Grupa nurków związanych z Fundacją „Na Tropie” wyłowiła w środę z Jeziora Dywickiego koło Olsztyna ludzkie szczątki. Wiele wskazuje na to, że jest to zaginiona w 1996 roku Joanna Gibner.
Poszukiwania Joanny Gibner w Jeziorze Dywickim były prowadzone wielokrotnie, w przeszłości szczątków dziewczyny szukali m.in. nurkowie z Marynarki Wojennej.
„Woda w jeziorze jest niesamowicie mętna, widoczność sięga 20 cm. Nurkowie pracują po omacku” – powiedział prokurator rejonowy Olsztyn-Północ Arkadiusz Szulc. Dodał, że być może z powodu bardzo słabej widoczności w przeszłości nie udało się odnaleźć szczątków Joanny Gibner.
W środę z jeziora Dywickiego nurkowie wydobyli bardzo wiele fragmentów kostnych, prokurator Szulc przyznał, że na niektórych fragmentach ciała zachowały się także inne tkanki. „Uzyskanie profilu DNA osoby, którą wydobyto z jeziora nie powinno być kłopotliwe, sądzę, że da się to zrobić w ciągu kilku tygodni. Profil DNA zaginionej dziewczyny mamy już gotowy, został on sporządzony w przeszłości na potrzeby wcześniejszych poszukiwań” – powiedział prokurator Arkadiusz Szulc. Prokurator dodał, że wydobyte przez nurków rzeczy osobiste ofiary jednoznacznie wskazują na to, że była to kobieta. „Wśród przedmiotów, które udało się wynurkować są m.in. okulary. Na ten moment można powiedzieć, że podobne okulary nosiła Joanna Gibner” – przyznał śledczy. Podkreślił jednak, że o tym, czyje szczątki odnaleziono w środę będzie można mówić dopiero po uzyskaniu badań DNA. „Na razie poruszamy się wyłącznie w sferze domysłów” – podkreślił Szulc.
Szczątki, które w środę wydobyto z głębokości ok. 3 metrów były ukryte w jutowym worku, torbie. Torba była obciążona cegłami i częściami samochodowymi. Właśnie tak w niektórych zeznaniach mówili o zatopieniu ciała Gibner jej mąż-zabójca i jego brat. Zeznania te jednak na przestrzeni lat zmieniali i odwoływali.
Plan odnalezienia torby ze szczątkami Joanny Gibner opracował nurek Marcel Korkuś, który od 18 lat zajmuje się nurkowaniem, jest instruktorem narciarstwa i biegłym sądowym z zakresu poszukiwań podwodnych. Na początku maja to właśnie Korkuś znalazł w rzece ciało zaginionego Kacperka z Nowogrodźca. W rozmowie Korkuś przyznał, że na miejsce zatopienia torby trafił dzięki specjalnemu magnesowi. Magnes był ciągnięty po jeziorze przez motorówkę. „Przyczepiały się do niego spore ilości mniejszych metalowych części, ale w miejscu, gdzie była torba, tych metalowych elementów było tak dużo, że by go odczepić trzeba było nurkować. Gdy zszedłem pod wodę, zlokalizowałem torbę, co do której nabrałem przekonania, że może być tą, której szukamy” – powiedział Korkuś.
Poszukiwania ciała Joanny Gibner po latach podjęła się Fundacja „Na Tropie”. Jej przedstawiciele prowadzili już poszukiwania w tym miejscu przed rokiem, ale bezskutecznie. „Wczoraj, gdy byłem nad tym jeziorem z mamą Joanny Gibner, ona miała pragnienie, by na Dzień Matki odnaleźć ciało jej dziecka. Mam nadzieję, że dziś jej 24-letnie poszukiwania zaginionej córki właśnie się kończą” – powiedział szef Fundacji Janusz Szostak.
Joanna Gibner zaginęła w 1996 roku. Dziewczyna trzy tygodnie wcześniej wzięła ślub z mieszkańcem podolsztyńskich Dywit Markiem W. Znała go zaledwie kilka tygodni. Już w czasie przyjęcia weselnego mąż i teściowa szarpali dziewczynę i popychali. Joanna skarżyła się też matce, że mąż ją poddusza.
O zaginięciu Joanny poinformował jej mamę mąż. Twierdził, że Joanna nie wróciła na noc do domu. Angażował się w poszukiwania, m.in. wystąpił w programie telewizyjnym o zaginionych. Nagrał emisję tego programu na wideo, a kasetę z nagraniem podpisał „Telewizyjny debiut Marka”. Jak się po latach okazało, jego znajomi wysyłali też z zagranicy kartki podpisane „Joanna”, w których zaginiona dziewczyna miała informować, że poukładała sobie życie na nowo.
Po kilku latach od zaginięcia żony Marek W. związał się z Emilią F. – miał z nią dwoje dzieci. Pewnego dnia przerażona dziewczyna przyszła na policję i powiedziała, że obawia się o swoje życie, bo partner ją bije, a przed laty zabił żonę – Joannę Gibner. Emilia F. powiedziała też, że brat męża, który pomagał zatopić zwłoki Gibner, szantażuje Marka W. tą wiedzą.
W śledztwie okazało się, że oprócz braci W. o zbrodni wie jeszcze kolega Marka – Tomasz H., który pomagał przewozić zwłoki w torbie. Zatrzymani bracia W. zeznali, że torbę z ciałem obciążyli złomem i zatopili w Jeziorze Dywickim. Brat Marka narysował nawet prowizoryczną mapę tego miejsca. Ale nie udało się zweryfikować ich zeznań.
Marek W. odsiedział za zamordowanie żony wyrok, wyszedł z więzienia i zmarł w Anglii. Jego brat i Tomasz H., nie chcieli współpracować z poszukiwaczami, przez lata nie powiedzieli tego także matce Joanny. We środę żaden z nich nie pojawił się nad brzegiem jeziora.
Operacji wyciągania szczątków z wody przyglądali się gapie, w tym rodziny z małymi dziećmi.
Nie było żadnych gapiów, zwłaszcza z dziećmi. Były media, ale i tak mało widziały, bo policja zasłoniła miejsce wydobycie parawanem.