Właściciel pasieki zasiał na swoim terenie nasiona konopi, bo miały dobry wpływ na pszczoły. Straż graniczna odkryła hodowlę i wycięła wszystkie rośliny.
Pasieka pod Kętrzynem składa się z 60 uli, a 57-letni pan Dariusz otrzymał ją po swoim dziadku. Od tamtej pory dbał o nią najlepiej, jak tylko potrafił. Niestety pszczoły zachorowały na warrozę – śmiertelną chorobę, którą roznoszą pasożyty. Mężczyzna postanowił leczyć je… marihuaną.
Marihuana pomagała pszczołom
Warroza to choroba wywoływana przez roztocz o nazwie dręcz pszczeli (łac. Varroa destructor). Samice roztoczy żywią się hemolimfą zaatakowanych owadów. Zaatakowane rodziny pszczele wiosną bez pomocy człowieka giną już jesienią, a wystarczy zakażenie wiosenne na poziomie 10 roztoczy.
– Z warrozą można walczyć za pomocą chemii, ale to osłabia pszczoły – wyjaśnił pszczelarz w Fakcie.
Mężczyzna postanowił w zamian za to zastosować naturalne metody walki z chorobą.
– Marihuana uspokaja moje pszczółki. Zawiera olejki eteryczne, które sprawiają, że pasożyty się ich nie czepiają – wytłumaczył pan Dariusz w Fakcie. – Nasiona można legalnie kupić w internecie. Mam paragony. Konopie siewne są dozwolone, ale trzeba to zgłosić odpowiednim służbom. Ja to zaniedbałem.
Co czeka pszczelarza?
– Przyjechała Straż Graniczna i całe zioło mi wycięli. Ktoś musiał dać im cynk – przyznał pszczelarz w rozmowie z Faktem.
Policjanci przesłali zabezpieczone rośliny do ekspertyzy. – Od jej wyników zależy, jakie zarzuty usłyszy hodowca – powiedziała st. sierż. Anna Baluta z kętrzyńskiej policji. – Uprawa innych odmian konopi niż włókniste jest zabroniona i zagrożona karą więzienia. Na odmianę włóknistą trzeba mieć zezwolenie. Jego brak to wykroczenie.
Pan Dariusz może zostać ukarany karą grzywny lub pozbawienia wolności.
Fot. W-MOSG