Inicjatorami Dni Afryki na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim tego są Iwona i Bara Ndiaye, pracownicy naukowi UWM. Zdradzili nam z jakimi przeszkodami zmagają się związki wielokulturowe i jakie istnieją różnice w mentalności między Polakami a Afrykańczykami.
– Za co kocha pan Senegal?
– Bara Ndiaye: – Senegal to dla mnie wszystko, moja ojczyzna, taka druga Polska.
– Jakie zwyczaje związane z Senegalem kontynuuje pan w Polsce?
– BN: – Życie wszędzie wygląda tak samo. Staram się żyć tak jak w Senegalu – chodzi o to żeby być dobrym człowiekiem, myśleć pozytywnie, starać się wykonywać swoją pracę jak najlepiej oraz utrzymywać dobre stosunki z ludźmi.
– Dlaczego postanowili państwo zamieszkać w Polsce, a nie w Afryce?
– Iwona Ndiaye: – Taka była nasza droga, poznaliśmy się w Rosji i kolejnym celem naszej podróży była Polska, z którą byłam związana poprzez rodzinę i pracę. Tutaj żyjemy i wychowujemy swoje dzieci. Ludzie którzy reprezentują różne kultury opuszczają swoją ojczyznę, a następnie zawierają związki małżeńskie, nigdy nie mają sytuacji zamkniętej. Można nazwać ich nomadami kulturowymi. Obecnie żyjemy w Polsce, ale nie wiem gdzie będziemy za pięć, dziesięć lat. Może właśnie w Senegalu.
– Można zaryzykować stwierdzenie, że taki stan rzeczy daje upragnioną wolność i wyzwolenie się z pewnych ram?
– IN: – To takie założenie idealistyczne. Stresujemy się codziennością jak wszyscy, dotykają nas problemy związane z niestabilnością pracy, przyszłości. Kiedy ma się dzieci odpowiedzialność za jutro jest jeszcze większa, to nie różnimy się tym od typowej rodziny. Kwestia wolności to kwestia mentalnościowa, osobowościowa. Posiadałam ją zanim wyszłam za mąż. Mogę spakować walizkę i jutro być w zupełnie innym miejscu. To nie miejsce jest dla mnie determinujące, ale człowiek. Z mężczyzną, którego kocham, i który kocha mnie mogę żyć wszędzie. Warunki bytowe nie są najważniejsze.
– Związki małżeńskie, w których osoby są z innej kultury, państwa zmagają się z różnymi wyzwaniami. Jak to było w państwa przypadku i na czym polegał kompromis?
– IN: – Kompromis z założenia nie jest prostą sprawą. Łączenie świata kobiet i mężczyzn samo w sobie jest wielkim wyzwaniem. Jesteśmy inaczej skonstruowani psychiczne, różnie odbieramy te same sytuacje. Nasz związek formalnie trwa już ponad 12 lat i przechodził różne etapy. Mamy świadomość wyjątkowości naszego spotkania, co nie oznacza, że zawsze jest łatwo. Każdy dzień może nas wzbogać kulturowo, jeżeli chcemy podjąć wysiłek trwania w takim związku. Dzieci są naszą przyszłością, dla której się tak staramy.
Jeżeli chodzi o wyzwania związane z różnymi kulturami, staramy się łączyć te dwa światy. W naszym domu są elementy polskich tradycji (bez podbudowy religijnej), ale także święta związane z islamem, czy z kulturą męża.
– BN: – Życie to walka, trzeba codziennie nad sobą pracować. Należy starać się zrozumieć drugiego człowieka i pogodzić to, co nas różni.
– Jak wyglądała nauka języka polskiego uchodzącego za trudny język?
– BN: – Bardzo trudny… Na szczęście mam najlepszą nauczycielkę – moją żonę. Nauka wciąż trwa, dalej popełniam błędy.
