Niektórzy panowie chyba pomylili sedes z performance’em artystycznym. Zamiast trafiać, tworzą – niestety nie dzieła sztuki, a fekalne graffiti na ścianach kabiny.
Kabina jak pole bitwy
Urzędnicy Miasta Olsztyn nie wytrzymali i opublikowali apel, który przebija niejeden komentarz z social mediów. Zaczęło się niewinnie – od zapachu. Ale szybko okazało się, że problem ma skalę… totalną. Męska toaleta udostępniona interesantom stała się miejscem „niezwykłych” aktywności. Jak czytamy w poście:
„Bo jak ktoś załatwia 'dwójkę’ obok muszli (tak, serio), to trudno mówić o poślizgnięciu się w stresie urzędowym.”
Urzędnicy nie zrzucają winy na kolejki, stres czy system. Wprost przeciwnie – winnym jest brak kultury. A może raczej – totalna ignorancja wobec zasad podstawowej higieny i przyzwoitości.
Pracownice mają dość
Najbardziej poszkodowane? Panie sprzątające. Miasto wymienia je z imienia – Julita, Danuta, Małgosia, Ala, Helena, Ela i Marianna. To one każdego dnia muszą stawić czoła temu, co zostawiają po sobie niektórzy „odwiedzający”.
„To nie urzędnicy to czyszczą – tylko osoby, które wykonują tę ciężką pracę codziennie i zasługują na szacunek” – napisano na oficjalnym profilu miasta. Mówiąc krótko – nie każ sprzątać po sobie, jeśli nie potrafisz nawet trafić tam, gdzie trzeba. Sedes to nie sugestia. To konkretny cel.”
Zakończenie apelu jest jeszcze bardziej wymowne: „Jesteś dorosły? To zachowuj się jak dorosły. Bo jak trzeba ci ustawić znaczniki do trafienia w muszlę – to może czas wrócić na edukację wczesnoszkolną.”
Prztyczek? Zdecydowanie. Zasłużony? Trudno zaprzeczyć.
źródło: Miasto Olsztyn
