Tego jeszcze nie było w Olsztynie. Wielka rakieta leżała na dachu wieżowca w Olsztynie (woj. warmińsko-mazurskie) przy ulicy Dworcowej. Dobrze, że znalazł go emerytowany wojskowy. Wiedział co ma robić!
Gdyby nie doświadczenie i zimna krew pana Marka (59 l.) kilkaset rodzin musiałoby uciekać z mieszkań i koczować na dworze w oczekiwaniu na saperów, którzy zajmą się rakietą.
– Skrzyknęliśmy się z sąsiadami, żeby w końcu zrobić porządek na dachu, bo nikt z naszej spółdzielni dawno tam nie zaglądał – relacjonuje Pan Marek.
Sąsiedzi z wieżowca jak postanowili, tak zrobili. Wdrapali się na dach. Wzrok Pana Marka natychmiast przyciągnął wielki metalowy przedmiot przypominający rurę.
– Podszedłem bliżej. Zaraz poznałem, że to rakieta – mówi Pan Marek.
A Pan Marek wie, co mówi. Całe życie był wojskowym. Emerytowany żołnierz natychmiast ocenił, że to pocisk oświetleniowy. Używa się ich na poligonach i na polu bitwy, żeby móc walczyć w nocy.
Rakiety oświetleniowe są wystrzeliwane na wysokość 5 kilometrów. Tam uruchamia się spadochron i pocisk powoli spada na ziemię. Taka rakieta ma aż kilogram materiału wybuchowego. Gdyby taka bomba wybuchła na dachu wieżowca, to kilka pięter zamieniłoby się w gruzy.
W Panu Marku odezwał się prawdziwy żołnierz. Błyskawicznie podjął decyzję, żeby natychmiast zabrać rakietę z wieżowca. Razem z sąsiadem chwycili ją z obu stron. Znieśli ją na klatkę i wsiedli z rakietą do windy. To była długa jazda z 10 piętra na parter…
– Jak już wynieśliśmy z bloku, to postawiliśmy ją na podwórzu, przy drzewie – mówi były wojskowy. – Wezwaliśmy też policję i straż pożarną – dodaje.
– Ustalono, że jest to skorupa pocisku rakietowego oświetleniowego, która nie posiadała materiału wybuchowego i środka zapalającego – poinformowała nas mł. asp. Izabela Kołpakowska z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie.
– Taką miałem nadzieję, że to nie jest niewybuch, a wypalony pocisk. Kamień spadł mi z serca, kiedy była już taka pewność – z wyraźną ulgą na twarzy mówi Pan Marek.
Sama rakieta pochodzi jeszcze z czasów, kiedy w Polsce stacjonowała armia radziecka i ćwiczyła na poligonach w naszym regionie. Prawdopodobnie zabłąkany pocisk doleciał aż nad Olsztyn.
Pan Marek nie jest Panem Markiem. Owszem emerytowany wojskowy , który poinformował policję i straż że brak zapalnika i nie jest to przedmiot groźny dla otoczenia. Ale procedury…..a fantazja “dziennikarza” godna pozazdroszczenia..ale aferka jest 😁
Szkoda tylko, że “bohaterski” Pan Marek zostawił rakietę pod drzewem. Mógł ją przecież zapakować do swojego auta wywieźć na działkę, żeby tam pobawić się w sapera…