Wieczne remonty ulic, rosnące ceny i kulejąca infrastruktura – lista skarg olsztynian stale się wydłuża. Mieszkańcy Olsztyna coraz głośniej narzekają na codzienne uciążliwości: od rozkopanych dróg bez odpowiednich objazdów, przez nieintuicyjną komunikację i drożyznę w lokalach, po śmieci na ulicach.
Poniżej przedstawiamy 20 wyselekcjonowanych i zarazem największych problemów, które spędzają sen z powiek mieszkańcom stolicy Warmii i Mazur.
Co nas boli?
Wiecznie rozkopane drogi i brak porządnych objazdów
Kierowcy w Olsztynie czują się jak na niekończącym się placu budowy – drogowe remonty ciągną się bez końca, a zorganizowanie sensownych objazdów często przerasta możliwości zarządców dróg. Przykładem może być zamknięcie wylotu na Warszawę (droga 527), który od kwietnia 2025 r. pozostanie zamknięty aż do końca 2026 r. – ruch skierowano wprawdzie na obwodnicę, ale kierowcy muszą nadrabiać kilometry. Także mniejsze ulice bywają rozkopane dłużej, niż planowano: np. remont skrzyżowania ul. Wyszyńskiego i Augustowskiej miał trwać tydzień, a przez znacznie dłuższy czas wciąż straszył rozkopaną jezdnią i zamkniętym dojazdem. Mieszkańcy skarżą się, że ekipy drogowców zamykają ulice i znikają na wiele dni, paraliżując ruch – takie opóźnienia i brak sprawnych objazdów to w Olsztynie niestety norma.
Nieintuicyjny system tramwajowy
Olsztyńskie tramwaje po reaktywacji miały usprawnić komunikację, tymczasem wielu pasażerów uważa układ linii za mało przejrzysty. W 2023 roku uruchomiono co prawda dwie nowe linie (łącznie jest ich już pięć), ale organizacja tras budzi mieszane odczucia. Szczególnie krytykowana jest linia nr 3 do Kortowa – jej trasa kończy się na peryferiach miasteczka studenckiego, przez co mało kto z niej korzysta. Linie tramwajowe bywają też zawieszane: „trójka” przez brak taboru czy remonty nie kursowała przez bardzo długi czas. Skutkuje to chaosem – studenci i mieszkańcy nie wiedzą, czy tramwaj danego dnia w ogóle się pojawi, bo znów może pęknie szyna?
Wieczne problemy z parkowaniem
Znalezienie miejsca do parkowania w Olsztynie często graniczy z cudem. Nawet wprowadzenie Strefy Płatnego Parkowania nie rozwiązało problemu – miejsc nadal brakuje, a kierowcy parkują byle gdzie. W centrum miasta zamiast samochodów na parkingach często widzi się je na „dzikich” klepiskach. Problem jest poważny, a miasto przyznaje, że planuje zmiany organizacyjne (np. zagospodarowanie dzikiego parkingu przy ul. Nowowiejskiego). Na razie jednak kierowcy łamią przepisy – mimo słupków ochronnych nadal zastawiają chodniki, co stwarza zagrożenie pieszym. Płatna strefa przynosi rosnące dochody, ale dla mieszkańców ważniejsze byłoby realne zwiększenie liczby dostępnych miejsc.
Kosmiczne kolejki w Wydziale Komunikacji
Mieszkańcy powtarzają, że załatwienie sprawy w olsztyńskim Wydziale Komunikacji (np. rejestracji auta) wymaga anielskiej cierpliwości. Terminy wizyt są rozchwytywane – internetowa rezerwacja rusza codziennie o północy i błyskawicznie znika. Urząd próbuje usprawnić odbiór dokumentów montując pierwszy w mieście urzędomat – całodobowy automat do wydawania dowodów rejestracyjnych. Maszyna ma odciążyć kolejki przy okienkach. Mimo to wielu petentów wciąż skarży się na długie oczekiwanie i trudności z umówieniem wizyty.
Lotnisko w Szymanach – czy leci z nami pilot?
