Austriacka firma Binderholz od wielu miesięcy próbuje znaleźć miejsce w naszym regionie, do usytuowania swojego nowego tartaku. Do tej pory, spotykali się z oporem lokalnych mieszkańców. Teraz, mają na głowie jeszcze przedsiębiorców.
O zamiarach postawienia tartaku w naszym województwie przez Binderholz pisaliśmy już na początku roku. Wtedy, celowali w Gryźliny: Co z terenem po niedoszłym tartaku w Gryźlinach?, jednak przeszkodzili im w tym mieszkańcy, którzy nie dopuścili do sfinalizowania inwestycji. Skierowali się zatem do Nidzicy: Gigantyczny tartak z Gryźlin jednak powstanie? Inwestorzy obrali nowy cel.
Austriacka korporacja Binderholz zapowiada inwestycję na Warmii i Mazurach.
Przedsiębiorcy z branży drzewnej z regionu prognozują, że będą zmuszeni redukować zatrudnienie, a obca korporacja wykupi drewno dające pracę tysiącom pracowników w regionie. Właściciele firm drzewnych przedstawili władzom województwa swoje argumenty. Obawiają się, że ich budowane od lat firmy teraz czeka upadek, dlatego liczą na dialog i wsparcie ze strony władz. Powstanie w północno-wschodniej Polsce ogromnego tartaku firmy Binderholz kupującego w regionie 200-800 tys. m 3 drewna wytworzy tylko 50 nowych miejsc pracy. Takie są standardy w korporacyjnych, zautomatyzowanych tartakach. Dlatego protestujący przedsiębiorcy uważają, że to państwo polskie, władze regionu powinny ich chronić. To oni od 10-20 lat rozwijają tu swoje firmy, tworzą nowe miejsca pracy przy zachowaniu zasad zrównoważonego rozwoju i zdrowej konkurencji. Sami nie poradzą sobie z aspiracjami i siłą korporacji budującej swój kapitał od 50-60 lat.
W Polsce podaż drewna na rynku uzależniona jest, w zasadzie w całości, od oferty Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe i w żaden sposób nie jest skorelowana z popytem. Dlatego też pozyskanie drewna nie wzrośnie wraz z powstaniem nowego nabywcy w regionie. Pojawienie się austriackiej korporacji wśród podmiotów zainteresowanych zakupem drewna w regionie to niszczenie lokalnych przedsiębiorców. Obecnie podmioty z branży mają możliwość zakupu drewna w dwóch procesach – po pierwsze poprzez przetargi ograniczone, do udziału w których niezbędna jest historia zakupowa i przedsiębiorca może kupić do 80% surowca, który średnio nabywał w ciągu dwóch ostatnich lat. Drugą możliwością są aukcje, w których historia zakupowa nie ma znaczenia, do aukcji może stanąć każdy i wygrywa ten, kto zaproponuje najlepszą cenę. – W tym przypadku jest rzeczą oczywistą, że my nie będziemy konkurencją dla wielkiej korporacji – mówi Maciej Remuszko z Tartaku Napiwoda. Udział bogatej firmy w aukcjach wygeneruje znaczny wzrost ceny drewna. Konsekwencje? W sytuacji drastycznego wzrostu zapotrzebowania cena surowca wzrośnie do poziomu nieosiągalnego dla większości obecnie istniejących podmiotów gospodarczych. W pierwszej kolejności spowoduje to zmniejszenie skali produkcji, a w kolejnej – może prowadzić nawet do upadłości części firm. Efektem tego będzie między innymi wspomniana redukcja zatrudnienia. Dla korporacji Binderholz wzrost cen jest jedynie elementem strategii biznesowej, która posłuży do zbudowania tzw. historii zakupów w Lasach Państwowych. A dla nas oznacza to rychły koniec działalności – dodaje. Dodatkowym efektem tej sytuacji będzie drastyczny wzrost cen na artykuły drzewne (np. więźby) dla mieszkańców północno-wschodniej Polski.
