W tej historii jest niemal wszystko. Wojna, zaskakujące zwroty akcji, ale przede wszystkim rodzinny dramat, bo po przeciwnych stronach barykady walczy ojciec i syn. Ten drugi nie ma wątpliwości – kiedy ojciec znajdzie się na muszce, to naciśnie spust.
53-letniego ukraińskiego żołnierza Aleksandra spotkaliśmy przez przypadek. Podróżował autostopem po Polsce, kiedy zabrał go Dobry Człowiek z Olsztyna i przedstawił nas sobie. Ten Dobry Człowiek też zasługuje na uznanie, bo bezinteresownie zaopiekował się żołnierzem i kupił mu w Polsce elementy munduru, czy kamizelkę kuloodporną. Ale po kolei.
Nawet telewizja zrobiła o mnie materiał
Poznaliśmy fragment zawiłej historii Aleksandra, który pochodzi z poddonieckiej wsi, ale życie rzucało go po całej Ukrainie także i po Polsce.
– Moje hasło to Polak, Ukrainiec i Prawy Sektor – wylicza 53-latek.
Na przedramieniu żołnierza widać tatuaż z herbem Gdańska. To efekt pobytu w Polsce. Nie zawsze legalnego.
– Pracowałem na Kaszubach. Jako kierowca, jako mechanik, czasem jako ochroniarz – opowiada Aleksandr. – Konstruowałem też rowery, które były tanie i nie wymagały wielkiego wysiłku, żeby je złożyć. Nawet Telewizja Polska zrobiła o tym materiał.
W Polsce Aleksandr mieszkał niemal dziesięć lat. Jego syn urodził się jednak na Ukrainie ale w wieku trzech lat przyjechał do Polski.
W końcu ktoś nas sprzedał
Aleksandr, żeby uwiarygodnić swoją historię, pokazuje legitymację wojskową, swoją bluzę żołnierską i beret z symbolem Prawego Sektora.
– Nie brałem udziału w wydarzeniach na kijowskim majdanie – opowiada. – Natomiast zaciągnąłem się do prorosyjskiej samoobrony Krymu, kiedy Rosjanie na niego weszli i otoczyli ukraińskie jednostki, a dokładnie mówiąc Batalion Piechoty Morskiej Marynarki Wojennej Ukrainy w Teodozji.
Wraz z innymi, którzy przeszli na stronę wroga siać zamęt, Aleksandr pomaga ukraińskim żołnierzom zamkniętym na terenie jednostki, bo jako członkowie samoobrony Krymu mogą zbliżyć się do jej murów, przez które przerzucają jedzenie.
– Długo to nie trwało. W końcu ktoś nas sprzedał – mówi zasmucony.
Wywozisz wszystkich. Nie patrzysz, czy to ich czy nasz
W miarę rozlewania się konfliktu zbrojnego we wschodniej Ukrainie władze kraju mobilizują rezerwistów. 53-latek trafia do lwowskiej jednostki, gdzie jest zakwalifikowany jako kierowca.
– Pracowałem, jako kierowca w Czerwonym Krzyżu, więc automatycznie zostałem kierowcą karetki w wojsku – tłumaczy.
Dostaje terenowego UAZ-a. Szyba wymieniana jest w nim co dwa-trzy dni, bo Aleksandr wraz z sanitariuszem i lekarzem jeżdżą w rejonie najcięższych walk koło Słowiańska i Krematorska.
– Często z terenu walk wywoziliśmy także ranne dzieci – mówi nieco ciszej Aleksandr. – Wywoziliśmy rannych, trupy, bez znaczenia. Również prorosyjskich separatystów. Kiedy ważna jest każda chwila to nie patrzysz, czy on to nasz, czy ich tylko bierzesz za nogi i do samochodu. Aleksandr mówi, że w Ośrodku Dla Cudzoziemców w Białej Podlaskiej, gdzie obecnie się znajduje, spotkał dziewczynkę, która pamięta go z jego pracy na froncie.
Tato, ratuj, bo chcą mnie rozstrzelać
Rodzina Aleksandra jest w rozsypce. Ciężko namówić go na zwierzenia, ale czuć, że coś w nim siedzi. Rozmawiamy o synu, który urodził się na Ukrainie, przez kilka lat wychowywał w Polsce. Przez 19 lat życia na Ukrainie syn stał się prorosyjski. Walczy po drugiej stronie barykady.
