To miała być zwykła podróż, a skończyła się dramatem i walką o zdrowie. Krzysztof Mańkowski, znany ultramaratończyk z Olsztyna, przeżył groźny wypadek, trudne chwile w olsztyńskich szpitalach i mimo przeciwności osiągnął swój sportowy cel, łącząc go z pomocą innym.
Wypadek samochodowy i diagnoza w Czechach
„Byłem pasażerem z tylnej kanapy, który leżąc na niej, w momencie uderzenia w drzewo, poleciał jak worek ziemniaków, który waży ok. 1 tonę, na przednie fotele, łamiąc wszystko” – relacjonuje na swoich social mediach Mańkowski. Skończyło się na potłuczeniach i złamanym żebrze, co potwierdzili lekarze w czeskim szpitalu. Tam też zalecono mu dalsze badania i kontrolę w Polsce.
Dramatyczne doświadczenia Krzysztofa Mańkowskiego w olsztyńskich szpitalach
Po powrocie stan sportowca się pogarszał. „Dzień po wypadku, zwijając się z bólu z trudnościami w oddychaniu, postanowiłem udać się do szpitala po pomoc” – opisuje. Najpierw pojechał do Szpitala Uniwersyteckiego, gdzie nie było nikogo kto by go obejrzał. Następnie udał się do Szpitala Wojewódzkiego. Tam – jak wspomina – usłyszał przy okienku, że musi pobrać numerek i czekać minimum dwie godziny.
W końcu trafił do Szpitala Miejskiego, gdzie po osłuchaniu zdecydowano o przewiezieniu go karetką z powrotem do Szpitala Wojewódzkiego. „Karetka podjeżdża pod Szpital Wojewódzki, wwożą mnie na wózku i znów cała ekipa z SOR-u patrzy na mnie i zaczynają się drwiny i głupie komentarze… ‘o, znowu Pan, tu byłoby szybciej’, ‘załatwił Pan sobie darmową przejażdżkę karetką’” – relacjonuje.
Złamane żebro i drwiny lekarzy
Jak opisał Mańkowski, lekarz dyżurny bez badania stwierdził, że nie ma złamanego żebra. „Odpowiadam, że przecież mam napisane w wypisie z czeskiego szpitala, że jest złamane 7. żebro. Na jakiej podstawie on, nie oglądając mnie, stwierdza, że jest inaczej?” – pyta. Usłyszał wtedy, że „nawet jeśli jest, to nic takiego i po co w ogóle przyjeżdża i zawraca głowę”.
Pacjentowi wytknięto także, że jest niemiły i uparty. „Pan pyta się mnie, co mnie boli i czy tylko te żebra. Odpowiadam, że aktualnie boli mnie całe ciało, a Pan mądrala z szyderą w głosie stwierdza, że w takim razie w opisie zanotuje, że bolą mnie też paznokcie… Na SOR słychać śmiech” – relacjonuje.
Krzysztof Mańkowski o znieczulicy lekarzy
Po badaniu RTG w końcu potwierdzono złamanie 7. żebra i obecność płynu w opłucnej. „Powiedzieli, że musi samo przejść, nie reagując na mój ból i płytki oddech” – pisał sportowiec. Na koniec otrzymał zastrzyk przeciwbólowy. „Zwlekam się sam w bólach z łóżka i słyszę tylko 'o, wstaje’ i śmiech. Jestem zażenowany i zastanawiam się, gdzie szukać pomocy w takich sytuacjach” – podsumowuje.
„Kto ma nam pomagać jak nie szpital? Jak wielka jest znieczulica na pacjenta? Ciekawe ile osób umiera, po tym jak taki pan mądrala ich zbagatelizował i odesłał z kwitkiem?” – pyta w swoim wpisie.
Powrót do sportu i wielki sukces Krzysztofa Mańkowskiego
Mimo dramatycznych doświadczeń Mańkowski nie zrezygnował ze swoich sportowych planów. Postawił sobie cel – zdobycie 38 szczytów w ramach nowej korony polskich gór. „To było drugie podejście, ponieważ pierwsze przerwał wypadek” – wyjaśnia. Tym razem udało się. W niecałe sześć dni zdobył wszystkie szczyty, jako pierwszy w Polsce.
Akcja charytatywna i wsparcie dla fundacji
Wyzwanie miało również wymiar charytatywny. Dzięki akcji udało się zebrać 4300 zł dla Fundacji Twarze Depresji. „To, co się udało, nie dotyczy tylko mnie, ale wszystkich, którzy z tego skorzystają” – podkreślił ultramaratończyk.
źródło: Krzysztof Mańkowski / Facebook, fot. Krzysztof Mańkowski / Facebook
