-0 C
Olsztyn
piątek, 22 listopada, 2024
reklama

Polska i region potrzebują teraz stabilności [OPINIE Olsztyn]

WiadomościPolska i region potrzebują teraz stabilności

Rozmowa z Michałem Karnowskim, publicystą portalu wPolityce.pl oraz tygodnika „Sieci”

Wywiad pochodzi z nowego serwisu Opinie Olsztyn.

Paweł Pietkun: Jak Pan ocenia obecną sytuację polityczną w Polsce? Chwilowy bunt Jarosława Gowina mógł doprowadzić do kryzysu konstytucyjnego i politycznego w Polsce. Negocjacje przeprowadzone niemal w ostatniej chwili doprowdziły do tego, że Porozumienie Jarosława Gowina zgodziło się zagłosować tak, jak cała Zjednoczona Prawica, za przeprowadzonymi w terminie konstytucyjnym wyborami prezydenckimi. Jednak wolta polityków Porozumienia doprowadziła do kontrofensywy sił wrogich Polsce, czyli totalnej opozycji. Czy ze strony Jarosława Gowina było to zagranie taktyczne, czy próba wybicia się na niezależność przydatną w kontaktach z np. TVN i „Gazetą Wyborczą”?

Michał Karnowski: Z każdym dniem od tych wydarzeń wiemy o nich więcej, choć oczywiście nie jesteśmy w stanie zajrzeć do głowy Jarosława Gowina – a tam, w ambicjach osobistych, jest chyba najważniejsza odpowiedź. Jak daleko one sięgały? Czy prawdą jest, co twierdzi lider SLD Włodzimierz Czarzasty, że Gowin obiecał komuś „rozwalenie rządu”? Bez wątpienia publicznie stawiana była teza, że lider Porozumienia jako człowiek znający dobrze świat Platformy Obywatelskiej, której był członkiem, na szefa której kandydował, dostrzega jej słabość i mógł zamarzyć o budowie na jej politycznym trupie jakiejś nowej formacji politycznej wraz z Władysławem Kosiniakiem – Kamyszem i Pawłem Kukizem. Z tymi politykami stanął na wspólnej konferencji prasowej i mówił o nich „moi partnerzy” – w tym samym czasie, gdy jego zaplecze intelektualne bardzo źle mówiło o koleżankach i kolegach z koalicji rządowej. Ten zapach możliwego łupu mógł wydawać się atrakcyjny – przesuwałby Gowina ze stanowiska lidera niewielkiej w sumie formacji koalicyjnej – choć z dużym wpływem na sprawy państwowe – na pozycję lidera dużej partii politycznej. Szkoda, że pan Gowin żadnej z tych informacji nie zdementował.

W sferze faktów, kluczowe są dwa wydarzenia. Po pierwsze Jarosław Gowin podjął bardzo daleko posunięte negocjacje z obozem przeciwnym bez zgody partnerów koalicyjnych. Po drugie, dążąc do anulowania majowego głosowania posunął się do szantażu – albo wybory będą przesunięte, albo nie macie większości. Oba ruchy były bardzo brutalne. Właściwie tej koalicji nie powinno już być – o jej trwaniu zdecydowało cofnięcie się o kilka kroków, w duchu odpowiedzialności za Państwo, wykonane przez Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro. Ceną za ten kompromis, nie wiemy jak trwały, jest jednak danie drugiej szansy Platformie Obywatelskiej, która będzie mogła wymienić kandydata na prezydenta, po katastrofalnej kampanii Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. To z kolei może być bardzo kosztowne dla Andrzeja Dudy. Różnie może być. Z punktu widzenia poważnej polityki cała akcja części polityków Porozumienia była jakąś dziecinadą, zyskała na niej jedynie opozycja, która sama siebie kiedyś nazwała „totalną”.

Czy w kontekście wciąż groźnej pandemii koronawirusa i ostrzeżeń ministra zdrowia prof. Szumowskiego nie należałoby rzeczywiście poczekać z wyborami prezydenckimi do czasu aż sytuacja się ustabilizuje? Kandydatura Andrzeja Dudy wydaje się na tyle silna, a opozycja tak niepoukładana, że taki ruch zamknąłby jej usta na dłużej.