Port Lotniczy Olsztyn-Mazury miał otworzyć region na świat, lecz dziś wielu uważa go za inwestycję rozczarowującą. Ruch pasażerski jest śladowy – w całym 2024 roku obsłużono zaledwie 72 tys. podróżnych, o połowę mniej niż rok wcześniej. W sezonie letnim 2024 siatka połączeń znów stopniała. Mała liczba lotów i brak konkurencji przekładają się na wysokie ceny biletów – wiele osób woli dojechać do Warszawy lub Gdańska, skąd poleci taniej. Lotnisko w Szymanach generuje straty i utrzymuje się dzięki dotacjom samorządu województwa. Krytycy mówią wprost: port jest źle położony i zbyt drogi w utrzymaniu jak na tak skromną ofertę połączeń, a Warmii i Mazurom nie dał oczekiwanego impulsu rozwojowego.
Inwestycje „na pokaz”, brak realnych zmian na osiedlach
Mieszkańcy zarzucają władzom miasta, że wolą inwestować w pokazowe projekty w centrum, zamiast rozwiązywać przyziemne problemy dzielnic. Przykładowo, w Osiedlu Generałów proszono o kilka lamp ulicznych czy przejście dla pieszych. Radni alarmują, że miasto „zapomniało” o zwykłych osiedlach: dzieci chodzą po ciemku, brakuje bezpiecznych przejść do szkół, lokalne uliczki od lat czekają na naprawy. Tymczasem środki idą na projekty „pod publiczkę” – np. scenę czy eventy – które ładnie wyglądają w mediach, ale nie przekładają się na poprawę jakości życia na peryferiach. W efekcie wiele osiedli wciąż zmaga się z niedoinwestowaniem: dziurawymi chodnikami, czy też zaniedbaną zielenią.
Kontrowersyjna scena na Starym Mieście
Nowa Scena Staromiejska zamiast połączyć mieszkańców, podzieliła ich i stała się ikoną Olsztyna, o której mówili wszyscy. Zbudowana na Targu Rybnym estrada kosztowała ponad 270 tys. zł i szybko stała się obiektem krytyki. Po pierwsze – lokalizacja. Scena wciśnięta w ciasną przestrzeń wzbudziła obawy o bezpieczeństwo widzów (komentowano, że w razie paniki ludzie mogą się tratować). Po drugie – funkcjonalność. Brak zadaszenia wywoł burzę, choć urzędnicy tłumaczyli, że ten element jest w planach. Po trzecie – koszty. Choć ostatecznie wydano mniej niż maksymalnie zakładane 395 tys. zł, to 271,5 tys. zł nadal budzi pytania o sens tej inwestycji. Urzędnicy przekonują, że scena ożywi starówkę darmowymi wydarzeniami, jednak część mieszkańców uważa ją za zbędny wydatek i kolejny „gadżet” miejski, który niewiele zmieni.
Pomnik „szubienice” w centrum miasta
Monumentalny Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej, zwany potocznie „szubienicami”, od lat wzbudza kontrowersje. Po agresji Rosji na Ukrainę temat jego usunięcia odżył – wojewoda w styczniu 2023 nakazał usunąć pomnik w ramach dekomunizacji przestrzeni publicznej, a decyzję tę w maju 2023 potwierdził minister kultury. Mimo to olsztyński ratusz do dziś nie pozbył się monumentu. Prezydent zaproponował tzw. „dekonstrukcję” – zmienienie wymowy pomnika i upamiętnienie ofiar Armii Czerwonej – co jednak nie zadowala IPN i wielu mieszkańców. Instytut Pamięci Narodowej stoi na stanowisku, że „szubienice” należy całkowicie i bezpowrotnie usunąć z przestrzeni publicznej. Brak jednoznacznych działań sprawił, że pomnik wciąż straszy w centrum Olsztyna, stając się symbolem impasu i lokalnych podziałów.
Dziura pod Wysoką Bramą – niekończąca się historia
Tuż przy reprezentacyjnej Wysokiej Bramie od ponad dekady podziwiać można ogrodzoną dziurę w ziemi. W 2012 roku archeolodzy odkryli tam fragment XIV-wiecznych fortyfikacji (tzw. rondel) i od tego czasu miejsce czeka na zagospodarowanie. Przez lata pojawiały się pomysły – a to szklana powierzchnia, a to pawilon – ale zawsze brakowało funduszy. W efekcie u progu olsztyńskiej starówki wita gości głęboki wykop porośnięty chwastami, zabezpieczony barierkami. Mieszkańcy od lat domagają się zasypania tej szpecącej dziury. Miasto twierdzi, że nie poradzi sobie bez dofinansowania. Olsztynianie trzymają kciuki, by to faktycznie było ostatnie lato z dziurą pod Wysoką Bramą.
