4.1 C
Olsztyn
poniedziałek, 23 grudnia, 2024
reklama

Olsztyn miał na etacie własnego kata. Nazwiska ofiar grawerował na swym toporze

WiadomościOlsztyn miał na etacie własnego kata. Nazwiska ofiar grawerował na swym toporze

Olsztyn miał na etacie własnego kata, ale zdarzało się, że do miasta przyjeżdżali kaci, żeby dokonać gościnnych egzekucji. Zbrodniarze życie tracili w kilku miejscach Olsztyna.

Obowiązki? Ścinanie lub łamanie kołem

Instytucja kata miejskiego, znana jest w Europie od czasów średniowiecza. Do jego obowiązków należało wykonywanie wyroków sądowych, wśród których nie tylko istniała kara śmierci (wykonywana przez ścięcie, powieszenie, ale także ćwiartowanie, łamanie kołem, spalenie czy pogrzebanie żywcem), ale także rozmaite kary cielesne, np. chłosta, czy pozbawienie części ciała. Kat nadzorował również wypędzenie z miasta lub noszenie przez skazanego kamienia hańby.

Oprócz tego w miastach pruskich kaci nadzorowali więzienia, karmili więźniów, ale także zajmowali się usuwaniem nieczystości, czyścili wychodki, rynsztoki, odławiali bezpańskie psy, dokonywali oględzin zwłok, grzebali samobójców i zmarłych w niejasnych okolicznościach. Co ciekawe, zdarzało się, że kaci prowadzili działalność leczniczą – wykonywali zabiegi, amputacje, nastawiali złamane kończyny. Ich praca, choć potrzebna, nie cieszyła się szacunkiem mieszkańców.

Pierwszy kat w Olsztynie

W czasach biskupich na Warmii swojego kata miało sześć miast: Orneta, Lidzbark, Dobre Miasto, Reszel, Braniewo i Pieniężno. Własnego kata nie posiadał wówczas położony na skraju szlaków handlowych Olsztyn, więc gdy trzeba było dokonać egzekucji w grodzie nad Łyną, to przyjeżdżał kat na gościnne występy.

Pierwsza wzmianka o olsztyńskim kacie pojawia się w 1760 roku, kiedy cech szewców poskarżył się, że miejski kat nielegalnie handluje skórami. Potwierdzenie tej informacji pochodzi również z 1772 roku. Okazuje się wówczas, że własnego kata na Warmii ma pięć miast, w tym Olsztyn. Z dokumentów z 1808 roku wynika, że kat nosił nazwisko Mueller i był właścicielem budy nr 242, położonej na terenie Górnego Przedmieścia, do której przynależały cztery morgi i 270 prętów kwadratowych ziemi. Sam kat mieszkał poza granicami Olsztyna, przy drodze do Dobrego Miasta.

Wśród miejsc straceń w dawnym Olsztynie badacze wymieniają wzgórze Soja (w byłych koszarach przy ul. Gietkowskiej) oraz nieistniejącą już tzw. Szubieniczną Górę nad jeziorem Ukiel.

Egzekucje w Wysokiej Bramie

Przez kilkaset lat egzekucje odbywały się publicznie, ale w Prusach zaprzestano tego po 1851 roku wraz z wprowadzeniem nowego Kodeksu Karnego. Odtąd ścięcie skazanego mogło być dokonane w zamkniętym pomieszczeniu lub na ograniczonej przestrzeni (np. dziedziniec więzienny).

W Olsztynie do wykonywania wyroków według nowych zasad nadawało się więzienie sądowe mieszczące się w Wysokiej Bramie. Powstało ono w latach 1858-1860, kiedy przebudowano wnętrze na cele więzienne, a do Wysokiej Bramy dostawiono spiralną klatkę schodową oraz przebudowany już obecnie piętrowy, wzniesiony z cegły budynek administracyjny.

O jednej z takich egzekucji możemy przeczytać nawet w „Gazecie Olsztyńskiej” z 1894 roku. Kat wykonał wówczas wyrok na przestępcy, który podczas bójki zamordował kolegę. Wyrok wymierzył słynny wówczas kat Friedrich Reindel, pochodzący z rodziny z długimi katowskimi tradycjami. Reindel pierwszej egzekucji dokonał w wieku 51 lat, a swoją działalność zawiesił 23 lata później. Uśmiercił 213 osób w 196 egzekucjach (czasem ścinał kilka głów jednego dnia). Był prawdziwych fachowcem, czego dowodzą komentarze w księdze atestowej na temat jego pracy: „szybko i czysto”, „krew nie chlapała”.

Egzekucje na placu więziennym

Friedrich Reindel dokonał jeszcze jednej egzekucji w Olsztynie. W 1898 roku ściął skazańca w kolejnym miejscu – tym razem na dziedzińcu nowego więzienia przy ówczesnej Kleeberger-Strasse (al. Piłsudskiego). Kolejna egzekucja odbyła się na terenie więzienia w 1902 roku, ale katem był już pochodzący ze Śląska, z zawodu rzeźnik, Lorenz Schwietz. Na egzekucje, wykonywane w asyście pomocników, zabierał ze sobą pomalowaną na czerwono ławkę oraz pieniek katowski. Nazwiska ofiar grawerował na swym toporze. Sam dokonał żywota w nienaturalny sposób – zbankrutował i popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę z rewolweru.

Artykuł powstał na podstawie tekstu Rafała Bętkowskiego „Gdy kat przyjeżdżał koleją…”, który ukazał się w miesięczniku Debata (7/2019).

Zapisz się do naszego newslettera

Wysyłamy tylko najważniejsze wiadomości

0 komentarzy
Najlepsze
Najnowsze Najstarsze
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Polecane