– IN: – To była codzienna, systematyczna praca. Wychodząc do pracy zostawiam ćwiczenia do wykonania i sprawdzałam po powrocie. Poza tym mam taką naturę, że poprawiam i koryguję błędy, mąż zdążył się już przyzwyczaić, bo robię to niezmiennie od ponad dziesięciu lat. Afrykańczycy mają wyjątkowe zdolności językowe, a na tle innych Bara wypada bardzo dobrze. Warto było tak ciężko pracować.
– Jaka jest różnica w postrzeganiu świata między Senegalczykiem, a Polakiem?
– IN: – Wszyscy jesteśmy podobni, mamy takie same odczucia, to samo nas boli, podobne rzeczy cieszą. Ale to co nas różni to podejście do czasu. My, w Polsce, jesteśmy zmuszani do nieustannej pogoni za uciekającym czasem, pośpiechu. W Afryce tego nie ma. Tam jest czas na celebrowanie posiłków, rozmów. W Afryce słowo wypowiedziane ma bardzo duże znaczenie. W Polsce natomiast rozmawia się dużo o błahych rzeczach nie przywiązując do tego wagi. Afrykańczycy nie skarżą się, cieszą się tym, co mają, nam brakuje trochę tej pogody ducha.
– BN: – W Afryce mamy antropogeniczne podejście do czasu – człowiek jest najważniejszy. Pytamy się o pracę, dzieci, zdrowie. W Polsce rzadko mamy na to czas podczas codziennej rozmowy. Od razu przechodzimy do konkretów.
– Jak Pana rodzina zareagowała na żonę Polkę?
– BN: – Różnie, należę do rodziny dość konserwatywnej. Ale osoby mające decydujący głos zaakceptowały to, co jest dla mnie najważniejsze. Jednak nie wszyscy uznali taki stan rzeczy.
– Czy spotykają się państwo na co dzień z objawami nietolerancji związanymi z związkiem wielokulturowym?
– IN: – Na co dzień raczej nie. Jesteśmy tu dość długo i mieszkańcy Olsztyna zdążyli się już przyzwyczaić. Staramy się spotykać z ludźmi, otwarcie rozmawiać, chociażby poprzez spotkania takie jak Dni Afryki. Mąż nie jest jedynym Afrykaninem mieszkającym w Olsztynie, mamy przedstawicieli Etiopii, Senegalu, Mali itd. Zdarzają się różne sytuacje, wszystko zależy od ludzi. Czasami zdarzały się nieprzyjemne sytuacje. Nie pochwalam tego, jednak wiedziałam, że zawierając związek z Afrykaninem muszę liczyć się z takimi okolicznościami. Na szczęście nie doświadczają tego w ogóle nasze dzieci.
– Skąd pomysł na organizację Dni Afryki?
– IN: – Kiedy mąż został zatrudniony na wydziale humanistycznym, a ja pełniłam funkcję prodziekana do spraw studenckich pomyśleliśmy, że warto zrobić coś w zakresie popularyzowania wiedzy o Afryce, tym bardziej, że na uniwersytecie pracowali Afrykanie. To próba integracji diaspory i szerokich działań na rzecz edukacji międzykulturowej.
– Jak oceniają państwo zaangażowanie w dni Afryki?
– IN: – Na przestrzeni 10 lat bywało różnie. Nasze programy są dość bogate.Gdyby zsumować liczbę osób biorących udział we wszystkich inicjatywach każdego roku będzie to ponad 100 osób. Mamy konkurs wiedzy dla studentów, konferencje naukowe, pokazy filmowe, warsztaty z dziećmi. Wszędzie natrafiamy na zainteresowanie. Dla nas nawet 10 osób na projekcji filmowej stanowi cenną grupę. Każdego roku piszą do nas osoby z całej Polski zapraszając nas na spotkania, warsztaty. Dla każdego grona warto organizować takie przedsięwzięcie. Skłaniać do refleksji, aby nie poprzestawać na stereotypowej migawce medialnej, ale mieć szansę zdobycia rzeczywistej wiedzy o życiu i kulturze mieszkańców różnorodnych etnicznie, językowo i kulturowo.
HK