Straszący wieżowiec przy dworcu
W sąsiedztwie przebudowywanego dworca Olsztyn Główny stoi opuszczony 10-piętrowy wieżowiec, który od lat odstrasza wyglądem. Niegdyś mieściły się tam biura kolejowe, dziś budynek jest ruiną z powybijanymi oknami i odpadającą elewacją. Właściciel obiektu bezskutecznie próbuje go sprzedać: w 2023 r. wystawiono wieżowiec za ok. 4 mln zł, ale nikt nie złożył oferty. Poprzednie próby również się nie powiodły. Tymczasem stan techniczny budynku budzi poważne obawy. Pojawiły się ostrzeżenia ekspertów, że zrujnowana konstrukcja może grozić zawaleniem na ulicę – sugerują oni jak najszybszą rozbiórkę dla bezpieczeństwa. Na razie jednak wieżowiec przy dworcu straszy podróżnych i mieszkańców, psując pierwsze wrażenie z miasta tuż obok nowego dworca kolejowego.
Wysokie ceny w restauracjach
Olsztynian boli coraz większa dziura w portfelu przy wyjściu na miasto. Ceny w restauracjach i kawiarniach poszybowały – wiele lokali oferuje dania w cenach porównywalnych z Warszawą, co dla przeciętnych mieszkańców jest nie do udźwignięcia. Brakuje przy tym tanich barów z domowym jedzeniem – legendarny bar mleczny czy stołówka dla studentów to dziś rzadkość. Efekt? Wyjście całą rodziną na obiad stało się luksusem, a studenci częściej gotują w domu. O skali drożyzny niech świadczy przykład z miejskiej plaży w Olsztynie, gdzie w kwietniu 2025 r. sprzedawano tzw. „gofry dubajskie” za 42 zł za sztukę. Ten „paragon grozy” zszokował internautów i stał się symbolem zawyżonych cen – choć w tym przypadku był to akurat luksusowy gofr z pistacjami i złotą czekoladą, to nawet zwykłe przekąski znacząco podrożały. Mieszkańcy narzekają, że w Olsztynie brakuje przystępnych cenowo jadłodajni, w których można zjeść smacznie i tanio na co dzień.
Kebaby na każdym rogu
Jeśli chodzi o ofertę kulinarną, Olsztyn popadł w monotonię. Mieszkańcy żartują, że w centrum zamiast urozmaiconych knajpek co krok jest kebab lub pizzeria. W mediach społecznościowych pojawiają się apele o większą różnorodność – brakuje np. barów z kuchnią polską czy innych kuchni świata, które urozmaiciłyby gastronomiczny krajobraz miasta. Rzeczywiście, nawet turyści zauważają, że w Olsztynie dominują te same typy lokali, a znalezienie czegoś przystępnego poza kebabem czy fast-foodem bywa trudne. Ta gastronomiczna jednorodność z jednej strony wynika z mody i niskich kosztów takich biznesów, z drugiej jednak odbiera miastu kulinarny charakter i nie wykorzystuje jego potencjału turystycznego.
Płatna Kortowiada – impreza coraz mniej studencka
Kortowiada, kiedyś legendarne juwenalia Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, zdaniem wielu studentów zatraciła swój dawny klimat. Główny zarzut? Komercjalizacja. Od 2019 roku wstęp na koncerty Kortowiady jest płatny, podczas gdy wcześniej były darmowe dla żaków. Początkowo ceny biletów były symboliczne (np. 15 zł za dzień dla studenta), lecz z roku na rok rosły. W 2024 roku karnet na całą imprezę kosztował już ok. 240 zł, co dla przeciętnego studenta jest sporą kwotą. W efekcie Kortowiada coraz mniej przypomina spontaniczne święto żaków, a coraz bardziej zwykły festiwal muzyczny dla tych, których stać na karnet. Choć organizatorzy chwalą się rekordowymi atrakcjami i gwiazdami na scenie, wielu dawnych bywalców czuje, że impreza straciła „duszę” – coraz mniej tu studenckiej beztroski, a coraz więcej komercji.
