W Ostródzie doszło do niezwykle kontrowersyjnej sytuacji. Matka próbująca chronić swoje dziecko znalazła się w centrum postępowania sądowego, opisuje Fakt.pl. Kobieta nagrała szokujące zachowania przedszkolanek, by zebrać dowody na ich nieodpowiednie postępowanie wobec dzieci, w tym swojego syna. Zamiast wsparcia, spotkała ją reakcja prokuratury, która postawiła jej zarzuty za nielegalne nagranie.
Dramat przedszkolaka i desperacja matki
Pani Anna (42 l.) jest nauczycielką języka angielskiego. Wiosną 2023 roku jej syn, który dotychczas chętnie chodził do przedszkola, nagle zaczął protestować. Dziecko wpadało w histerię, bało się wstawać z łóżka i zapierało się w drzwiach, kiedy tylko miało wyjść z domu.
Matka, zaniepokojona zachowaniem syna, próbowała rozmawiać z personelem przedszkola, ale rozmowy nie przynosiły rezultatów. Zdesperowana, zdecydowała się na ryzykowny krok – umieściła w ubraniu synka dyktafon, który przez trzy dni rejestrował sytuację w przedszkolu.
Szokujące nagrania
To, co mama usłyszała na nagraniach, przerosło jej najgorsze obawy. Przedszkolanki używały wobec dzieci obraźliwych słów, takich jak „czubki” i „nienormalni”, a w tle słychać było płacz dzieci. Dzieci były również karane poprzez izolację – pozbawiano je jedzenia, sadzano samotnie przy pustym stoliku, a nawet zamykano w sali, gdy inne dzieci bawiły się na zewnątrz.
Anna natychmiast zgłosiła sprawę dyrekcji przedszkola, która zareagowała chłodno, sugerując zgłoszenie sprawy do prokuratury. Kobieta zdecydowała się na ten krok, licząc, że osoby odpowiedzialne za krzywdzenie dzieci poniosą konsekwencje.
Zarzuty dla matki, przedszkolanki bez konsekwencji
Ku zaskoczeniu pani Anny, prokuratura wszczęła śledztwo, ale zarzuty postawiła… jej samej. Śledczy uznali, że nagranie zostało wykonane nielegalnie, co jest naruszeniem prawa. Tymczasem postępowanie wobec przedszkolanek zostało zawieszone – prokuratura tłumaczy, że od półtora roku czeka na opinię biegłego dotyczącą autentyczności nagrań.
Kobieta została zawieszona w pracy i grożą jej dwa lata więzienia. Natomiast, jak podaje Fakt.pl, przedszkolanki wciąż pracują w tej samej placówce.
Historia pani Anny pokazuje, jak trudna i skomplikowana może być walka o dobro dzieci w sytuacji, gdy system prawny skupia się na formalnościach zamiast na meritum sprawy. Kobieta każdego dnia zadaje sobie pytanie: „Czy naprawdę powinnam być sądzona za to, że chciałam chronić mojego syna?” (Fakt.pl).
źródło: Fakt.pl
Pani nie rejestrowała co się dzieje w przedzszkolu tylko nagrywała zachowanie swojego dziecka s tego nikt jej nie zabroni….
bodnarowska tuskowa uśmiechnięta Polska – brawo lemingi!