Jeszcze kilka lat temu słyszałem żale, że jest zbyt mało kobiet w polityce. Żeby temu zaradzić wprowadzono nawet parytety kobiet i mężczyzn na listach wyborczych. Kobiety, przekonywano, wniosą do polityki: umiar, rozsądek, cierpliwość, zrozumienie dla racji innych, życzliwość, dobroć, zdrowy rozsądek, zmysł praktyczny. Czyli cechy normalnych kobiet.
Plan był taki: kobiety wyłagodzą i uczłowieczą politykę, tworzoną przez walczących nieustannie ze sobą, drapieżnych samców alfa.
W końcu Panie weszły do polityki, jak to się mówi – szeroką ławą: Kamila Gasiuk- Pihowicz, Klaudia Jachira, Joanna Schering-Wielgus, Agnieszka Pomaska, Aleksandra Dulkiewicz, Monika Falej, Izabela Leszczyna, Joanna Mucha, Urszula Pasławska, Katarzyna Lubnauer, Krystyna Szumilas, Joanna Kluzik- Rostkowska, Marta Lempart…
I działają!
Z umiarem, łagodnością, cierpliwością, rozsądkiem, poszukują kompromisu, unikają niepotrzebnych sporów, posługują się piękną polszczyzną, opatrują rany, leją miód na serce, uspokajają wzburzone fale politycznego morza, gaszą pożary rozpalonych emocji, gotowe do poświeceń i ustępstw.
Co chcieliśmy to mamy.
Eksperci od LGBT rozróżniają ponoć 56 płci. Trochę to wyjaśnia, przecież w polityce miały się pojawić normalne kobiety.
Jasne, kobiety są od uspokoajania, wyłagodzenia, byleby samiec alfa (Pan tak o sobie?) się nie złościł. Są różni ludzie, łagodni i gwałtowni. A na sam przód do polityki wchodzą wadery, no chyba że basior reżyseruje pod siebie. Tylko, jak Pan ironicznie zauważył, te polityczki nie dadzą się już zagonić do kąta jak przestają być potrzebne. I Pani Szydło też tego życzę
Do niektórych mężczyzn trzeba przemawiać w ich języku, bo inaczej nie zrozumieją.