„Nic się nie dzieje” – starówka wymiera
Olsztyńska starówka, niegdyś tętniąca życiem, dziś wieczorami świeci pustkami. Mieszkańcy narzekają, że „nic się nie dzieje” – brakuje wydarzeń kulturalnych, koncertów, a wiele lokali zamyka się z braku klientów. Po zmroku uliczki Starego Miasta pustoszeją, a w weekendy trudno mówić o gwarze – poza nielicznymi turystami nie ma tu wielu spacerowiczów. Problem dostrzegły nawet władze – w 2025 roku powołano specjalnego menadżera, którego zadaniem ma być ożywienie starówki. Nowa menadżerka (animatorka kultury Maria Dzieciątek) ma współpracować z przedsiębiorcami i instytucjami, by przyciągnąć na starówkę mieszkańców oraz turystów. Lista wyzwań jest długa: od pustych lokali do wynajęcia, przez wysokie czynsze zniechęcające biznesy, po ofertę artystyczną, która nie przekonuje mieszkańców. Na razie jednak starówka w opinii olsztynian dalej „umiera” – nawet latem brakuje tu tłumów. Mieszkańcy mają nadzieję, że nowe działania przyniosą efekt, bo serce miasta potrzebuje reanimacji.
Pensje władz miasta
Gdy przeciętny olsztynianin zaciska pasa w obliczu inflacji, pensje lokalnych włodarzy szybują w górę. Pod koniec 2021 r. Rada Miasta uchwaliła maksymalne dopuszczalne wynagrodzenie dla prezydenta oraz podwoiła własne diety radnych. „Szeregowy” radny Olsztyna dostaje teraz ok. 3399 zł miesięcznie zamiast 1789 zł, co kosztuje budżet miasta dodatkowe pół miliona zł rocznie. Decyzje te zapadły w czasie, gdy wielu mieszkańców zarabia wielokrotnie mniej, a urzędnicy miejscy walczyli o podwyżki płac. Związkowcy głośno krytykowali fakt, że pensja prezydenta wzrosła o prawie 100% (o 10 tys. zł w ciągu dwóch lat) podczas gdy szeregowi pracownicy ratusza musieli obejść się smakiem. Dla olsztynian to dowód na oderwanie władz od realiów życia – „władza sobie, lud sobie”.
Brak mieszkań komunalnych i lokali dla młodych
Kryzys mieszkaniowy nie omija Olsztyna – szczególnie dotkliwie odczuwają go mniej zamożni oraz młode rodziny. Gminnych mieszkań jest jak na lekarstwo: Olsztyn dysponuje niespełna 4 tysiącami lokali komunalnych, co przy ponad 170 tys. mieszkańców jest kroplą w morzu potrzeb. Na przydział czeka się latami, a listy oczekujących wydłużają się. Tymczasem spora część istniejących mieszkań jest w złym stanie lub… stoi pusta. Przy ul. Zientary-Malewskiej miejskie kamienice po remoncie latami świeciły pustkami – miasto zdecydowało się wystawić odnowione mieszkania na sprzedaż. Wiele lokali komunalnych jest też zadłużonych – aż około 90% mieszkań ma zaległości czynszowe. Taki stan finansów utrudnia remonty i budowę nowych obiektów. Dla młodych rodzin o przeciętnych dochodach brakuje zaś oferty pośredniej między lokalem komunalnym a drogim kredytem. Na dziś wiele osób wchodzących w dorosłość wyprowadza się poza miasto lub wynajmuje lokal.
Niewykorzystany potencjał jezior
Olsztyn słynie z jezior, jednak mieszkańcy uważają, że miasto nie potrafi tego atutu wykorzystać. Poza największym Ukielem (Krzywym), gdzie powstała nowoczesna infrastruktura rekreacyjna, pozostałe akweny są traktowane po macoszemu. Brzegi mniejszych jezior porastają chaszcze, a pomosty pamiętają poprzednią epokę. Jezioro Długie co prawda zyskało deptak i czystszą wodę , ale potencjał Warmii i Mazur nadal prosi się o rozwój turystyki wodnej. Tymczasem w Olsztynie wciąż brakuje wypożyczalni sprzętu nad większością jezior, porządnych ścieżek wokół nich czy imprez kulturalnych nad wodą.
