Na dwa dni przed napaścią na Ukrainę, ambasador Rosji w Warszawie Siergiej Andriejew powiedział na zakończenie wywiadu dla Sieci znamienne słowa: „Nie będzie jak dotąd: NATO zdecydowało, Unia Europejska zdecydowała, a Rosja jest postawiona przed decyzją albo nie, jednak to już nikogo specjalnie nie obchodzi. Tak dalej nie będzie”.
Wypowiedź reprezentanta rosyjskich elit trzeba czytać wprost. Celem tej wojny jest odzyskanie przez Rosję pozycji światowego mocarstwa. Rosja nie potrafi inaczej budować swoich relacji ze światem. Rywalizację rozumie jako walkę na śmierć i życie, współpracę jako bezwzględne podporządkowanie, szacunek jako budzenie strachu. Rosja musi być wielka, z Rosją wszyscy muszą się liczyć, a Rosja liczy się tylko z wielkimi. Do Rosji idealnie pasuje definicja wojny według Carla von Clausewitza: „Wojna jest tylko kontynuacją polityki innymi środkami”.
Gdy dwadzieścia lat temu Putin obejmował władzę, Federacja Rosyjska wytwarzała 5% światowego PKB, dzisiaj jest to 3%. Gospodarka kremlowska przegrywa konkurencję ze światem. Pozostaje sprzedaż surowców i straszenie siłą militarną. Jednak „niezwyciężona armia” przegrywa z pogardzaną Ukrainą. Duma rosyjskiego narodu i państwa, armia rosyjska całkowicie zawiodła. Jej marsz na Ukrainie został szybko zatrzymany, giną tysiące żołnierzy z oficerami i generałami na czele. Świat ogląda bestialstwo i bandyckie ataki na ludność cywilną, starców, kobiety i dzieci. Rosyjscy sołdaci niszczą osiedla mieszkaniowe, infrastrukturę niezbędną do życia, używają zakazanych rodzajów broni. W pełni świadomie i cyniczne doprowadzają do katastrof humanitarnych w oblężonych miastach. A wszystko wobec „bratniego słowiańskiego narodu ukraińskiego”. Co więcej, we wschodniej Ukrainie większość mordowanych przez rosyjskich sołdatów ludzi mówi po rosyjsku.
Za wojnę w Afganistanie Kreml zapłacił rozpadem Związku Sowieckiego. Czym zapłaci za klęskę na Ukrainie? Odpowiedź jest prosta: straci to, co jest celem tej wojny – status mocarstwa.
Choć formalnie nim pozostanie (zachowa swoją pozycję w ONZ, czy innych międzynarodowych strukturach), to jej głos będzie zawsze brany poza nawias międzynarodowych dyskusji. Oczywiście będzie miała wsparcie ze strony grupy państw, z którymi jest związana ideologicznie, takich jak Korea Północna, Kuba, Syria. W Europie Serbia i Armenia też przeciw Rosji nie wystąpią, historii związków tych narodów z Rosją nie zmieni się. Także Chiny z powodów gry geopolitycznej odmawiają potępienia rosyjskiej agresji na Ukrainę i może nawet wesprą Moskwę taktycznie. Tyle że dla Chin, Rosja staje się przedmiotem w grze o wpływy na globie. O relacjach Orbana z Kremlem długo można pisać, ale oklasków nawet z Budapesztu Putin nie dostanie.
Rządy Niemiec i Francji próbują ratować swoje biznesy w Rosji, ale muszą to robić wstydliwie, a wielka przyjaźń z Putinem skończyła się definitywnie.
Koszty tej agresji są dla Rosji nie do nadrobienia. Również przejściowe zwiększone wpływy ze sprzedaży ropy i gazu nie powstrzymają zapaści finansowej Federacji Rosyjskiej. Zgromadzone zapasy gotówki szybko wyczerpią się, bo wojna codziennie kosztuje miliardy dolarów. Sankcje, choć niekonsekwentne i wybiórcze, to jednak już obciążają funkcjonowanie Rosji.
Bankierów Putina – oligarchów – szybciej niż później dosięgną konfiskaty i napiętnowanie. Wszystkich pieniędzy nie stracą, ale pożegnają się z tym co równie cenią – z prestiżem krezusów, którym wszyscy kłaniają się w pas. Podobnie sportowcy i artyści wykluczani i bojkotowani poczują, że nie są już mistrzami i obiektami uwielbienia. Prężenie muskułów i pełne buty i agresji gesty tylko pogarszają sytuację.
Najdotkliwszy cios Rosji zada jej niedawna duma – armia. Wróci do Rosji przegrana, zdemoralizowana z poczuciem klęski i świadomością, że stała się mięsem armatnim i pośmiewiskiem świata. Akurat ich putinowska propaganda nie otumani, że byli na Ukrainie nieść pokój i braterską pomoc. Znienawidzą Putina za śmierć kolegów, zgliszcza, jakie po sobie zostawili tam, gdzie jeszcze kilka tygodni temu mieli być witani kwiatami. Najbardziej będzie bolało to co jest przeciwieństwem tak upragnionej przez nich dumy – upokorzenie, jakiego doznali. Poparcie, które dziś w samej Rosji ma polityka Putina, błyskawicznie wyparuje.
Powrotu do prestiżu i pozycji, jakie miała Rosja przed napaścią na Ukrainę, nie ma i nie będzie. Rosja nie będzie już rozgrywającym w wielkiej grze o nowy porządek świata. Rosję czeka głęboki kryzys, kolejna smuta.
Jerzy Szmit
*tekst pochodzi ze strony Opinie Olsztyn
pobici przegniatani ośmieszeni po za cywilizowanym światem