Podczas Świąt Wielkanocnych, 1 kwietnia 2024 roku, w Małdytach doszło do dramatycznego wypadku, w którym ucierpiała rodzina z dzieckiem.
Okoliczności zdarzenia
Rodzice z pięcioletnim synem postanowili wybrać się na spacer, szli chodnikiem wzdłuż drogi. 27-letni Tymoteusz M., prowadząc busa, stracił kontrolę nad pojazdem, uderzył w drzewo, a następnie wjechał na chodnik, potrącając rodzinę. Chłopiec znalazł się pod pojazdem i został przeciągnięty po ziemi. W ciężkim stanie został przetransportowany helikopterem do szpitala, natomiast jego rodzice trafili tam karetką.
Kierowca był pod wpływem alkoholu. Posiadał również dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Po zdarzeniu zachowywał się agresywnie i szarpał z interweniującymi policjantami.
Deklaracja mediacji zamiast skruchy
Proces kierowcy miał rozpocząć się przed sądem w Morągu, jednak obrońca wystąpił z wnioskiem o mediację. Twierdził, że jego klient chce naprawić wyrządzone krzywdy i pojednać się z rodziną poszkodowanych. Sąd przychylił się do wniosku, odraczając proces bezterminowo. Rodzina zgodziła się na rozmowy dotyczące odszkodowania i zadośćuczynienia, choć pokrzywdzeni wciąż odczuwają skutki wypadku – dziecko przechodzi rehabilitację.
Brak aresztu i kontrowersje wokół decyzji sądu
Sprawca wypadku miał we krwi 2 promile alkoholu, a mimo wcześniejszych wyroków i dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów wsiadł za kierownicę. Po wypadku był agresywny wobec funkcjonariuszy i odmówił badania alkomatem. Mimo tego sąd nie zdecydował o jego aresztowaniu, wskazując, że dowody w sprawie zostały zabezpieczone. Mediacyjne rozwiązanie wzbudza mieszane emocje – część osób uważa, że sprawca próbuje uniknąć pełnej odpowiedzialności.
źródło: PAP