Była minister nauki i szkolnictwa wyższego rozpoczyna kampanię do europarlamentu. Wczoraj odwiedziła Olsztyn a w OSW opowiadała, czym będzie zajmować się w europarlamencie.
Aula w szkole była niemal pełna, choć nie widać było olbrzymiego zainteresowania wykładem prof. Kudryckiej. Może dlatego, że była minister mówiła językiem gabinetów ministerialnych i żargonem urzędowym. A to zabije każdy przekaz.
Tak, czy siak Barbara Kudrycka obiecywała, że gdy trafi do Brukseli to jednym z jej priorytetów będzie „dbanie o to, aby rozliczanie środków unijnych w nowej perspektywie nie uderzały w polskie instytucje”. Minister przestrzega też przed tym, że lata 2014-2020 to ostatni okres, podczas którego Polska może czerpać garściami z unijnych pieniędzy. W kolejce czekają biedniejsze kraje Unii Europejskiej. Była minister zwracała uwagę także na wykształcenie Polaków i ich dyplomy.
– Nie mogę zgodzić się na to, aby absolwent polskiej uczelni pracował na zmywaku w Londynie, bo jego dyplom nie jest uznawany w Wielkiej Brytanii – mówiła była minister. – Moim zadaniem będzie walka o zasadę uznawalności kształcenia, aby ta zasada została wprowadzona w UE.
Minister odniosła się także pośrednio do ostatnich wydarzeń na Ukrainie, mówiąc, że jej zdaniem program Erasmus powinien otworzyć się na uczelnie partnerstwa wschodniego tak, aby studenci z UE mogli wyjeżdżać np. na Kaukaz, a studenci z Ukrainy na uczelnie w Unii Europejskiej.
Barbara Kudrycka odniosła się także do niżu demograficznego w Polsce, mówiąc, że sytuacja „jest dramatyczna” a co roku na uczelnie dostaje się o 100 tys. osób mniej niż roku poprzedniego. Zdaniem Kudryckiej dzięki temu przetrwają tylko najsilniejsze uczelnie, dopasowujące swoją ofertę kształcenia do rynku pracy. I nie ma – w ocenie kandydatki do europarlamentu – na to wpływ, czy jest to uczelnia publiczna, czy niepubliczna (jak w przypadku OSW). Barbara Kudrycka podawała przykład niepublicznej uczelni z Wrocławia, która co roku ma więcej chętnych niż miejsc, a inne uczelnie wokół dołują.