Byli funkcjonariusze ABW z Olsztyna skierowali sprawę do prokuratury przeciwko swoim przełożonym, którzy mieli defraudować pieniądze w ramach zwolnień lekarskich. Wcześniej szefostwo wszczęło postępowania dyscyplinarne przeciwko nim.
Jak informuje Onet, w olsztyńskiej delegaturze Agencji Biura Wewnętrznego nie dzieje się za dobrze. Byli oficerowie prowadzą spór z dawnymi przełożonymi o defraudację pieniędzy, do której miało dochodzić za pomocą zwolnień lekarskich.
– W przypadku takiej służby jak ABW ciężko było o to, żeby jeden funkcjonariusz realnie zastępował drugiego. Wynika to ze specyfiki pracy, w której posługujemy się dokumentami niejawnymi, pracujemy z osobowymi źródłami informacji, wszystko jest tajne i do naszych szafek nie mają dostępu nawet nasi przełożeni. Wyjątkami były sytuacje, kiedy razem z innym funkcjonariuszem prowadziło się daną sprawę. Wtedy istniała taka możliwość, żeby pod twoją nieobecność wykonał jakieś czynności. Ale to były sporadyczne sytuacje. Jeśli jednak nie było żadnego zastępstwa, to zgodnie z ustawą pieniądze powinny być przekazywane na fundusz zapomogowy. Dyrektorzy w olsztyńskiej delegaturze ABW mieli jednak inne plany. Brakowało pieniędzy w funduszu reprezentacyjnym, więc wpadli na pomysł, że te 20 proc. pensji funkcjonariuszy przebywających na L4, będą pobierać na swoje konta naczelnicy poszczególny wydziałów. Następnie pisali oni, że wykonywali czynności służbowe za oficerów, a dyrektorzy to klepali. Naczelnicy dostawali pieniądze na swoje prywatne konta, a następnego dnia dawali je głównemu naczelnikowi do ręki. Potem organizowali z tych pieniędzy imprezy, alkohol, wyjazdy, spotkania, gadżety, kubki i deseczki z logo ABW – relacjonuje informator Onetu.
W okresie od od 16 września 2014 r. do 17 lipca 2015 r. łączna kwota jaka widnieje w dokumentach, którą mieli otrzymać naczelnicy za rzekome zastępstwa, to ponad 7 tys. złotych. Choć wszyscy w delegaturze zdawali sobie sprawę z procederu, jaki się tam odbywał, to nikt nie reagował ze względu na strach przed potencjalnymi konsekwencjami. Nikt, poza trójką dziś już byłych oficerów z Olsztyna, którzy niejednokrotnie zgłaszali sprawę do ogólnopolskiego szefostwa ABW, jednak bezskutecznie. Jak czytamy w Onecie, skończyło się na linczu:
– Zaczął się lincz. Zwoływano oficjalne odprawy, gdzie w obecności 20–30 oficerów mówiono, że wszystko wymyśliliśmy. Chodziło o to, żeby też zastraszyć innych funkcjonariuszy – mówi Onetowi jeden z oskarżonych oficerów. – Pamiętam jak na jednej z odpraw naprzeciwko mnie siedział oficer Maksymilian P., który wcześniej sam pisał do gen. Łuczaka zawiadomienie w tej sprawie. Tylko że po „dobrej zmianie” został naczelnikiem, więc umył rączki od wszystkiego.
Trójka byłych oficerów ABW z Olsztyna złożyła zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przeciwko byłym przełożonym. Chodziło o lata 2014-2017. W 2018 rozpoczęło się postępowanie przeciwko funkcjonariuszom z Olsztyna. Sprawa została umorzona, wznowiona i ponownie umorzona:
– 19 lutego 2020 r. prokuratura zdecydowała się umorzyć śledztwo. Okazało się jednak, że w międzyczasie zmienił się prokurator prowadzący sprawę. Aleksandrę Ulanecką zastąpiła Aleksandra Piasta-Pokrzywa. Sporządzone przez nią uzasadnienie może budzić zdumienie.
Stwierdzono w nim bowiem, że mechanizm wydatkowania środków pochodzących z L4 opisany przez funkcjonariuszy z Olsztyna miał miejsce, ale „był próbą znalezienia korzystnego dla całego wydziału rozwiązania”. Prokurator Piasta-Pokrzywa stwierdziła również, że „przyczyną niejasności” były „przeszkody obiektywne” w postaci braku „precyzyjnych zasad podziału środków dla funkcjonariuszy operacyjnych”.
Trójka oficerów złożyła zażalenie do Sądu Rejonowego w Olsztynie. Ten przychylił się do ich wniosku i nakazał prokuraturze wznowienie śledztwa. W uzasadnieniu napisano m.in.: „Sama prokuratura przyznała, że do takich nieprawidłowości doszło. Wbrew twierdzeniom organów ścigania przepisy w tej materii są jasne i spójne. Pozwalają na jednoznaczne zweryfikowanie prawidłowości dysponowania środkami”
Tym razem sprawa trafiła do prokuratora Waldemara Tyla z Prokuratury Regionalnej w Warszawie, który po trzech miesiącach zdecydował się umorzyć śledztwo. W uzasadnieniu stwierdził, że co prawda olsztyńskiej delegaturze ABW dochodziło do nieprawidłowości w kwestii wydatkowania pieniędzy pochodzących z L4, ale sprowadzały się one do „organizacji pracy jednostki, co pozostaje poza zakresem regulacji prawa karnego”. – czytamy w Onecie.
Onet wysłał pytania do ABW w tej sprawie, jednak nie otrzymał merytorycznej odpowiedzi.
Gdy wszystko jest tajne przez poufne to dopiero można kręcić niezłe lody.
No i co teraz krzykacze? Kto ma skontrolować ratusz? ABW?