Sesja dla wielu studentów to egzaminacyjny koszmar. Metody na jej przetrwanie są różne. Ilu ludzi, tyle rozwiązań.
Kawosze
To osobnicy, którzy wspomagają się niczym innym jak kawą. – Niejednokrotnie, gdy przygotowuję się do egzaminu, wypijam hektolitry kawy – mówi Marek student Prawa i Administracji na UWM-ie. – Mój rekord to 7 kaw w ciągu doby. Dzięki temu mogę nie przespać całej nocy. Minus jest taki, że po takiej ilości tego trunku zazwyczaj mam rewolucję w żołądku.
Imprezowicze
– Najlepszy sposób na zaliczenie sesji to impreza – mówi Michał z Dziennikarstwa i komunikacji społecznej. – Nie ma nic gorszego jak niepotrzebne nerwy. Po co się przejmować? Znam mnóstwo ludzi, którzy nie zaliczyli nie dlatego, że nie uczyli się, ale dlatego, bo „zjadł” ich stres. I co im dało 2 tygodnie przygotowań?
Last Minute
Oni zazwyczaj dowiadują się o egzaminie na dzień przed jego datą. Nie zawsze powodem jest ciągłe imprezowanie, ale np. praca. – Pracuję i studiuję jednocześnie – mówi Paulina z Wydziału Humanistycznego. – To nie w porządku, że studentów wrzuca się do jednego wora. Nie wszyscy balują, są tacy co pracują. Naprawdę jest ciężko pogodzić robotę z uczelnią. Wykładowcy nie zawsze rozumieją, że ktoś się nie przygotował, bo musi pracować. Nie będę ukrywać, że wspomagam się ściągami, jeśli tylko egzamin jest pisemny.
Na „uda”
Są tacy, którzy idą na egzamin na tzw. uda: uda, albo się nie uda. Ich przygotowania do zaliczenia polegają na tym, że się ubiorą, nie spóźnią i nie pomylą wykładowcy z kimś innym, bo nigdy wcześniej go nie widzieli.