Jako pierwsi przedstawiliśmy całej Polsce postać sympatycznego szopa Edwarda. Niestety, też jako pierwsi poinformowaliśmy o jego tragicznej śmierci.
Smutna wiadomość dotarła do naszej redakcji w niedzielę (09.06). Skontaktowaliśmy się z właścicielką panią Moniką Bem, która potwierdziła, że Edward nie żyje. Po nas wieczorem artykuł opublikowała Gazeta Wyborcza. Rozpoczęła się medialna kula śnieżna, która urosła do wielkości lawiny. Temat wywołuje ogromne emocje w całej Polsce, był poruszany chyba we wszystkich mediach elektronicznych w kraju. Skala stała się tak wielka, że wszyscy zachodzą w głowę jak to się stało, że turyści mogli doprowadzić do śmierci Edwarda? W piątek (14.06) właścicielka zwierzaka złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa do prokuratury Rejonowej Olsztyn Południe.
Wspólne życie z szopem celebrytą
Pani Monika weszła w posiadanie szopa Edwarda poprzez ogłoszenia na stronie OLX. Zadzwoniła do oferującej, która to nie miała warunków do trzymania zwierzęcia więc go zaadoptowała. Szop zamieszkał z nią na Zatorzu (Więcej: Olsztyn oszalał na punkcie szopa. Nazywa się Edward i ma 7 miesięcy [FOTO][WIDEO]).
Gdy właścicielka wychodziła z Edwardem na spacery zauważyła, że lubi odkrywać miejsca gdzie są zanieczyszczenia ekologiczne: – To co spowodowało, że wpadłam na pomysł aby poprzez szopa promować ekologiczne podejście do życia. W mojej charytatywnej pracy odwiedzałam przedszkola gdzie Edawrd miał bardzo dobry kontakt z dziećmi oraz placówki dla osób starszych i niepełnosprawnych gdzie Edward wywoływał uśmiech na twarzach i podnosił na duchu osoby tam spotykane – wspomina ze łzami w oczach pani Monika.
Około miesiąca temu przeprowadziła się pod Olsztyn. Szop Edward miał dziesięć miesięcy. Był udomowiony i przyzwyczajony do kontaktu zarówno z ludźmi jak i innymi zwierzętami. Nie był agresywny. Szop został zaszczepiony na wściekliznę, odrobaczony i był w dobrej kondycji fizycznej.
Na wsi mieszkali w domu, który jest ogrodzony. W budynku zwierzak biegał luzem natomiast nie był wypuszczany bez opieki na podwórko i ogród. – Wiedziałam, że jego wrodzona ciekawość i chęć eksploracji spowoduje, że opuści posesje i pójdzie dalej. Mieszkam sama więc muszę się opiekować szopem oraz dwoma kotami. Będąc w domu nie nakładałam dla szopa żadnej uprzęży ani obroży. Ubierałam szelki jedynie jak wychodziliśmy z domu – zaznacza właścicielka.
Wszystko skończyło się w sobotę
8 czerwca po godzinie 19:00 w odwiedziny przyjechali znajomi pani Moniki, która opowiada nam co się działo: – Spędzaliśmy razem czas i bawiliśmy się z Edwardem. Szop był z nami kiedy to około 21:00 poszedł na górę na swój ulubiony taras gdzie miał miejsce do leżakowania. My w trakcie spotkania wychodziliśmy na dolny taras na papierosa. Mogło się zdarzyć pomimo informacji o zamykaniu wszelkich drwi i okien, że takowe dolne tarasowe nie zostały zaryglowane (były zamknięte). Korzystając z naszej nieuwagi, Edward prawdopodobnie zszedł na dół gdzie po otwarciu drzwi tarasowych wydostał się do ogrodu i dalej w nieznanym kierunku. Szopy są bardzo inteligentne. Około 24:00 goście zaczęli opuszczać dom i kiedy chcieli się pożegnać z Edwardem okazało się, że go nie ma.
Zaczęli szukać szopa na zewnątrz budynku, wszędzie było ciemno więc użyli latarek. Krzyczeli, ale bez skutku. Warunki na wsi nie sprzyjały nocnym poszukiwaniom. Właścicielka dodaje ze smutkiem: – Edward mógł być wszędzie. Ja i moi znajomi nie udaliśmy się na rozpytanie po okolicy, gdyż z mojej posesji nie widać było świateł w innych domkach letników. Znajomi pojechali do domu a ja zadecydowałam, że rozpocznę poszukiwania od rana. W godzinach nocnych nie informowałam żadnych służb o zaginięciu szopa. Nauczona poprzednimi doświadczaniami z kotami, które się znajdywały byłam przeświadczona, że i tym razem tak będzie. Niestety tak się nie stało. W niedzielę (09.06) o godzinie 11:00 zaczęła pisać post na forum kiedy dostała telefon od sąsiadki Marzeny z informacją, że Edward nie żyje. Kobiety poszły na posesję na której miała stać się tragedia. Blada na twarzy pani Monika opowiada nam: – Stała tam grupa ludzi, dzieci i pies. Jeden z tych panów opowiedział mi całą historię w obecności Marzeny i nadzorcy obiektu z której wynikało, że Edward znalazł się na ich posesji, przestraszył dzieci a oni nie wiedzieli jak sobie z tą sytuacją poradzić bo sądzili, że jest chory na wściekliznę. Wezwali patrol policji. Następnie turysta wskazał ręką miejsce gdzie wsadził Edwarda tj. do beczki na przyłącza wody i przyznał się, że zakrył beczkę wiekiem idealnie dopasowanym do niej.
