W sieci pojawiło się bulwersujące ogłoszenie. Flipper wystawił na sprzedaż mieszkanie z 98-letnim lokatorem „słabej kondycji”. Zaznaczył też, że „czeka na zmiany”. Internet zawrzał. Sprawę nagłośniła Gazeta Wyborcza.
Bulwersujące ogłoszenie
Na portalu OLX pojawiło się szokujące ogłoszenie. Pan Artur postanowił sprzedać mieszkanie w Olsztynie. Mieszkanie ma 44 metry kwadratowe, dwa pokoje w bloku trzypiętrowym. Jest w dobrej lokalizacji (przy ulicy Dworcowej), „z bardzo dużym potencjałem na nową aranżację”, czyli wymaga remontu, za to w bardzo przyzwoitej cenie, poniżej średniej rynkowej za metr. Za mieszkanie trzeba zapłacić 225 tysięcy złotych, czyli około 5053,91 złotych za metr kwadratowy, przy średniej – według portalu sonarhome.pl – cenie w Olsztynie wynoszącej 6731 złotych za metr kwadratowy. Można jeszcze negocjować.
Sprzedający określa mieszkanie jako bardzo dobrą inwestycję „pod wynajem”, ogłoszenie więc jest skierowane do flipperów, którzy kupują mieszkania po stosunkowo niskich cenach, przeprowadzają remont, po czym sprzedają z zyskiem.
Ogłoszenie zelektryzowało internet
Co więc wzbudziło aż takie emocje wśród internautów? Ano dalsza część ogłoszenia.
Anons był kilkakrotnie zmieniany, jednak w pierwotnej wersji mogliśmy przeczytać, że obecnie w lokalu zamieszkuje 98-latek „w słabej kondycji ze służebnością do zamieszkiwania” (pisownia oryginalna). Jak zapewniał sprzedający, „dziadek w niczym nie przeszkadza, aby zrobić remont i wynająć pokój innym ludziom”. I chociaż zakup mieszkania z lokatorem już sam w sobie może wzbudzać obawy, internautów oburzyła inna informacja: „czekamy na zmiany”.
Co miał na myśli autor ogłoszenia? Aby oddać mu sprawiedliwość, trzeba zaznaczyć, że ta część ogłoszenia brzmiała dosłownie: „w księgach wieczystych dokumentacja złożona opłacone tylko czekamy na zmiany” (pisownia oryginalna). Można więc domniemywać, że zmiany mają dotyczyć wpisu w dokumentach, jednak takie sformułowanie budzi wątpliwości i może sugerować, że zmiany mają dotyczyć śmierci seniora.
Czy 98-latek zdaje sobie sprawę z sytuacji?
Dziennikarze „Gazety Wyborczej” postanowili przyjrzeć się tematowi. Próbowali dodzwonić się do pana Artura, ten jednak nie odbierał, wybrali się więc pod wskazany w ogłoszeniu adres. W budynku są trzy piętra, na każdym po cztery lokale. Zagadnięci sąsiedzi „kojarzą” seniora, jednak nie mogą za dużo o nim powiedzieć.
Reporterom udało się skontaktować z 98-latkiem – otwiera drzwi, jest, jak to określają, „przygarbiony, powolny w ruchach i zdezorientowany”. Nie są pewni, czy „słyszy i rozumie, co się do niego mówi”, nie zgadza się na zdjęcia, a po pytaniu o pana Artura po prostu bez słowa wchodzi do swojego mieszkania i zamyka drzwi.
Dziennikarze mają wątpliwości, czy senior zdaje sobie sprawę z sytuacji, zostawiają więc informację z prośbą o kontakt w drzwiach sąsiada. Ten oddzwania i zapewnia, że nie pozwoli skrzywdzić 98-latka.
– Nieraz ze sobą rozmawiamy, może nie wygląda, ale on jak na swój wiek jest dość aktywny, jak to się mówi, ogarnia: chodzi do sklepu, jeździ na grób żony, jak jestem w domu, to mu wniosę zakupy na górę. Czy zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje z mieszkaniem? Trudno powiedzieć – ocenia sytuację mężczyzna.
Przyznaje także, że miał okazję spotkać właściciela mieszkania – zrobił na nim dobre wrażenie. Mówił wprost, że kupił lokal z lokatorem, który ma zagwarantowane „dożywocie”. O ewentualnej sprzedaży nie rozmawiali.
„To nie moja wina”
W internecie pojawił się kolejny komentarz. Pani Sabina zamieściła na Facebooku wpis, którego autorem ma być pan Artur.
„Gdybyś miała mózg, to byś wiedziała co to jest służebność. Przecież to nie jest moja wina, że syn dziadka zadłużył mieszkanie i komornik sprzedał to mieszkanie razem z dziadkiem, bo synuś myślał, że oszuka sądy i komorników, a teraz zamiast zabrać starego człowieka, to panisko żyje sobie, a dziadziuś biedny sam jak palec w tym okropnym mieszkaniu” (pisownia oryginalna).
Pan Artur nadal nie odbiera telefonu, ogłoszenie jednak wciąż jest aktywne, choć nieco inaczej sformułowane.
Pan Artur ma też inne oferty
To nie jest jedyne ogłoszenie pana Artura. Ma do wynajęcia pokój i działkę pod gastronomię w Giżycku na Mazurach, na sprzedaż wystawił czarne bmw i dwa inne mieszkania w Olsztynie, również opisywane jako „superinwestycje. „Mieszkanie do nieograniczonej aranżacji” na olsztyńskich Jarotach wycenił na 277 tysięcy złotych, do negocjacji – to również cena poniżej średniej.
Oferty są ewidentnie skierowane do flipperów.
Flipperzy byli, są i będą
Flipperzy zajmują się inwestowaniem w nieruchomości. Kupują lokale, nawet wymagające gruntownego remontu, po okazyjnych cenach, remontują je i aranżują, po czym sprzedają z zyskiem. To już niejako nowy zawód.
– Tego rodzaju ogłoszenia o nieruchomościach inwestycyjnych (kiedy ktoś kupuje tanio mieszkanie, na przykład ze względu na skomplikowany stan prawny, ale głównie ze względu na stan techniczny i „prostuje sytuacje”, a następnie sprzedaje z zyskiem) są na stałym poziomie. Były, są i będą, dopóki znajdą się ludzie gotowi je kupować – powiedział dziennikarzom „Gazety Wyborczej” przedstawiciel jednego z biur nieruchomości, działającego w północnej Polsce.
Flipper to już niejako zawód – chcąc zmaksymalizować zysk, raczej nie będzie współpracował z agencją nieruchomości. Poza tym najczęściej ma doświadczenie, które pozwala mu samodzielnie załatwić wszelkie formalności i sfinalizować sprzedaż, pośrednictwo biura nie jest mu do niczego potrzebne.
– Moim zdaniem sformułowanie „czekamy na zmiany” wcale nie musi dotyczyć oczekiwania na śmierć lokatora. Prawdopodobnie chodzi tu o wpisanie nowego właściciela do księgi wieczystej, które zajmuje sądowi trochę czasu. To, co mnie razi, to forma tego ogłoszenia, sposób, w jaki ogłoszeniodawca uprzedmiotawia lokatora. To jest po prostu nieludzkie i niesmaczne – podsumowuje pracownik biura nieruchomości.
źródło: Gazeta Wyborcza