– Rozmawialiśmy przez telefon, kiedy wybuchł ten konflikt. Powiedział, że kiedy znajdę się na jego muszce, to mnie zabije. Wyprali tę jego głowę – smuci się żołnierz.
Ale życie bywa przewrotne. Podczas jednej z walk żołnierze ukraińscy otaczają prorosyjski oddział, w którym jest syn Aleksandra. Sytuacja jest nieciekawa, bo żołnierze chcą rozstrzelać separatystów. Młody bojownik gorączkowo esemsuje do ojca aby ten go uratował.
– Dzwoniłem, dopytywałem, ale nie miałem takich możliwości, aby go zwolnili. Usłyszałem tylko od żołnierzy ukraińskich, że swoich, z ukraińskim paszportem wypuszczą, ale syn musi przysiąc, że nie weźmie do ręki kałasznikowa – wyjaśnia.
Sprawy toczą się jednak szybko i syn Aleksandra nie ma czasu na złożenie deklaracji. Czeczeńscy bojownicy, walczący po stronie rosyjskiej, odbijają oddział z uwięzionym synem Aleksandra.
– Udało mu się, przeżył. Myślałem, że po tej sytuacji zmieni swoje postępowanie – wzdycha żołnierz. – Wiem jednak, że dalej walczy, bo kilkanaście dni później widziałem wiadomości w rosyjskiej telewizji, gdzie separatyści pokazywani są jako bohaterowie. I co zobaczyłem? Mojego syna wśród Czeczenów w batalionie „Wostok”.
Są tacy, którzy oszukują polski rząd
Teraz Aleksandr wraca na Ukrainę po miesięcznym pobycie w Polsce. Po niemal trzech miesiącach służby dostał dziesięciodniową przepustkę. Wrócił do Lwowa a tam za namową kolegi, żołnierza, próbował przyjechać na urlop do Polski żeby – jak sam mówi – odwiedzić starych przyjaciół na Kaszubach.
– Okazało się na granicy, że mój kolega nie został wpuszczony do Polski a mnie od razu skierowano do Ośrodka Dla Cudzoziemców w Białej Podlaskiej. Dostałem papiery, pozwolenie na miesięczny pobyt i o wszystkim zawiadomiłem jednostkę – relacjonuje.
W Ośrodku według relacji żołnierza można spotkać uchodźców z Ukrainy, którzy wykorzystują sytuację. Pochodzą z rejonów nie objętych walkami, ale tłumaczą, że są wojennymi uchodźcami.
– Przecież działania wojenne nie odbywają się w Berdiańsku, Chersoniu, czy Zaporożu – denerwuje się Ukrainiec. – Spotkałem w Ośrodku mężczyznę, który ma wytatuowane godło rosyjskie. Jaki to z niego Ukrainiec? Apelowałbym do rządu polskiego, aby bardziej uważał, kogo przyjmuje do tych ośrodków.
Chciałbym tu jeszcze kiedyś wrócić, ale nie wiem, czy będzie to możliwe
Dyskutujemy z Aleksandrem o przyczynach konfliktu, o tym, że po kilku miesiącach zmagań armia ukraińska powołuje mężczyzn po 50-ątce, bo młodzi uciekają, nie chcą brać udziału w walkach, bo to „nie ich wojna”.
– Ludzie zapomnieli, ze ich ojczyzna to Ukraina. Uciekają teraz do Rosji, myśląc, że tam będzie im lepiej, bo Rosja rzuciła większą emeryturę, czy dołożyła kilka rubli – narzeka Aleksandr. – Wszystko podsyca starsze pokolenie, które pamięta ZSRR i komunizm.
– Czy po powrocie do kraju będziesz walczył? – pytamy mężczyznę.
– Ktoś musi walczyć, bo jeśli nie my to kto? – odpowiada. – Młodzi uciekają stąd i przykro mi o tym mówić, bo to przecież ich kraj. Każdy powinien mieć choć trochę w duszy patriotyzmu. W tej walce albo polegniemy albo wygramy. Nie ma innego wyjścia. Tutaj, w Polsce, każdy dzień jest dla mnie ważny. Chciałbym tu jeszcze kiedyś wrócić, ale nie wiem, czy będzie to możliwe.
rak