4 C
Olsztyn
niedziela, 17 listopada, 2024
reklama

Jerzy Hoffman: – Tu mam mój wymarzony dom, moje sanatorium dla ciała i dla duszy

WiadomościJerzy Hoffman: - Tu mam mój wymarzony dom, moje sanatorium dla ciała...

Jerzy Hoffman, wybitny reżyser i Ambasador Honorowy WAMA Film Festival, opowiada olsztynianom m.in. o swoim przywiązaniu do naszego regionu, domu na wodzie i odrodzonym “Potopie”.

– Kiedy i jak życie przywiodło pana na Warmię i Mazury?

Urodziłem się w Krakowie, ale dzieciństwo spędziłem w Beskidzie Niskim. Siedem lat, tyle trwało moje dzieciństwo. Miałem 7 lat, kiedy wybuchła wojna. Wydarzenia następowały szybko: ucieczka na wschód, wejście Armii Czerwonej, wywózka na Syberię… Ale moja matka nigdy nie przestała wierzyć, że wrócimy. Zadbała, bym pokochał Polskę. Jej historię i literaturę. Ojciec był dla mnie autorytetem moralnym. Trylogię, na której wcześniej sam się wychował, dostałem od niego. W przesyłce, z frontu. Wysłał mi ją, kiedy wraz z innymi żołnierzami wkraczał na polskie ziemie. A jak trafiłem na Warmię i Mazury? Znacznie później, kiedy kręciliśmy film dokumentalny w Orzyszu. Ekipa filmowa dojeżdżała do Orzysza z Ełku. Miałem kierowcę, pana Janeczka. Wciąż mówił: „Panie Jureczku, pan kupi dom na Mazurach. Lasy. Jeziora. Tak pięknie wkoło…”. Odpowiadałem: „Panie Janeczku, jaki dom? My jesteśmy Cyganie… Dziś tu. Jutro tam”. Upierał się. By już odpuścił, odpowiedziałem: „Jak dom będzie w wodzie, kupuję!”. Skończyliśmy film. Minęło pół roku, dzwoni pan Janeczek: „Panie Jureczku, jest dom w wodzie!”. Przyjeżdżam i rzeczywiście: stał tam, w wodzie. Kiedy zawiało, woda pukała w okna. Zbudowałem więc falochron, potem postawiłem pomost i mam mój wymarzony dom w wodzie. Moje sanatorium dla ciała. I dla duszy.

– Zdecydował się pan wesprzeć WAMA Film Festival – festiwalowego debiutanta – właśnie dlatego, że odbywa się na Warmii i Mazurach?

Owszem, ale nie tylko. Także ze względów filmowych. Bo widzi pani, nie każdy widz uświadamia sobie, że film powstaje trzy razy: na etapie scenariusza, planu filmowego i montażu. Powtarzam: montażu. To właśnie montaż nadaje mu ostateczną formę. Podkreślam to, ponieważ zawód montażysty jest profesją często niedocenianą, a jest niesłychanie istotny dla filmu. A od montażysty wymagam jednej podstawowej cechy: absolutnego poczucia rytmu. Dyrektor WAMA Film Festival, Marcin Kot Bastkowski, jest obdarzony absolutnym poczuciem rytmu! Sprawdziłem to trzykrotnie! Przy „Ogniem i mieczem”, „1920. Bitwie warszawskiej” i „Potopie Redivivus”. WAMA jest pierwszym festiwalem tworzonym przez montażystę i właśnie dlatego warto go promować. Niech i inni mają szansę zdać sobie sprawę z potęgi montażu i wartości tego trudnego, filmowego zawodu.

DSC_0027

– Na WAMA Film Festival odbędzie się pierwszy publiczny pokaz zrekonstruowanego cyfrowo i zmontowanego powtórnie po 40 latach przez Marcina Kota Bastkowskiego „Potopu”. Nadał mu pan tytuł „Potop Redivivus”, przydomek oznacza „odrodzony”. Co w nowym „Potopie” narodziło się na nowo?

Film zrekonstruowała Filmoteka Narodowa pod czujnym okiem twórcy zdjęć filmowych prof. Jerzego Wójcika dzięki wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz TVN. I dzięki temu obraz „Potopu Redivivus” przemawia teraz pięknem barw, jakiego nie widział nawet 40 lat temu! Po cóż jednak to wszystko? Pomyślałem, że trzeba przywrócić ten film „szerokim” ekranom, dla tych widzów, którzy widzieli go tylko na ekranach telewizorów. Bo „Potop” nakręciłem z przeznaczeniem na duże, „szerokie” ekrany. Prawdziwe – kinowe. Nigdy nie ukrywałem, że nie mam zamiłowania do miniatury, a odwrotnie: do szerokiej panoramy. Ale chcąc, by „Potop” wrócił na „szerokie” ekrany, uświadomiłem sobie, że w kinie nie sprawdzi się dziś pond 5-godzinny film. Bo dzisiejszy widz różni się od tego sprzed lat. Inaczej percypuje, szybciej kojarzy, bo wychowany jest na szybszym tempie i właśnie „innym” montażu. Powtarzam: montażu. I wtedy zaprosiłem do współpracy Marcina Kota Bastkowskiego. Wiedziałem, że w jego ręce mogę oddać moje ukochane dziecko. „Potop” swój wielki sukces odniósł 40 lat temu. Zebrał nagrody, w tym nominację do Oscara, ale jak zareaguje na niego dzisiejsza publiczność, olsztyńska publiczność? Po niesamowitej reakcji widzów, jaką zaobserwowałem we wrześniu na pokazie przedpremierowym na 39. Festiwalu Filmowym w Gdyni, wiem, że „Potop Redivivus” dzisiejszym widzom może dać te same emocje, co przed laty.

Olsztyński festiwal promuje filmy produkowane w systemie koprodukcji. To według pana dobry kierunek dla kina?

Kino jest sztuką internacjonalną, nieznającą granic. Tak jak widza znajduje się wszędzie, tak w procesie produkcji nie powinno się mieć żadnych barier. Koprodukcja oznacza współpracę i jest to kierunek pozytywny, jeśli to koprodukcje „prawdziwe”. Bo bywają i takie fikcyjne, tworzone tylko po to, by uzyskać dotacje. Są natomiast więcej niż godne pochwały, jeśli poza złożeniem się na film w sensie finansowym, oznaczają wzajemne przenikanie się kultur i twórców. Koniec końców widza nie interesuje, skąd pochodzą fundusze wydane na film, ale to, co może zobaczyć na ekranie!

red

Zapisz się do naszego newslettera

Wysyłamy tylko najważniejsze wiadomości

reklama
0 komentarzy
Najlepsze
Najnowsze Najstarsze
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Polecane