Jeden z dyżurnych odebrał zgłoszenie na numer alarmowy 112 o tonącym mężczyźnie, pod którym zarwał się lód na Jeziorze Lidzbarskim. Po dwóch godzinach poszukiwań okazało się jednak, że nie było żadnego poszkodowanego.
W sobotę (21.02) około godz. 14 policjanci z Lidzbarka Welskiego zaangażowali się w poszukiwania mężczyzny, który w wyniku zarwania lodu miał wpaść do jeziora. Służby ratunkowe na nogi postawił sam poszkodowany, który zadzwonił do strażaków i powiedział, co miało się stać. Na jeziorze i wokół niego przez około 2 godz. poszukiwania prowadzili strażacy, płetwonurkowie, zaangażowano także pogotowie lotnicze. Jednak lód na Jeziorze Lidzbarskim był cały, a poszkodowanego nie odnaleziono. Pytani wędkarze także nic nie wiedzieli.
Policjanci ustalili dane mężczyzny oraz to, że po rzekomym wypadku był on widziany cały i zdrowy na terenie miasta przez przynajmniej dwie osoby. Patrol, znając rysopis i ubiór mężczyzny, ustalił, gdzie może się on znajdować. Zatrzymany Leszek I. początkowo twierdził, że rzeczywiście wpadł do jeziora, ale wyciągnęli go koledzy. Jego relacja z wypadku była jednak niespójna i mało wiarygodna. Okazało się, że mężczyzna miał ponad 2 promile alkoholu w organizmie. Przyznał w końcu, że zadzwonił na numer alarmowy 112 dla żartu, kiedy pił piwo. Nie spodziewał się, że jeden telefon spowoduje tyle niepotrzebnych działań.
Sprawca wykroczenia odpowie przed sądem. Grozi mu kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1 500 złotych. 26-latek może także ponieść koszty akcji służb ratunkowych.