Bazując na wieloletnim doświadczeniu zawodowym i znajomości branży przedsiębiorcy z regionu są przekonani, że zapowiedzi Binderholz o dostarczaniu do produkcji drewna głównie spoza regionu nie są realne. Taki model biznesowy w branży drzewnej nie jest ekonomicznie uzasadniony. Koszt surowca to blisko 60-70% wszystkich kosztów produkcji. Transport nawet tańszego drewna z większych odległości oznacza wzrost kosztów materiałowych – do poziomu 75-85%. Dlatego wszystkie nowe tartaki lokalizowane są tam, gdzie istnieje baza surowcowa, tak aby promień dostaw drewna nie przekraczał 150 km. Transport drewna okrągłego na duże odległości się nie opłaca. Inaczej sytuacja ma się z już bardziej przetworzonym produktem jak tarcica lub wyrobem finalnym – np. meblami i oknami. W przypadku droższych produktów transport na dużą skalę znajduje swoje uzasadnienie.
Twierdzenie, że Lasy Państwowe mają problem ze sprzedażą drewna, a inwestycja w ogromny tartak zagospodaruje tylko niesprzedane drewno, też nie jest prawdziwe. Przejściowe problemy ze sprzedażą drewna pojawiły się na południu i zachodzie Polski (firmy kupują tam tańszy surowiec z Niemiec i Czech) i były związane z wymieraniem świerka w Europie. Zanim powstanie nowy tartak, nadwyżka drewna w Europie zostanie zużyta, a Lasy Państwowe nie będą miały problemu ze zbytem – co było normą przez ostatnie 10 lat.
Obecnie na terenie RDLP Olsztyn drewno nadające się do przetarcia sprzedaje się na aukcjach dobrze, a ceny zwykle utrzymują się na poziomie 105-110% wyjściowych. Dzieje się tak dlatego, że transport surowca na dalekie odległości nie jest opłacalny i przedsiębiorcy nie widzą sensu w ściąganiu drewna z innych krajów. Podobnie będzie z firmą Binderholz – bardziej będzie się jej opłacało kupić droższy surowiec na miejscu, niż przepłacać za transport. Nie bez znaczenia jest też fakt, że najtańsze drewno jest na Białorusi, jednak od kilku lat kraj ten praktycznie zakazał wywozu nieprzerobionego surowca przez granicę.
W latach 2008-2018, kiedy energicznie rozwijały się istniejące zakłady i powstawały nowe, Lasy Państwowe zwiększyły pozyskanie drewna z 30 do 40 mln m 3 /rok. Dlatego też otwarcie np. IKEI w Wielbarku nie odbiło się zbyt negatywnie na lokalnych firmach. Jednak obecnie nie jest już planowany dalszy wzrost pozyskania surowca przez Lasy Państwowe, dlatego drewno okrągłe będzie towarem coraz bardziej deficytowym, a rozwój firm przecierających drewno powinien być zrównoważony i stopniowy. Wspieranie obcych koncernów?
– Nie walczymy z tą inwestycją. Walczymy z jej wspieraniem przez władzę – z dawaniem ulg w podatkach i ponoszeniem kosztów z nią związanych. Władza lokalna, regionalna i krajowa powinna wspierać jedynie takie inwestycje, które będą miały pozytywny wpływ na region, a tu będzie odwrotnie – dodaje Zdzisław Kobus z firmy Trakpol w Wielbarku.
Jak zaznacza Dariusz Czepło z tartaku Leuro w Muszakach: – My też chcemy rozwijać nasze firmy i uważamy, że władza powinna w pierwszej kolejności wspierać lokalnych przedsiębiorców, a dopiero potem międzynarodowe korporacje. To zrozumiałe, że włodarze chcą dobrze dla regionu i nie mają złych intencji. Tym razem jednak nie są świadomi wszystkich zagrożeń, więc wspólnie z kolegami zdecydowaliśmy się przedstawić nasz punkt widzenia pisząc list otwarty.
W ciągu 6 dni pod listem otwartym informującym o negatywnych konsekwencjach inwestycji podpisało się 54 przedsiębiorców zatrudniających ponad 4000 pracowników. – Gdybyśmy mieli więcej czasu liczby te byłyby 5-krotnie większe – puentuje Marian Gerka właściciel zakładu produkującego palety w Brodnicy.