Ludmiła, która musiała opuścić swoją wioskę Borodzianka pod Kijowem, opowiada o straszliwym losie mieszkańców, którzy słyszą krzyki i płacz dzieci dochodzący ze zbombardowanych budynków, lecz nie mogą im pomóc. Ludmiła przyjechała do jednej z miejscowości na Podolu ze swoimi dwiema córkami, 81-letnią matką i wspomina, jak Rosjanie zbombardowali ich wioskę. „Moje dzieci strasznie to przeżywają. Czołgi, które strzelają, nie wydają się tak straszne jak samoloty, które zbombardowały nasze domy, całe wsie” – mówi z emocjami.
Ludmiła opowiada, jak ludzie siedzą pod gruzami, nie mogąc się wydostać. Wspiera ich tylko modlitwa. Jednocześnie podkreśla, że na Ukrainie są bardzo silne kobiety, które nie wyjechały z kraju do Polski, ponieważ mają synów i mężów. One wspierają swoje mężczyzn i mówią, że nie wyjadą, bo muszą być z nimi.
Z Ukrainy wyjechała Ludmiła z rodziną, ale jej bracia tam zostali. Powiedzieli, że będą walczyć, by wyswobodzić Ukrainę. Ludmiła przyjechała do Polski i jest wdzięczna, że nas przyjęliśmy. Mówi, że widzi, jak wspaniałe są polskie kobiety i ile mają serca, a teraz każda kobieta jest silna. Ludmiła wierzy w Boga i wie, że Ukraina wyjdzie z tego kryzysu dzięki modlitwie.
Podczas podróży Ludmiła i jej rodzina mieli trudności na granicy. Ich GPS został wyłączony, a nasi żołnierze pokazywali im, czy jechać na prawo czy na lewo. Teraz czują się bezpieczni w Polsce. Ludmiła chce powiedzieć kobietom w Rosji, że nie może być im wszystko jedno. Ich prezydent wysyłając mężów i synów na wojnę traktuje ich jak psy, a to całe zło zrobił ich prezydent, a nie mieszkańcy Ukrainy.
Źródło: PAP