nastrojem, gotów do podjęcia wyzwania. Niestety Markowi motocykl odmówił posłuszeństwa i finalnie musiał wycofać się z wyścigu, już na początku pierwszego okrążenia. Przez większość czasu jechałem na 3 pozycji w klasie Superbike. Na cztery okrążenia przed końcem rywalizacji spadłem o jedną pozycję, której nie udało mi się odzyskać. Wiedziałem już wtedy, że do mety wiozę swój pierwszy tytuł w Mistrzostwach Polski i chyba tylko to miało tam dla mnie znaczenie. Po raz kolejny udowodniłem sam sobie, że choćby nie wiem jak źle nam szło, to przenigdy nie wolno się nam poddawać! Jeśli jesteś prawdziwym fighterem to wiesz, że zawsze liczy się wynik końcowy: spełnienie naszych marzeń! – przyznaje sam zawodnik.
Osoby chętne do śledzenia dalszych losów zespołu mogą odwiedzić stronę: Graften Motorsport.
Źródło: Graften