Gdyby można było po prostu poczekać, pewnie by poczekano. Wyborów nie dało się jednak po prostu anulować, ich przeprowadzenie nakazywała Konstytucja, a plan jej zmiany został odrzucone. I one się w koślawy sposób 10 maja odbyły, ale zostały przez Państwową Komisję Wyborcza uznane za nieskuteczne. Dziś widać, że rację mieli ci, jak prezes Jarosław Kaczyński, którzy zachowali zimną krew i mówili, że pandemia, choć groźna, nie powinna skutkować zawieszeniem demokracji, brakiem szacunku do konstytucji. Przypomnijmy sobie ostatnią niedzielę – 10 maja w Warszawie czy Olsztynie. Sklepy czynne, kolejki do supermarketów, na ścieżkach rowerowych i w parkach tłumy. Czy naprawdę pójście do głosowania, w dobrze zabezpieczonym, odkażanym lokalu, przy użyciu środków ochrony osobistej przez głosujących i komisje wyborcze, byłoby w tym kontekście narażaniem ludzi na śmiertelne ryzyko? Nie sądzę. A za chwilę otwierają się restauracje i fryzjerzy. Widać, że Gowin pomylił się co do skali zagrożenia związanego z wyborami. Na dodatek okazało się, że w warunkach pandemii da się prowadzić kampanię. Była ona chyba nawet bardziej żwawa niż zwykle wcześniej. Jakąś puentą całej tej dyskusji jest to jak zareagowała opozycja i związane z nią media na zmianę terminu wyborów. Wcześniej mówili, że wybory to śmierć, że nawet koperty będą zabijać. Gdy termin przesunięto, zaczęli wołać iż to skandal, że głosowania nie przeprowadzono. I z taką opozycją pan Gowin chciał negocjować. Duży błąd.

Posłowie Jarosława Gowina dostali się do Sejmu i Senatu przede wszystkim z list Prawa i Sprawiedliwości. W wielu przypadkach kandydaci mieli być lokomotywami wyborczymi ciągnącymi listy w górę. Z czasem okazało się, że znajdujący się na listach kandydaci PiS cieszyli się zauważalnie większym poparciem. Czy takie kształtowanie list było dobrym wyjściem dla PiS, czy może w przyszłości należy rozważyć inne przygotowanie do wyborów, a ewentualne umowy koalicyjne w ramach Zjednoczonej Prawicy podpisywać już po wyborach?

Różnorodność środowisk tworzących Zjednoczoną Prawicę jest w mojej ocenie wielką wartością. Pytanie jednak, czy w pewnym momencie ogon nie zaczął próbować machać psem. Pracownia Social Changes sprawdziła na zlecenie portalu wPolityce.pl jakie poparcie mają poszczególne partie koalicji rządzącej. Okazało się, że Porozumienie – ugrupowanie Jarosława Gowina – może liczyć na głosy 2 proc. ankietowanych. Myślę, że ten wynik powinien otrzeźwić niektórych działaczy Porozumienia. Uporządkujmy fakty: niewielka formacja dostała najpierw atrakcyjne miejsca na listach, następnie duży wpływ na sprawy państwowe. A w momencie próby wywołanej epidemią i związanymi z nią przesileniami lider Porozumienia pobiegł do Kosiniaka-Kamysza, Kukiza i być może innych, na „negocjacje”. Dobrze, że większość polityków Porozumienia uznała to za szaleństwo i wypowiedziała posłuszeństwo w tej sprawie panu Gowinowi. Choć nie wszyscy. Pan Michał Wypij, poseł z Olsztyna, był w pierwszym szeregu tych, którzy te działania prowadzili. Mnie osobiście to bardzo zaskoczyło i zasmuciło. Wiem jak źle te szantażowe działania części działaczy Porozumienia przyjęli wyborcy Zjednoczonej Prawicy. Powszechnie uznawano to za cios w jedność, sprowadzenie zagrożenia dla całego obozu.

Nie wiem, czy wszystko to spowoduje zmianę zasad budowy list wyborczych w kolejnych wyborach. Bez wątpienia politycy, którzy wzięli udział w tej wspólnej akcji z opozycją zostaną zapamiętani przez wyborców. I w mojej opinii przez nich ukarani. Nie sądzę też, by osoby układające listy wyborcze ryzykowały w kolejnej kadencji powtórkę z rozrywki.

Obecna sytuacja polityczna w kraju ma z pewnością wpływ na to, co dzieje się w regionach. Warmia i Mazury wydawały się miejscem, gdzie współpraca między Prawem i Sprawiedliwością a koalicyjnym Porozumieniem jest mocna i idzie w dobrą stronę. Tymczasem liderzy Porozumienia w regionie – którzy, przypomnijmy, weszli do polityki z list PiS – zaczynają grać do własnej bramki i wyłącznie na wzmocnienie swojej osobistej pozycji. Michał Wypij z Porozumienia, który jeszcze niedawno był kandydatem Zjednoczonej Prawicy (również PiS) na stanowisko prezydenta Olsztyna, teraz próbuje rozgrywać zarząd regionalny tej partii – jeżdżąc również na skargi do Warszawy. W rozmowach z lokalnymi mediami zapowiada kolejny wyjazd ze skargą na szefów regionalnych PiS.

