Włamanie do muzeum i kradzież dzieł sztuki to schemat dobrze znany z filmów sensacyjno-przygodowych? Nic z tych rzeczy. Okazuje się, że rzeczywistość dogoniła fikcję. Trzydzieści dwa lata temu zdarzył się spektakularny skok na muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie. Co skradli zuchwali złodzieje?
Zuchwała kradzież
Był początek grudnia 1990 roku, gdy znawca ikon z Ermitażu wraz z pracownikami muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie otworzyli zaplombowaną wcześniej salę zawierającą ekspozycję ikon należących do zbiorów placówki. Widok który ujrzeli zmroził im krew w żyłach. Na podłodze znajdowały się fragmenty rozbitego szkła oraz wycięta metalowa siatka ochronna. Ktoś musiał włamać się do środka przez okno, które zasłaniało rozcięte płótno. Podejrzenia mężczyzn niestety bardzo szybko okazały się trafne… Wiele tablic ekspozycyjnych pozostało pustych. Złodzieje ukradli aż dwadzieścia dziewięć najcenniejszych ikon ze zbiorów liczących około stu dzieł sztuki, z których składała się wystawa.
Kto odpowiadał za skok?
Te pytania nasuwały się każdemu, kto dowiedział się o fakcie tak zuchwałej kradzieży. Złodzieje działali pod osłoną nocy. Przygotowali własną, składaną drabinkę, po której wspięli się do okien muzealnych sal, pokonując wcześniej dziesięciometrowy mur zamkowy. Żeby uświadomić sobie skalę kradzieży, warto spojrzeć na wartość skradzionych wtedy dzieł z wystawy zatytułowanej „Ikona rosyjska – dawne rzemiosło artystyczne – nabytki z lat 1970-1989”. 29 ikon pochodzących z XVI-XIX wieku ze szkół moskiewskiej i nowogrodzkiej zostało wycenionych na 912 ówczesnych milionów złotych, czyli w przybliżeniu 10 mln zł według obecnej wartości pieniądza. Policja była bezradna. Poszukiwano sprawców, którzy zgodnie z informacjami przekazanymi przez pracowników Muzeum Warmii i Mazur, ponoć mieli poruszać się jasnym oplem kadettem w wersji kombi. Zabrali najstarsze i jednocześnie najcenniejsze dzieła.
Skok stulecia w Olsztynie nadal nie rozwiązany
Poszukiwania sprawców kradzieży nie ułatwiał fakt, że od 2 do 7 grudnia wystawa była zamknięta i niedostępna dla zwiedzających. To z kolei sprawiało trudności w ustaleniu dokładnej daty włamania. Jednak w wyniku szeroko zakrojonych działań operacyjnych udało się ustalić, że skok na muzeum musiał nastąpić w nocy z 5 na 6 grudnia. Dzięki temu policja odnalazła świadków, którzy między godziną 22.00 a 23.00, przy murze zamkowym od strony północnej, zauważyli zaparkowany samochód.
„Dwaj mężczyźni załadowali do samochodu dwa worki. Gdy zobaczyli, że są obserwowani szybko odjechali jednokierunkową ulicą pod prąd” – stwierdził świadek zdarzenia.
Pojawiły się pytania, czy kradzieży można było uniknąć? Nie zawiodły systemy bezpieczeństwa, bo takowych nie było. Dopiero po smutnym fakcie, wzmożono obserwację; strzegące obiektu kobiety zastąpili mężczyźni. Stary system sygnalizacji włamania i napadu zainstalowany jeszcze w latach 70. dział tak naprawdę tylko kilka dni. Alarm nie mógł więc się włączyć. Złodzieje mieli ułatwioną drogę do zrealizowania swojego planu. Jako ciekawostkę należy odnotować fakt, że to nie była pierwsza kradzież z olsztyńskiego muzeum. Rok wcześniej z wystawy skradziono obraz, ale w wyniku pościgu sprawcę szybko złapano. W 1992 roku na kradzież odważyła się kolejna osoba, wynosząc patenę liturgiczną, łyżeczkę oraz nożyk mszalny. Nie ulega wątpliwości, że dzisiaj zbiory zostałyby zdecydowanie lepiej zabezpieczone.
Pomimo wyznaczenia nagrody o wartości dawnych 40 mln złotych, sprawców nie udało się ująć. Pierwsze lata dziewięćdziesiąte to tak naprawdę funkcjonowanie policji w strukturze i sposobie działania wypracowanym jeszcze przez poprzedni ustrój. Trzeba pamiętać, że nie dysponowano odpowiednimi środkami i metodami pracy jak teraz. Śledztwo jak i wiele innych w tamtym okresie szybko umorzono.
Według naszych nieoficjalnych informacji policjanci szykowali na złodziei zasadzkę, gdy jechali opchnąć skradzione fanty. Jednak funkcjonariusze nie wiedzieli, że przestępcy mieli kreta w olsztyńskiej komendzie. Ostrzegł ich przed pułapką, przez co uniknęli zatrzymania na gorącym uczynku. Dzieła sztuki zniknęły za granicą, a rabusi później zrobili „kariery” jako gangsterzy. Nie skończyło się to jednak dla nich zbyt dobrze.
Jedna z ikon odnaleziona
Wykorzystując system IMI i powołując się na dyrektywę Rady Europejskiej, której celem jest zwrot zabytków skradzionych i nielegalnie przemieszczonych z terytorium państwa członkowskiego polskie Ministerstwo Kultury zwróciło się do Ministerstwa Kultury i Nauki Nadrenii Północnej-Westfalii, z prośbą o zwrot ikony Michała Archanioła, która została skradziona feralnej nocy. W zbiorach niemieckiego Muzeum Ikon w Recklinghausen, w lipcu 2020 roku, Mariusz Wiśniewski, pracownik Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego wypatrzył skradzioną ikonę. Strona niemiecka potwierdziła, że faktycznie jest to poszukiwane przez Polskę dzieło sztuki. Muzeum Ikon w Recklinghausen wyraziło gotowość zwrotu dzieła sztuki, tym samym jedna ze skradzionych w latach 90. ikon trafiła z powrotem do Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie.
Musieli być wysportowani może cyrkowce albo taternicy
Toż to NOLe pijackie ukradły. Zwierzęta..