Palenie śmieci w ogródkach działkowych
W sezonie wiosennym i jesiennym nad ogródkami działkowymi w Olsztynie często unosi się gryzący dym – to działkowcy spalają liście, gałęzie, a czasem niestety i plastikowe odpady. Choć prawo surowo tego zabrania, wiele osób wciąż praktykuje „ogniska” na działkach. Niestety, kontrole Straży Miejskiej nie zawsze przynoszą skutek, bo działkowcy często spalają odpady po cichu, wieczorem. Mieszkańcy pobliskich osiedli skarżą się na duszący smród i zanieczyszczone powietrze. Problem nasila się jesienią, gdy wielu właścicieli działek zamiast wywieźć liście, po prostu puszcza je z dymem. Miasto apeluje o korzystanie z pojemników na odpady zielone i zbiórek bioodpadów, ale zmiana nawyków idzie opornie. Palenie śmieci na działkach to nie tylko uciążliwość zapachowa, lecz także zagrożenie – w suchy dzień łatwo o zaprószenie ognia i pożar altanek czy lasu.
Bałagan na ulicach – brud i zalegające śmieci
Gdy tylko stopnieją śniegi, oczom mieszkańców ukazuje się przykra prawda: chodniki i trawniki usiane są odpadami. Wiosną 2024 roku olsztynianie alarmowali, że tak brudno nie było od dawna – na ulicach, w parkach, a nawet w lasach miejskich leżały sterty śmieci. Miejskie służby nie nadążały ze sprzątaniem po zimie, przez co butelki, foliowe worki czy kubki zalegały całymi tygodniami. Do tego dochodzi plaga niesprzątanych po psach odchodów oraz drobnych śmieci zrzucanych przez ludzi na każdym kroku. Problem widać szczególnie na osiedlach i terenach ogólnodostępnych – zamknięte enklawy są zadbane, ale wystarczy przejść się ulicą by zobaczyć porozrzucane kapsle, niedopałki czy papiery. Mieszkańcy nie kryją wstydu przed turystami i apelują o skuteczniejsze sprzątanie miasta oraz egzekwowanie czystości. Brudne ulice nie tylko psują estetykę, ale też zagrażają zwierzętom (szkło, plastik) i obniżają jakość życia – olsztynianie chcieliby wreszcie móc pochwalić się miastem czystym i zadbanym.
Brak nowoczesnego stadionu
Stadion przy al. Piłsudskiego od lat odstrasza wyglądem i funkcjonalnością – obiekt pamięta czasy PRL-u i nie spełnia współczesnych standardów. Mimo uzyskania 30 mln zł z Polskiego Ładu, miasto dwukrotnie nie wyłoniło wykonawcy modernizacji: w pierwszym przetargu oferta sięgnęła 67 mln zł, a w drugim – mimo ograniczenia zakresu prac – najniższa cena wyniosła 60,1 mln zł przy budżecie 33,3 mln. Na ten moment wiaodmo,że projekt przebudowy stadionu został odchudzony i znalazł chętnych do jego realizacji. Klub piłkarski funkcjonuje dzięki determinacji kibiców i zarządu, ale bez nowego stadionu trudno marzyć o powrocie do wyższych lig. Dla wielu mieszkańców to symbol stagnacji – sportowa wizytówka miasta wciąż wygląda jak z innej epoki.
Czy będzie lepiej?
Obraz wyłaniający się z powyższych punktów jest dla Olsztyna mało pochlebny – mieszkańcy kochają swoje miasto, ale są zmęczeni powtarzającymi się niedogodnościami. Od rozkopanych dróg po zaniedbane jeziora, od wysokich cen po brudne ulice – olsztynianie mają poczucie, że wiele spraw można by poprowadzić lepiej. Nastrój w mieście to mieszanka lokalnego patriotyzmu i frustracji: z jednej strony dumy ze swoich „czterech kątów” na Warmii, z drugiej złości, że potencjał Olsztyna nie jest w pełni wykorzystywany. Władze zapewniają, że wsłuchują się w głosy mieszkańców – zapowiadają inwestycje na osiedlach, powołały menadżera starówki, planują zasypać dziurę pod Wysoką Bramą, zbudować nowoczesny stadion, czy walczyć z nielegalnym spalaniem odpadów. Czy te działania odmienią sytuację? Olsztynianie mają nadzieję, że tak. Jedno jest pewne: mieszkańcy Olsztyna nie są obojętni – głośno artykułują swoje bolączki i oczekują konkretnych efektów. Pozostaje trzymać kciuki, by za rok czy dwa powyższa lista 20 irytujących problemów była już nieaktualna, a życie w Olsztynie stało się odczuwalnie przyjemniejsze.