Stopa bezrobocia liczona zgodnie z tą samą metodologią, którą stosowałby w normalnych czasach GUS, wynosi według naszych szacunków ok. 10 proc. – mówi w rozmowie z “DGP” profesor nauk ekonomicznych Joanna Tyrowicz pytana o skutki pandemii dla naszego rynku pracy.
“Dziennik Gazeta Prawna” publikuje w piątek rozmowę z Joanną Tyrowicz, badaczką rynku pracy, profesor nauk ekonomicznych z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, która współtworzy także ośrodek badawczy GRAPE.
Gazeta zauważa, że bezrobocie w kwietniu skoczyło o 0,3 pkt proc. w porównaniu z marcem i wynosi 5,7 proc. “To oficjalny komunikat rządu. Pani tym danym nie dowierza i dlatego postanowiła zrobić własne badanie” – zaznacza dziennik.
“Po pierwsze, to nie jest kwestia wiary, tylko elementarnego zrozumienia, że dane z rejestrów urzędów pracy za marzec czy kwiecień niewiele mówią o bieżącej sytuacji na rynku pracy” – podkreśla Tyrowicz. “Potrzeba danych od normalnych ludzi – od pana, tej pani, co przechodzi akurat z pieskiem, i masy innych ludzi w różnych zakątkach kraju. GUS nie jest w stanie teraz rozesłać ankieterów po domach, a wyniki swojego badania telefonicznego planuje opublikować w sierpniu” – wyjaśnia profesor.
Wyjaśnia, że “Diagnoza rynku pracy” była robiona zdalnie, elektronicznie. “Zaprosiliśmy do udziału ponad 11 tys. osób. Nadal można dołączyć do badania, wystarczy wejść na stronę www.diagnoza.plus” – dodaje.
Tyrowicz, pytana, jakie są skutki pandemii dla naszego rynku pracy, odpowiada: “Stopa bezrobocia liczona zgodnie z tą samą metodologią, którą stosowałby w normalnych czasach GUS, wynosi według naszych szacunków ok. 10 proc.”
Na uwagę “DGP”, że ostatni raz notowano w Polsce taką stopę w 2014 r. badaczka odpowiada: “Tak, tyle że dzisiejsze warunki są zupełnie inne od tamtych, co oznacza, że dyskusja o stopie bezrobocia zasadniczo traci na znaczeniu”.
“Bezrobocie rozumie się najczęściej jako stan, w którym ludzie w stosownym wieku, niemający zatrudnienia, mogą podjąć pracę, chcieliby i aktywnie jej poszukują” – wyjaśnia. Dodaje, że taka definicja pozwala mierzyć bezrobocie w porównywalny sposób w różnych krajami.
“Zaproponowała ją Międzynarodowa Organizacja Pracy i stosuje ją także GUS, gdy prowadzi badania ankietowe. To zupełnie inne bezrobocie niż mierzone przez urzędy pracy” – wyjaśnia. “Tam trzeba spełniać wymogi ustawowe, które nie pokrywają się z kryteriami określanymi przez MOP” – dodaje.
“Zwykle mniej więcej połowa poszukujących zatrudnienia według badań ankietowych nie zgłasza się w ogóle do urzędów pracy, a inni rejestrują się, choć w praktyce nie mogą podjąć pracy lub jej aktywnie nie szukają” – zauważa Tyrowicz. Dodaje, że “nawet w normalnych czasach istnieje zatem spora grupa ludzi bezrobotnych, której system urzędów pracy nie widzi”.
“Teraz ta grupa jest ogromna i rośnie szybciej niż liczba tych, którzy faktycznie zarejestrowali się w urzędzie. Liczbę zarejestrowanych bezrobotnych zaniża m.in. strach” – ocenia.