Osiedlowe oczko wodne przy ul. Kanta w Olsztynie świeci pustkami. Brakuje tam zarówno wody, jak i kaczek, które jeszcze do niedawna po nim pływały. Czy wysychający zbiorniczek wodny to jednostkowy przypadek czy przejaw zmian w regionalnym środowisku?
Kilka dni temu dostaliśmy informację od zaniepokojonej Czytelniczki, która napisała do nas w sprawie wysychającego oczka wodnego przy ul. Kanta na Jarotach, zmartwiona losem kaczek żyjących przy zbiorniku. Jak widać na nadesłanych zdjęciach, jest on niemal zupełnie osuszony i próżno szukać tam gromady wodnego ptactwa, która zazwyczaj po nim pływała.
Pierwszym rozwiązaniem problemu, które nasuwa się na myśl, jest nawodnienie sadzawki, jednak, jak się okazuje, nie jest to takie oczywiste. – Dostawaliśmy już od mieszkańców sygnały w sprawie wysychającego oczka przy ul. Kanta – poinformował Paweł Pliszka, rzecznik Zarządu Dróg, Zieleni i Transportu w Olsztynie. – Kontaktowaliśmy się już w tej sprawie z wydziałem środowiska i, jako że oczko jest naturalnym zbiornikiem, zdecydowaliśmy, że nie będziemy go sztucznie nawadniać, aby uniknąć zbędnej ingerencji w środowisko naturalne.
Jak się okazuje, wysychająca sadzawka na Jarotach nie jest w nim wcale odosobnionym przypadkiem. – Niestety, już od dłuższego czasu możemy obserwować stopniowe zanikanie tych drobnych zbiorników wodnych w Olsztynie. Jeszcze 20 lat temu mieliśmy ich około 200, dziś nie doliczylibyśmy się 90 – komentuje sprawę prof. Zbigniew Endler, pracujący na Wydziale Nauki o Środowisku Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Według olsztyńskiego ekologa przyczyną takiej tendencji jest przecinanie warstw wodonośnych spowodowane dynamicznym rozwojem miasta i jego infrastruktury oraz postępujące ocieplenie klimatu, które przynosi ze sobą mało mroźne zimy i zanik opadów. – Widać to na przykładzie spadającego poziomu wody w olsztyńskich jeziorach. Klimat ulega podgrzaniu i przesuszeniu, to niebezpieczny proces. A jeśli chodzi o oczka, to jest to poniekąd cecha naturalna, że zmienia się stan ich nawodnienia – zauważa profesor UWM-u.
Co w takim razie stanie się z ptakami wodnymi, które gromadziły się wokół wysychającej już sadzawki przy ul. Kanta? – Kaczki przeniosą się w inne miejsce, na Łynę lub Wadąg. Trzymają się blisko ludzi, bo tu jest im cieplej, są dokarmiane i mają dostęp do śmietników – uspokaja prof. Endler.
JC
za dzieciaka karasie tam lapalismy
Po pierwsze mieszkające tam kaczki żyją bez wody już jakieś dwa miesiące więc odlot na zimę nie ma tu nic do rzeczy. Po drugie woda w tym stawku była już dolewana w sierpniu po wielu telefonach mieszkańców, bo niestety po roztopach nie było jej wystarczająco dużo. A postawienie ławeczek to chyba tylko zachęta do picia na nich piwa skoro woda w stawie nikogo nie obchodzi. Jak ma być dobrze w tym mieście jak nikt się własnym otoczeniem nie przejmuje.