Nurkowie związani z Fundacją “Na tropie” zeszli w czwartek pod wodę w Jeziorze Dywickim, szukając kolejnych szczątków zaginionej w 1996 roku Joanny Gibner. “Nie znaleźliśmy już nic więcej, poszukiwania uznajemy za zakończone” – powiedział szef Fundacji Janusz Szostak.
W środę w Jeziorze Dywickim nurkowie związani z Fundacją “Na Tropie” i nurkowie straży pożarnej wyłowili ludzkie szczątki. Wiele wskazuje na to, że to zaginiona w 1996 roku Joanna Gibner z Olsztyna. Dziewczynę zabił jej mąż, który odsiedział za tę zbrodnię wyrok, a wkrótce po wyjściu na wolność zmarł. Matka Joanny Gibner od 24 lat zabiegała o odnalezienie ciała córki. Na jej prośby odpowiedziała Fundacja “Na tropie”.
“W czwartek wykonaliśmy kolejne nurkowania, ale już nic nie znaleźliśmy” – powiedział szef Fundacji Janusz Szostak. Dodał, że tym samym poszukiwania Joanny Gibner Fundacja uznaje za zakończone. Nurkiem, który wskazał miejsce zatopienia torby ze szczątkami był Marcel Korkuś. Ten sam nurek na początku maja odnalazł w rzece zaginionego 3,5-latka z Nowogrodźca.
W środę prokurator Arkadiusz Szulc, który był obecny na miejscu działań powiedział, że odnalezione części garderoby i przedmioty osobiste wskazują na to, że nurkowie odnaleźli prawdopodobnie Joannę Gibner. Jedną z rzeczy, która ma na to wskazywać były m.in. okulary bardzo podobne do tych, jakie nosiła zaginiona. Prokurator zastrzegł jednak, że w celu upewnienia się co do jej tożsamości, konieczne będzie przeprowadzenie badań DNA wyłowionych szczątków.
Oficer prasowy olsztyńskiej policji Rafał Prokopczyk powiedział w czwartek, że wszystkie wyłowione z Jeziora Dywickiego szczątki zostały zabezpieczone w prosektorium i w najbliższym czasie zostaną przewiezione do ekspertów, którzy określą ich profil genetyczny.
Joanna Gibner zaginęła w 1996 roku. Dziewczyna trzy tygodnie wcześniej wzięła ślub z mieszkańcem podolsztyńskich Dywit Markiem W. Znała go zaledwie kilka tygodni. Już w czasie przyjęcia weselnego mąż i teściowa szarpali dziewczynę i popychali. Joanna skarżyła się też matce, że mąż ją poddusza.
O zaginięciu Joanny poinformował jej mamę mąż. Twierdził, że Joanna nie wróciła na noc do domu. Angażował się w poszukiwania, m.in. wystąpił w programie telewizyjnym o zaginionych. Nagrał emisję tego programu na wideo, a kasetę z nagraniem podpisał “Telewizyjny debiut Marka”. Jak się po latach okazało, jego znajomi wysyłali też z zagranicy kartki podpisane “Joanna”, w których zaginiona dziewczyna miała informować, że poukładała sobie życie na nowo.
Po kilku latach od zaginięcia żony Marek W. związał się z Emilią F. – miał z nią dwoje dzieci. Pewnego dnia przerażona dziewczyna przyszła na policję i powiedziała, że obawia się o swoje życie, bo partner ją bije, a przed laty zabił żonę – Joannę Gibner. Emilia F. powiedziała też, że brat męża, który pomagał zatopić zwłoki Gibner, szantażuje Marka W. tą wiedzą.
W śledztwie okazało się, że oprócz braci W. o zbrodni wie jeszcze kolega Marka – Tomasz H., który pomagał przewozić zwłoki w torbie. Zatrzymani bracia W. zeznali, że torbę z ciałem obciążyli złomem i zatopili w Jeziorze Dywickim. Brat Marka narysował nawet prowizoryczną mapę tego miejsca. Ale nie udało się zweryfikować ich zeznań.