Sytuacja w spółdzielni ma być bardzo poważna. Niedawno zmarł jeden pracownik, kilku innych jest ponoć pod respiratorami.
O ataku koronawirusa na administrację Spółdzielni Mieszkaniowej „Jaroty” pisaliśmy w połowie lutego. To wtedy poinformowano o śmierci jednego z pracowników i zakażeniu kilkudziesięciu pozostałych. Więcej informacji o tym tu: Koronawirus w największej spółdzielni w mieście. Nie żyje pracownik.
Portal Wirtualna Polska opublikował artykuł o brytyjskiej odmianie koronawirusa, w którym twierdzą, że w jednej z olsztyńskich instytucji jest ponad 50 osób zakażonych, 1 osoba zmarła, a kilka jest pod respiratorami. Przyczyną takiego stanu rzeczy miał być jeden pracownik, który nie chciał zrobić testu na COVID, bo bał się trafienia do szpitala. SM „Jaroty” może pasować do tego opisu, o co postanowił zapytać sanepid lokalny aktywista i członek SM „Jaroty”, Andrzej Cieślikowski, który złożył zapytanie do wojewódzkiego i powiatowego sanepidu odnośnie sytuacji w spółdzielni. Pyta on konkretnie czy to spółdzielni z siedzibą na Nagórkach dotyczy opis przedstawiony w mediach. Zaznacza on, że w najnowszym wydaniu gazetki SM „Jaroty” nie ma żadnej wzmianki o tak złej sytuacji w administracji spółdzielni.
Na ten moment nie ma oficjalnego potwierdzenia tej informacji.
Andrzej to jednak ma zdrowie i siły. Szkoda że tylko fizycznie bo mentalnie to już dawno odpłynął.
SM Jaroty to ostoja leśnych dziadków, którzy już dawno powinni być na emeruturze. Nic dziwnego, że w tej spółdzielni jest jak za czasów komuny, jeżeli młodzi ludzie nie są dopuszczani do wyższych stanowisk.