Pani Wanda często budzi się w nocy i nie może zasnąć. To, co spotkało jej męża, nie daje jej spokoju. Przewrócił się w autobusie i tak strasznie połamał, że kilka dni później umarł w cierpieniu. Wdowa chce dojść prawdy i prosi o pomoc!
– To, co spotkało mojego męża, to jakiś horror. Muszę to do końca wyjaśnić. Inaczej nie zaznam spokoju – mówi roztrzęsiona Wanda Czeczko.
I faktycznie trudno uwierzyć, że los może być dla kogoś aż tak okrutny. Pan Bernard zmarł czternaście dni po tym, jak wsiadł do autobusu Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji w Olsztynie, żeby wrócić do domu z wizyty w banku.
Starszy Pan, zaraz po wejściu do autobusu chciał kupić bilet w automacie. Już miał wrzucać do niego monety, kiedy pojazd gwałtownie zahamował. Mężczyzna nie był w stanie utrzymać się na nogach i upadł.
Taka sytuacja przytrafia się wielu osobom, ale skutki upadku rzadko są aż tak dramatyczne. W szpitalu, po dokładnych badaniach, okazało się, że Pan Bernard ma zgruchotane stawy biodrowe, złamaną kość łonową i kulszową. Zupełnie jakby nie tyle przewrócił się w autobusie, co przejechał po nim co najmniej samochód.
Na tym nie koniec dramatu Pana Bernarda. Mężczyzna trafił najpierw do pierwszego szpitala, potem na rehabilitację do Ośrodka Pomocy Społecznej, a potem do kolejnego szpitala, w którym umarł na niewydolność serca i… sepsę. I to wszystko w ciągu dziesięciu dni od upadku w autobusie miejskim!
– Bernard strasznie cierpiał. Miał siniaki i wylewy na całym ciele. Jego głowa była z tyłu cała w wielkim krwiaku – mówi wdowa po Panu Bernardzie.
Nic dziwnego, że Pani Wanda domaga się wyjaśnienia wszystkich okoliczności wypadku, który doprowadził do śmierci jej męża. Chce też uchronić innych przed podobną sytuacją. Ma żal do MPK, że automaty do kupowania biletów są, jej zdaniem, tak zainstalowane, że starsza osoba ma kłopot z utrzymaniem równowagi, korzystając z nich w chwili gwałtownego hamowania.
Pani Wanda, żeby dociec prawdy, poprosiła o pomoc kancelarię prawną Lecha Obary. Nad sprawą pracuje cały zespół prawników, który stara się dojść sprawiedliwości. Wyjaśnieniem okoliczności wypadku i śmierci Pana Bernarda zajmują się też policja oraz prokuratura.
– Przecież to był silny mężczyzna. Razem wychowaliśmy dwoje dzieci. I choć nasze życie różnie się układało, to było tak wiele pięknych momentów – mówi pogrążona w żałobie Pani Wanda i wspomina najlepsze wspólne chwile z mężem.
A było ich wiele. Pani Wanda z zachwytem opowiada o kulinarnych umiejętnościach męża. Jego pasji do wędkarstwa, zbierania grzybów i talentu do fotografii.
– Bernard, aż do przejścia na rentę, był zawodowym wojskowym, ale nie był jakimś mundurowym mrukiem. To była prawdziwa dusza towarzystwa – wspomina wdowa. – Wszyscy uwielbiali jego żarty. A kiedy zrobił bigos, albo śledzie po flisacku, to nasi znajomi upominali się o możliwość ich spróbowania.
Pasję do gotowania Pan Bernard zaszczepił swojej córce. Syn przejął po nim zamiłowanie do elektroniki i spacerów po lesie. Nieoczekiwana i pełna cierpień śmierć wszystkich zszokowała.
– Wdowa po Panu Bernardzie Czeczko, którą reprezentujemy, jest przekonana, że śmierć jej męża wynika z wypadku w autobusie. Dlatego też mamy zamiar wystąpić do MPK o zadośćuczynienie – poinformowała nas kancelaria prawna Lecha Obary.
– Bardzo współczujemy bliskim Pana Bernarda Czeczko. Gwałtowne hamowanie autobusu wynikało z zachowania innych uczestników ruchu, kiedy kierowca naszego autobusu ruszał z zatoczki przystanku. To nie była jego wina, jednak nasza firma jest ubezpieczona na wypadek także tak tragicznych sytuacji i jeśli okaże się, że okoliczności kwalifikują zdarzenie do wypłaty zadośćuczynienia, to zapewne tak się stanie – deklaruje Cezary Stankiewicz, rzecznik MPK w Olsztynie.
Problem polega jednak na tym, że nie ma nagrania wypadku z monitoringu w autobusie. Kamery w tragicznym momencie nie działały. Żeby wdowa otrzymała zadośćuczynienie, musi być pewność, że obrażenia Pana Bernarda to wynik upadku w autobusie.
– Z relacji kierowcy wynika, że starszy pasażer autobusu faktycznie upadł. Nasz kierowca widział to i zareagował prawidłowo. Zatrzymał autobus, podszedł do pasażera, żeby udzielić mu pomocy. Ten jednak zapewnił, że czuje się dobrze – relacjonuje rzecznik MPK. – Po przejechaniu dłuższego odcinka trasy kierowca ponownie podszedł do pasażera, bo był zaniepokojony jego stanem. Uznał, że trzeba wezwać pogotowie i poprosił o to innego z pasażerów – dodaje rzecznik.
– W wyjaśnieniu faktycznych okoliczności zdarzenia mogą pomóc relacje świadków i dlatego w imieniu wdowy po Panu Bernardzie prosimy, żeby osoby, które je widziały, zgłosiły się do nas – apelują prawnicy z kancelarii Lecha Obary.
17 października 2018 r. ok. godz. 9:35 Pan Bernard Czeczko wsiadł z przystanku pod Teatrem im. Stefana Jaracza przy ul. 1 Maja w Olsztynie do autobusu komunikacji miejskiej linii nr 117 jadącego w kierunku Osiedla Generałów. Świadkowie zdarzenia proszeni są o zgłaszanie informacji na jego temat na adres e-mail redakcja@tko.pl
Jeżeli chodzi o kierowcow MPK to strasznie jezdza, przy każdych swiatlach, czy przepuszczaniu pieszych przez przejście hamują tak gwaltownie ze czlowiek siedzacy i trzymający sie nie jest w stanie zapanować nad zahamowanym pojazdem, jezdza jak pizdy, juz nie mowie ze maja kazdego pasazera pilnować i patrzec w lusterka czy starsze osoby usiadły bo to nie o to chodzi, ale między innymi tez i bezpieczenstwo pasazera zeby czul sie swobodnie poprzez spowolnienie pojazdu jakos z umiarem, powoli i bez drgawek, no ale to sie raczej nie zmieni, zawsze wsiadajac musimy przewidziec ze kierowca zahamuje tak gwaltownie ze lepiej trzymajmy sie mocno,… Czytaj więcej »
Pewnie MPK powinno dronami roznosic bilety wprost do „dziąseł” starych pryków.