Na pytanie czy na pewno tak zrobił wczasowicz miał odpowiedzieć, że tak i oświadczył, że szop się zapewne udusił. Stan psychiczny właścicielki nie pozwalał na dalszą rozmowę. Załamana psychicznie wróciła do domu. Później dowiedziała się ,że zwłoki Edwarda zostały zabrane do Polikliniki Weterynaryjnej UWM. Tam weterynarz pan Zbigniewa miał zbadać szopa pod kątem wścieklizny. W poniedziałek (10.06) przywiozła książeczkę zdrowia Edwarda i zleciła sekcję zwłok zwierzęcia. W środę (12.06) policja została poinformowana o przestępstwie.
Wersja wydarzeń według policji
Olsztyńska policja otrzymała zgłoszenie 8 czerwca przed północą o szopie od operatora numeru 112, który stwierdził, że szop zagraża życiu i zdrowiu wielu osób. Funkcjonariusze podjęli interwencję mimo, że w pierwszej kolejności w takiej sytuacji powinny być poinformowane inne służby, w tym: Powiatowy Lekarz Weterynarii oraz Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego, które dysponują odpowiednimi warunkami i możliwościami przejęcia takiego zwierzęcia. Będąc już na miejscu poinformowali odpowiednie służby, które mogłyby zabezpieczyć zwierzę, jednak spotkali się z odmową przejęcia interwencji. W momencie, kiedy policjanci przyjechali na miejsce, zwierzę znajdowało się w dziurze w ziemi przykryte drewnianą paletą, mając dostęp do świeżego powietrza. Policjanci nie stwierdzili, aby szop stwarzał bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia znajdujących się tam osób. Z uwagi na brak możliwości technicznych zabezpieczenia takiego zwierzęcia policjanci poinformowali turystów o konieczności zgłoszenia interwencji właściwym służbom.
Życie bez Edwarda
Monika Bem początkowo nie wiedziała, czy podejmie działania przeciwko turystom. Jednak ludzie, którzy go złapali i zamknęli w beczce zaczęli mieć do niej pretensje. Telefonicznie żalili się, że nagłośniła sprawę i mają różne nieprzyjemności, chociaż nikt nie zna ich personaliów oprócz pani Moniki i służb. – W tym domku, do którego zawędrował Edward, poza dziećmi było osiem dorosłych osób w średnim wieku. Żadna z nich nie wpadła na to, że będzie mu brakowało tlenu. Twierdzą, że umieścili go w beczce o godz. 2. w nocy, a weterynarz przyjechał po niego dopiero o godz. 11.30. On się tam ugotował – skomentowała sprawę dla Onetu. Z relacji weterynarza, który przyjechał na miejsce zdarzenia w niedzielę wynika, że szop Edward był w beczce przykrytej wiekiem, a na nim stała paleta i inne elementy.
Całą tragedię podsumowała też wpisem na profilu Edwarda: – Jesteśmy połączeni czy nam się to podoba czy nie, decyzje które podejmujemy mogą mieć znaczący wpływ na życie innych ludzi, nawet tych “przypadkowych”. Dlatego żyj człowieku w myśl zasady: Nie rób innemu tego, czego sam nie chcesz doświadczyć i pamiętaj, że do doświadczania życia jest Ci potrzebny TLEN…Ja przez czyjąś decyzje straciłam przyjaciela i towarzysza. Do zobaczenia Edward, moje kochane słonko.
W internecie powstała internetowa petycja “Turyści zamknęli szopa Edwarda w beczce, gdzie się udusił. Postawmy ich przed sądem“, która ma już prawie 3000 podpisów.
Sekcja zwłok została już przeprowadzona. Czekamy na jej wyniki. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że sprawą zainteresowana jest Prokuratura Krajowa.
Moniko, petycję wysyłam w tym tygodniu do Muzeum Przyrody w Olsztynie. Jeśli pomoże Ci w Prokuraturze – daj znać. Udostępnię Ci listę podpisów.
Mogli go zgrillowac i zjeść. Nie ma śladów, nie ma problemu 🙂