4.8 C
Olsztyn
niedziela, 22 grudnia, 2024
reklama

Dramat prywatny i szczęście publiczne – słów kilka o Demoludowych spektaklach

OlsztynDramat prywatny i szczęście publiczne – słów kilka o Demoludowych spektaklach

Krótki bilans VII Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Demoludy: wykonawcy z Czech, Węgier, Rumunii, Rosji i Polski, wiele zasłużonych oklasków i dwie owacje na stojąco, dla diametralnie różnych występów. 

Olsztyńska publiczność ceni najwidoczniej zarówno nieskrępowaną zabawę, jak i najczarniejsze z czarnych scenariusze

W sobotę 23 listopada dobiegła końca siódma edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Demoludy. Organizowany przez olsztyński Teatr im. Stefana Jaracza festiwal obfitował w rozmaite wydarzenia artystyczne: wernisaż fotografii, koncert, warsztaty aktorskie, liczne spotkania tematyczne i czytania performatywne oraz cztery „pełnowymiarowe” spektakle, którym warto przyjrzeć się nieco bliżej.

Środa: Świat podzielony

Jan Werich i Jiří Voskovec – dwie wielkie osobowości czeskiego życia artystycznego XX wieku – przyjaciele, współpracownicy, wybitni artyści. Gdy po zwycięstwie komunistów w Czechosłowacji w 1948 roku Voskovec wyemigrował do USA, dawni kompani znaleźli się po dwóch stronach żelaznej kurtyny. Ich przyjaźń rozwijała się dalej w prowadzonej przez lata korespondencji, która stała się inspiracją do stworzenia spektaklu. Przedzieleni tysiącami kilometrów, oceanem i największą, nieprzeniknioną barierą – polityką, na papier przelewają swoje smutki i radości. Stale razem na scenie, nie mogą się spotkać. W przerysowanym makijażu, rodem z początków działalności, jak relikty dawnych, lepszych czasów, bohaterowie stają wobec przemian świata i wobec własnych przeobrażeń, własnego i nieuchronnego starzenia.

Dora Viceníková

Korespondencja V+W

Teatr Na Zábradlí (Czechy)

reżyseria: Jan Mikulášek

tłumaczenie: Maciej Mętrak

scenografia: Svatopluk Sládeček

muzyka: Jan Mikulášek

kostiumy: Marek Cpin

obsada: Václav Vašák, Jiří Vyorálek, Gabriela Mikulková

Czwartek: Dziś porzućcie wszelkie troski! I zróbcie to w stylu retro.

Sztuka mówiąca rzeczy ważne, opowiadająca o mrocznych zakamarkach ludzkiej duszy, ujawniająca dojmujący ciężar egzystencji, zło czające się wśród szemranych spelun i pozornie dobrych domów…. Wszystko doniosłe i godne uwagi, ile jednak można? Tak dobrze czasem zdecydowanie odrzucić całą retorykę cierpienia i, ot tak, po prostu, dobrze się w teatrze bawić.

Węgierski „Musik, Musikk, Musique” to zrealizowana z rozmachem wędrówka po europejskich kabaretach lat międzywojennych. Najbardziej widowiskowy spektakl tegorocznych Demoludów czaruje przepięknymi, regularnie zmienianymi kostiumami, okazałą scenografią, uzupełnianą wizualizacjami, muzyką graną na żywo przez orkiestrę. Jak na krajoznawczo-muzyczną eskapadę przystało, piosenki wykonywane są w różnych językach, w tym również, przy niemałej uciesze widowni, po polsku. „To ostatnia niedziela” z melodią skomponowaną przez Jerzego Petersburskiego okazała się zresztą na tyle popularna, że przewinęła się przez dwa spektakle (pojawiła się również w „Dziewczynie z kina Tęcza”). Oprócz lingwistycznego dopasowania, poszczególne muzyczne aranżacje opierają się na zręcznej żonglerce narodowymi stereotypami, traktowanymi z przymrużeniem oka. Mamy więc kokieteryjną Francuzkę, zmysłową kobietę Południa, krztynkę włoskiego la dolce vita czy amatora rumianych słowiańskich piękności. To wszystko, okraszone jeszcze elementami akrobatyki i cyrkowymi sztuczkami, sprawia, że złożona przez organizatorów obietnica „megawypasionego spektaklu”, została spełniona z nawiązką.

Musik, Musikk, Musique

Teatr im. Józefa Katony (Węgry)

reżyseria: Réka Pelsőczy

muzyka i opracowanie piosenek: Albert Márkos

scenografia: Balázs Cziegler

kostiumy: Ildi Tihanyi

wizualizacje: Vince Varga

światło: Zoltán Vida

choreografia: Kitty Fejes

konsultacja cyrkowa: Roland André

balet: Levente Bajári

dramaturg: Gergely Zöldi

kierownik produkcji: Bence Mattyasovszky

obsada: Adél Jordán, Eszter Ónodi, Judit Rezes, Gergely Kocsis, Ervin Nagy, Bence Tasnádi

Piątek: Kiedy Richard Gere poślubia k***ę?

