Rodzice zarzucają urzędnikom brak realnych działań i zrzucanie winy w sprawie likwidowanego przedszkola „Dorotka”. Ich zdaniem zamknięcie placówki w trakcie roku szkolnego jest nie tylko nielegalne, ale także dramatyczne w skutkach dla najmłodszych. W rozmowie z zaniepokojonymi mieszkańcami Olsztyna wiceprezydent miasta miała odmówić ratowania placówki, bo… to się nie kalkuluje ekonomicznie. Miasto dysponuje wolnymi miejscami w swoich przedszkolach i proponuje przeniesienie dzieci właśnie do nich.
Zamiast ratunku przedszkola likwidacja w imię opłacalności?
Rodzice dzieci uczęszczających do Przedszkola Artystyczno-Teatralnego „Dorotka” w Olsztynie alarmują, że miasto nie zrobiło nic, by uratować placówkę, której likwidacja została ogłoszona w trakcie trwającego roku szkolnego. Ich relacja pokazuje, że Urząd Miasta miał wiedzę o sytuacji, ale zaniechał działań, które mogłyby zapobiec chaosowi i przerwaniu edukacji dzieci.
Według rodziców, na spotkaniu 19 września wiceprezydent Sylwia Rembiszewska-Piątek, odpowiedzialna za nadzór nad Wydziałem Edukacji, otwarcie przyznała, że miasto nie przejmie przedszkola, ponieważ to się nie kalkuluje ekonomicznie. Jednocześnie dodała, że samorząd może jedynie „wesprzeć indywidualne działania rodziców”.
Władze miasta odwodzą od pomysłu przejęcia placówki przez inne przedszkole?
Jak podają rodzice, tego samego dnia jedna z właścicielek innego niepublicznego przedszkola zadeklarowała chęć przejęcia placówki i kontynuowania działalności przedszkolnej, aby dzieci mogły dokończyć rok w znajomym środowisku.
Po bezpośrednim kontakcie z wiceprezydent miała jednak usłyszeć, że „to zbyt skomplikowane procedury” i że „to się nie uda”. Rodzice nie mają wątpliwości: miasto, mimo istnienia realnych możliwości, nie chce podjąć wysiłku, by zatrzymać likwidację. Ich zdaniem to postawa bierna i szkodliwa, bo dzieci oraz kadra zostają nagle postawione przed faktem dokonanym.
Miasto chce zapełnić swoje inne przedszkola?
Z relacji rodziców wynika, że już 3 września kadra pedagogiczna została poinformowana o planowanej likwidacji przedszkola i poproszona o to, by nie mówić o tym rodzicom aż do października. Tego samego dnia dyrektorka placówki zarejestrowała nową działalność gospodarczą o profilu edukacyjnym. 8 września złożyła wniosek o wykreślenie przedszkola z ewidencji prowadzonej przez miasto. Dzień później rodzice otrzymali od przedszkola kartkę z prośbą o cierpliwość, a 10 września kadra otrzymała wypowiedzenia umów o pracę.
Mimo zapewnień miasta o gotowości przyjęcia dzieci do publicznych placówek, do dziś – jak twierdzą rodzice – nie przekazano im żadnej listy wolnych miejsc, choć w komunikacie podano, że jest ich około 160.
Słowna batalia na Facebooku z rodzicami dzieci z likwidowanego przedszkola
Sytuacja nabrała jeszcze większego rozgłosu po tym, jak rodzice zaczęli komentować działania miasta pod wpisem Michała Wypija na Facebooku. Wiceprezydent Rembiszewska-Piątek aktywnie brała udział w dyskusji, w której zasugerowała, że odpowiedzialność za chaos spada na rodziców, ponieważ nie podpisali umów z przedszkolem. „Trzeba by zapytać rodziców, czemu prowadzili dzieci do placówki bez podpisanej uprzednio umowy” – napisała. Jej słowa spotkały się z natychmiastową krytyką. Rodzice przypomnieli, że to organ prowadzący oraz miasto – jako podmiot nadzorujący – są odpowiedzialni za przestrzeganie przepisów prawa oświatowego. „To nie rodzice nadzorują przedszkola i nie oni kontrolują legalność ich działania” – podkreśla matka jednego z dzieci, która ostatecznie miała zostać zablokowana przez wiceprezydent na Facebooku.
