Z Katarzyną Staszko, wokalistką The Lollipops i dziennikarką radiową, rozmawiamy o rock and rollu, kasie za granie i karierze.
Co słychać w The Lollipops?
– Jesteśmy już po nagraniu wszystkich utworów na album. Wszystko trwa już dość długo, ale mam nadzieję, że płyta wyjdzie na wiosnę. Pierwszy album wydaliśmy w 2011, a drugi wyjdzie w 2014, więc trzy lata oczekiwania na nową płytę to stanowczo za długo. Pracujemy też nad nowymi kawałkami. The Lollipops siedzi teraz w studiu, nagrywa i chodzi na cudze koncerty.
Byliście blisko przebicia się do mainstreamu. Wasze kawałki puszczała „Trójka”. Zaproszono was na festiwal Top Trendy. Teraz zrobiło się o Was jakby ciszej…
– Próbujemy to z chłopakami rozkminić. Co tak naprawdę trzeba zrobić, żeby być o jeden krok dalej. Długo zrzucaliśmy winę, że Olsztyn to nie Warszawa. Na Top Trendy w tym samym konkursie występowała Honorata „Honey” Skarbek, o której wtedy nic nie wiedziałam. Jej kariera potoczyła się spektakularnie. Oczywiście „Honey” gra zupełnie inną muzykę.
Na pewno pomaga bycie w centrum, wśród ludzi, którzy zajmują się tym samym. Często karierę robią zespoły, które pojawiały się w „Trójce”. Kiedyś zrobiłam materiał z Afrokolektywem. Muzycy opowiadali o tym, że zanim przyjdzie sukces, to trzeba zetrzeć kolana i mnóstwo czasu dokładać do grania. Nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi przełom. Wydaje mi się, że chłopacy z Eneja, idąc do Polsatu nie spodziewali się tego, jak potoczy się ich kariera. Na pewno trzeba być w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. No i oczywiście nie można się poddawać.
Czy można żyć w Olsztynie z grania?
– Tak. My tego nie robimy, ale wiem, że można się utrzymać z muzyki. Na pewno na początku robisz muzykę przy okazji. Masz normalną pracę i w pewnym momencie okazuje się, że zaczynasz żyć z grania. Zauważ, że często muzycy zajmują się produkcją i menadżerowaniem. Czyli tak naprawdę zarabiają wciąż na muzyce. Mamy też bandy coverowe, a granie cudzych kawałków wcale nie jest proste. Sama lubię chodzić na koncerty dobrych cover bandów. Oczywiście nie wystarczy po prostu grać, trzeba też mieć dobry kontakt z publicznością. Z takiego grania można spokojnie spłacać kredyty.
Jesteście zespołem grzebiącym godzinami w studiu, czy też stawiacie na żywioł koncertowy?
– Powinieneś zapytać chłopaków o to, ile mają efektów dźwiękowych i zobaczyć na próbie jak jeden kręci w „piecu”, a drugi słucha. Mieliśmy śmieszną sytuację. Przez pół godziny próbowaliśmy odkryć dlaczego gitara Jacka „sieje”. Ostatecznie okazało się, że był problem z uziemieniem. Czasami okazuje się, że w jednym miejscu pojawia się konkretny dźwięk, który jest najważniejszy w całym utworze. Tak też mieliśmy w nowym kawałku, który ostatnio nagraliśmy. Ten jeden dźwięk robi wszystko i słychać to później na koncertach. Dlatego tak ważne jest nagłośnienie, żeby każdy mógł usłyszeć wszystkie smaczki.
Podobno będzie można ciebie usłyszeć na płycie zespołu Burnin Hearts?
– Tak i zapraszam wszystkich w sobotę (30.11.) do Vinyla, gdzie chłopaki z Burnin Hearts zagrają koncert. Ja też tam się pojawię i zaśpiewam. Miałam okazję śpiewać na jednym radiowym nagraniu i dograłam wokal na ich nową płytę. Śmiesznie się złożyło, że w trasę jeździmy z jednym kierowcą.
The Lollipops – pochodzący z Olsztyna zespół grający noise-pop. Ich debiutancka płyta „Hold” została wydana w 2011 roku.