W kinie „Tęcza” ogląda się filmy. Od tego w końcu kino jest. W ostatnim rzędzie kina „Tęcza” seans uzyskać może dodatkowy smaczek. I nie, nie o gratisowy popcorn tu chodzi. Sceny erotyczne interpretujemy na żywo. Stała rezydentka miejsca 13. zaprasza. Nie chcesz, nie podoba się naddarta sukienka, oczko (oko!) w pończosze? Nie kupujesz. Znajdą się mniej wybredni.

Kiedyś jeszcze byli ludzie, nie transakcje. Grana przez Tanię Popę kobieta snuje nostalgiczną opowieść o czasie minionym. Wspomina młodość, swoją rodzinę, pierwszą miłość. Dziś prawdziwym i wartościowym żywym stworzeniem jest tylko mały kotek, odwiedziny zwierzęcia jedynym regularnym i pożądanym punktem dnia. Przeszłość przetkana jest teraźniejszością, wywody dziewczyny z kina przeplecione, wykonywanymi przez nią przy akompaniamencie pianina, starymi piosenkami.

Co wiemy po „Dziewczynie z kina Tęcza”? Że jedna drobna aktorka jest w stanie wypełnić okazałą przestrzeń Sceny Kameralnej. Znamy brzmienie powszechnego (choć wstydliwego) wydobywania z torebek i kieszeni chusteczek higienicznych w ciemnej sali. Wiemy, że piosenka porusza, nawet przy dalece wątpliwym rozumieniu tekstu. No, i że Richard Gere poślubia kurwę tylko wówczas, kiedy jest nią Julia Roberts. A tych, też wiemy, wcale nie tak wiele… Kopciuszek to ściema. Happy end też.

Lia Bugnar

Dziewczyna z kina Tęcza

Teatr Narodowy w Bukareszcie (Rumunia)

reżyseria – Lia Bugnar

pianino: Marian Hâncu

obsada: Tania Popa

Sobota: O marzeniach podczas lotu z drugiego piętra

Natasza Banina i Natasza Wiernikowa – dwie szesnastolatki, które różni niemalże wszystko. Jedna to butna wychowanka prowincjonalnego bidula, która za swoją hardą postawą i salwami wulgaryzmów, skrywa wrażliwość i potrzebę miłości. Druga – duma rodziców, gwiazdka młodzieżowego telewizyjnego show, której familia nie szczędzi niczego. W przeładowanym do granic planie na życie Nataszy, brak jednak miejsca na nią samą. Potrzeba bliskości, akceptacji okazuje się niezależna od pochodzenia, statusu społecznego i materialnego. Romantyczna miłość, która miała być nagrodą po bezwzględnej walce, okazuje się naiwną mrzonką. Determinacja dziewcząt przynosi zgoła inne skutki, skutki tragiczne.

Dwa zespolone monodramy, dwie historie, dwie nastoletnie Natasze. Jedna Agnieszka Skrzypczak i okazjonalnie tylko partnerujący jej Karol Puciaty, właściwie zero scenografii, rekwizytów, muzyki. „Marzenie Nataszy” to najbardziej minimalistyczny wizualnie Demoludowy występ, jednocześnie bardzo pojemny treściowo i wymagający wobec aktorki. W tak ascetycznej inscenizacji wykonawca nie jest w stanie schować się za innym aktorem, ukryć za oprawą plastyczną czy muzyczną. Młoda aktorka stanęła jednak na wysokości zadania, o czym świadczyć może występ podczas olsztyńskiego festiwalu, a także liczne, przyznane wcześniej, nagrody. Skrzypczak udało się obdarzyć bujną osobowością nie tylko dwie Natasze, ale i całą plejadę innych, opisywanych przez bohaterki, postaci.

Jarosława Pulinowicz

Marzenie Nataszy

Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi (Polska)

reżyseria – Nikołaj Kolada

tłumaczenie: Agnieszka Lubomira Piotrowska

scenografia: Justyna Łagowska

opracowanie muzyczne: Rafał Kowalczyk

obsada: Agnieszka Skrzypczak, Karol Puciaty

Krótki bilans VII Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Demoludy: wykonawcy z Czech, Węgier, Rumunii, Rosji i Polski, wiele zasłużonych oklasków i dwie owacje na stojąco, dla diametralnie różnych występów. Olsztyńska publiczność ceni najwidoczniej zarówno nieskrępowaną zabawę, jak i najczarniejsze z czarnych scenariusze, wizualne rozpasanie i scenograficzną ascezę.

Dagmara Kordulewska

Zapisz się do naszego newslettera

Wysyłamy tylko najważniejsze wiadomości

0 komentarzy
Najlepsze
Najnowsze Najstarsze
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Polecane