Nie sądzę, by pozycja posła Michała Wypija – szczególnie po tej akcji w której wziął aktywny udział – w strukturach Prawa i Sprawiedliwości, Zjednoczonej Prawicy a i samego Porozumienia była mocna. Mówiąc szczerze, jeśli ktoś ma jakieś kłopoty, to radziłbym mu namówić pana Wypija na złożenie na siebie skargi w centrali PiS – a centrala pewnie automatycznie postąpi inaczej i uzna rację tych, na których pan Wypij się skarży. To jest ten poziom zawodu i braku zaufania. Musimy zrozumieć, że to nie była zwykła koalicyjna sprzeczka, normalna w polityce. To było poddanie w wątpliwość jedności i lojalności całego obozu. W niektórych przypadkach faktycznie zaskakujące. Jak zrozumieć, że najpierw ktoś startuje na prezydenta miasta z ramienia całej Zjednoczonej Prawicy, korzysta z zasobów obozu w kampanii, a chwilę później zaczyna negocjować z opozycją przeciw tejże Prawicy? Nie potrafię. Polityka to nie zabawa. Wystarczy pojechać do któregoś z państw prawie upadłych, pogrążonych w chaosie, gdzie elitom zabrakło odpowiedzialności, by zobaczyć jak słona bywa cena błędów. Akurat z Olsztyna mamy do takich miejsc niedaleko.

W jaki sposób takie działania mogą wpłynąć na postrzeganie prawicy w regionie – znanym przecież z wciąż silnej pozycji postkomunistów w polityce?

Zjednoczona Prawica z trudem ale trwale zdobyła znaczące poparcie w regionie warmińsko-mazurskim. Analizowaliśmy kiedyś w tygodniku „Sieci” te zmiany – zdobywanie poparcia w kolejnych gminach, wybory po wyborach, osiąganie wydawało się niemożliwych celów, przy wrogich mediach. Tylko ktoś bardzo nieodpowiedzialny może nie rozumieć, że to nie jest dane raz na zawsze, może zapomnieć, że skłócone partie przegrywają. A już pakowanie się w takie awantury w czasie epidemii można uznać za polityczną zbrodnię. Polska potrzebuje teraz stabilności, a nie piekielnej kampanii wyborczej, nie kłótni. To zresztą w mojej opinii zdecydowało, że władze Prawa i Sprawiedliwości ustąpiły. Sprawa została odłożona, ale nie zamknięta.

Dodam, że wychowałem się w Olsztynie i okolicach, tu kończyłem liceum i wiem jak wielką pracę wykonano w tym regionie od lat 90. na rzecz budowy poparcia dla formacji propolskich, niekomunistycznych. Są stabilne struktury, cenieni posłowie. To wszystko wymagało wysiłku, sprawności, czasem elastyczności. Trzeba to szanować – bo zburzyć łatwo, zbudować trudno. Patrzę na to z boku, jako publicysta, ale trudno nie dostrzec na przykład konsekwentnej aktywności i pracy posła Jerzego Szmita, cenionego w całym obozie propolskim.

Podobnie zachowuje się inny warmińsko-mazurski poseł Zjednoczonej Prawicy – Wojciech Maksymowicz. On wprawdzie na skargi do Jarosława Kaczyńskiego nie jeździ, ale – choć sam jest z innego ugrupowania – publicznie skarży się na władze regionalne swojego koalicjanta. To zresztą przykład „lokomotywy listy wyborczej”, która – jak pokazały wyniki wyborów – otrzymała najsłabszy wynik spośród wszystkich liderów PiS w okręgu. Czy i w jaki sposób można zmienić takich polityków?

Mogę tylko powtórzyć: wyborcy Zjednoczonej Prawicy nie głosowali na kłótnie i rozłamy, donosy i awantury w mediach III RP. Ukarzą każdego, kto je organizuje.

Czy jest jakiś sposób na weryfikowanie polityków z własnej i koalicyjnej partii, zanim znajdą się na listach wyborczych np. do parlamentu? Jeżeli tak, to jak można go wprowadzić w życie?

To zawsze będzie proces pełen napięć, konfliktów, sporów i bolesnych kompromisów. Takie jest życie polityczne. Uważam jednak, że na prawicy jedna zasada została uznana za żelazną, po bolesnych doświadczeniach lat 90. i AWS – jedność. To plus zdolność do współpracy i kompromisu czynią obóz polityczny skutecznym. Można być najpiękniejszym i najmądrzejszym, ale bez tych cech wielkiej przyszłości politycznej na prawicy się nie ma. W każdym razie dopóty, dopóki Zjednoczoną Prawicą kieruje prezes Jarosław Kaczyński, który rozumie, że nie da się rządzić Polską pospolitym ruszeniem, gdzie każdy ma swoje zdanie. Jakiś poziom karności jest niezbędny. A tego w ostatnich wydarzeniach niektórym zabrakło.

Rozmawiał: Raweł Pietkun

Wywiad pochodzi z nowego serwisu Opinie Olsztyn.

Zapisz się do naszego newslettera

Wysyłamy tylko najważniejsze wiadomości

0 komentarzy
Najlepsze
Najnowsze Najstarsze
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Polecane