„Dobro dzieci” kontra olsztyńska rzeczywistość
Rodzice nie mają wątpliwości, że cała procedura likwidacji przedszkola została przeprowadzona z naruszeniem przepisów. Jak zauważają, władze miasta same przyznały, że wymagany sześciomiesięczny termin nie został dotrzymany, co potwierdziło również Kuratorium Oświaty. Pomimo tego, wedle rodziców, miasto nie skorzystało z narzędzi prawnych, które mogłyby pozwolić na zablokowanie wykreślenia placówki z ewidencji lub na jej czasowe przejęcie. Zdaniem rodziców, urzędnicy wolą „rozrzucić” dzieci po innych przedszkolach i zapełnić wolne miejsca w placówkach miasta, niż podjąć próbę zachowania ich stabilnego środowiska edukacyjnego.
Szczególnie dramatyczna jest sytuacja dzieci z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego. Jak mówią rodzice, dla nich zmiana miejsca i otoczenia to realne ryzyko regresu rozwojowego i emocjonalnego, na co miasto pozostaje głuche. W odpowiedzi na te argumenty wiceprezydent miała stwierdzić, że „tekst o regresie nie został napisany przez specjalistów, ale przez rodziców, którzy próbują za wszelką cenę utrzymać placówkę”.
Rodzice uznali to stwierdzenie za lekceważące, niezgodne z wiedzą psychologiczną oraz umniejszające ich trosce o dzieci, sugerując, że miasto celowo deprecjonuje ich działania, przedstawiając je jako emocjonalną próbę ratowania placówki „za wszelką cenę”.
Prezydent odpowiada: „Czy naprawdę to miasto zawiniło?”
W najnowszym komentarzu w sprawie likwidacji przedszkola „Dorotka” prezydent Olsztyna Robert Szewczyk przedstawił stanowisko miasta, podkreślając, że decyzję o zamknięciu placówki podjął prywatny właściciel, mimo znaczącego wsparcia finansowego ze strony samorządu. Jak wskazał, miasto przekazywało przedszkolu około 122 tysięcy złotych miesięcznie w ramach dotacji oświatowej, a dodatkowo placówka była finansowana z opłat rodziców. Pomimo tego — jak stwierdził prezydent — właściciel zdecydował się zakończyć działalność, i to z naruszeniem prawa oświatowego, nie informując rodziców na wymagane sześć miesięcy przed likwidacją.
Prezydent zaznaczył również, że miasto nie ma prawnych możliwości, by w trakcie roku szkolnego przejąć i samodzielnie prowadzić przedszkole. Nie można też — jak dodał — zmusić przedsiębiorcy do kontynuowania działalności, jeśli ten samodzielnie decyduje się na jej zakończenie. Szewczyk zapewnił, że samorząd podjął działania, by jak najlepiej zabezpieczyć sytuację dzieci. W publicznych placówkach dostępnych jest — według jego słów — 160 wolnych miejsc, a przeniesienie dzieci ma odbywać się bez rekrutacji i zbędnych formalności. Rodzice mogą wybrać dowolną placówkę, a miasto deklaruje elastyczność i pomoc w całym procesie.
Rodzice i Partia Razem: „To nie brak możliwości, to decyzja miasta”
24 września odbyła się konferencja prasowa rodziców dzieci z „Dorotki” i przedstawicieli Partii Razem. W imieniu rodziców głos zabrał Maciej Brudzewski, który podkreślał: „Zamiast wykorzystać narzędzia do zachowania poczucia bezpieczeństwa dzieci i pracowników, Urząd ogranicza się do zamiatania sprawy pod dywan.” Według niego, miasto „świadomie rezygnuje z działań, które mogłyby zatrzymać likwidację przedszkola, mimo że prezydent ma do tego prawne możliwości”.
Nauczycielka Agnieszka Brzostek, jednocześnie mama jednego z dzieci, mówiła że społeczność przedszkola tworzyła się przez wiele lat: „To, co wypracowaliśmy latami wspólnie z dziećmi i rodzicami, za chwilę zostanie nam brutalnie odebrane. My tylko chcemy nadal dbać o harmonijny rozwój emocjonalny naszych dzieci.”
Rodzice wskazywali, że dzieci przeżywają silny stres i, tak samo jak rodzice, są zaniepokojone całą sytuacją.
Bartosz Grucela z Partii Razem podkreślił, że sytuacja jest bezprecedensowa: „Nie codziennie zdarza się nam jako Partii Razem stawać w obronie prywatnej jednostki. Jednak w tej konkretnej sytuacji zostało złamane prawo oświatowe.” Zwrócił uwagę, że władze Olsztyna mają prawne możliwości, by zareagować: „Jeśli wydało zgodę na jej prowadzenie, to powinno też wziąć za nią odpowiedzialność.” Zaapelował jednocześnie, by w tej sprawie dobro dzieci i przestrzeganie prawa oświatowego miało pierwszeństwo przed względami finansowymi i proceduralnymi.
