W Ostródzie mąż poderżnął żonie gardło, bo chciała od niego odejść. Po wszystkim uciekł do matki. Został już zatrzymany przez policję, grozi mu dożywocie.
Tragedia w Ostródzie
Do tragicznych wydarzeń doszło w nocy z czwartku 23 lutego na piątek 24 lutego w mieszkaniu jednej z kamienic przy ulicy Garnizonowej w Ostródzie.
37-letnia Edyta M. chciała opuścić męża – bezrobotnego, nadużywającego alkoholu i wszczynającego awantury domowe 44-letniego Tomasza M. Kobieta pragnęła rozpocząć normalne życie. Kiedy zagroziła mężowi odejściem, ten wpadł w szał.
– Ja ci, k****, dam odejść – powiedział, po czym uderzył ją w twarz. Wątła kobieta padła nieprzytomna na łóżko, a ten odchylił jej głowę i poderżnął nożem gardło.
Po wszystkim wyszedł z mieszkania, zamknął je na klucz i uciekł do matki.
Gdy jeden ze znajomych kobiety nie mógł się z nią skontaktować, anonimowo zaalarmował służby dzwoniąc pod bezpłatny numer alarmowy 112. Jak donosi portal se.pl, powiedział, że w mieszkaniu małżeństwa M. mogło wydarzyć się coś złego.
Na miejscu zjawiła się policja. Drzwi były zamknięte, otworzyła je zapasowym kluczem mieszkająca po sąsiedzku matka pani Edyty. Kobieta leżała w kałuży krwi, była martwa.
Zabójca uciekł do matki
Policja szybko namierzyła sprawcę. Tomasz M. przebywał u mieszkającej w podostródzkiej wsi matki, gdzie racząc się piwem spokojnie oczekiwał na służby. Był już spakowany.
Funkcjonariusze zakuli go w kajdanki i zatrzymali do wytrzeźwienia.
W piątek i sobotę był przesłuchiwany. Przyznał się do winy, bez emocji opisał przebieg morderstwa. Na wniosek prokuratora sąd wydał postanowienie o tymczasowym aresztowaniu na trzy miesiące Tomasza M. Grozi mu dożywocie.
Nikt nie reagował
Sąsiedzi nie mają o Tomaszu M. dobrego zdania.
– Wieczne kłótnie, bezrobotny mąż, problemy finansowe i przeróżne kłopoty – opowiadają.
– Częściej go widziałam na piwku z kolegami niż z rodziną – powiedziała jedna z sąsiadek.
Awantury były na tyle częste, że nikt już nie zwracał na nie uwagi, nawet mieszkająca za ścianą matka zmarłej. Nikt nie wezwał policji.
– Te kłótnie to była norma i do nich o prostu przywykliśmy – wyjaśnia sąsiadka.
Małżeństwo ma syna, piętnastolatek przebywa w rodzinie zastępczej.
Rodzina była znana służbom.
Znałem panią z pracy . Tragedia ogromna