Z okazji Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego Miejska Biblioteka Publiczna przygotowała dla Olsztynian specjalne dyktando.
Wczoraj (21.02.) w Planecie 11 odbyło się po raz siódmy miejskie dyktando. Znajomość ortografii i interpunkcji sprawdziło ponad 80 osób. Wśród ich był prezydent Piotr Grzymowicz, oficer rowerowy Mirosław Arczak, piłkarze Stomilu Olsztyn. Tekst dyktanda przygotował olsztyński pisarz Mariusz Sieniewicz.
– Chciałem odejść od niefortunnej formuły wcześniejszych dyktand, w których uprawia się pejzaże dotyczące miasta.Stwierdziłem, że skoro jest to dyktando dotyczące naszego języka ojczystego, to bohaterem tekstu uczyniłem pisarza – mówi autor tekstu
Najlepiej spośród wszystkich piszących wypadła pani Karolina Potkaj, która popełniła w całym tekście tylko jeden błąd. Nagrodą był tablet, który został ufundowany przez prezydenta Piotra Grzymowicza.
Oto cały tekst, z którym mierzyli się uczestnicy w Planecie 11:
Pisarz ambitny.pl
Pewien olsztyński autor cieszy się sławą kongenialnego pisarza. Wszyscy znają jego poemat „Duchy słów jęczą w niewoli” lub powieść „W tę i we w tę mojej pięćdziesięciogroszówki”, która zdobył Grand Prix w konkursie „Harfą i Pianolą Słowa”. To o nim wspomniano raz w TVP Info, a krytyk Szypułko pisał, że talentem depcze Miłoszowi po piętach.
W swoim dorobku ma dwadzieścia tomów poezji, dziesięć powieści, sześć antropologicznych esejów i cztery jednoaktówki. Każde to opus magnum i biały kruk. Ich nakłady sięgają trzystu egzemplarzy, a trzeba zaznaczyć, że nie ma aż tak licznej familii. Konia z rzędem temu, kto znajdzie choć jeden oryginalny egzemplarz „Glisty warmińskiej”, czy „Ostrokołu somnambulicznych obcążków”. Nadaremnie się trudzić. Wszystkie – na ogół zaczytane na śmierć. Zaciśnięte z zazdrości, trupioblade usta kolegów po piórze są najwłaściwszą miarą jego sukcesu. Ci strzelają korkami Igristoje ledwie przekroczą sto egzemplarzy i za półdarmo trwonią swój quasi-talent.
Pewnego styczniowego popołudnia w domu geniusza, na etażerce zadzwonił telefon. Kobiecy głos przedstawił się jako Ula, koordynatorka unijnego projektu „Pisarze ambitni.pl” i wyjaśnił:
– Pragnę zorganizować spotkanie w Planecie 11 poświęcone pana twórczości. Prowincja jest żądna kultury wysokiej. Będą croissanty, cappuccino i strudel z nadzieniem toffi.
– A czytelnicy? Tylko dla nich istnieję – wyznał geniusz, przełknąwszy kęs grahamki z topionym cheddarem. Akurat celebrował nie drugie, lecz pierwsze śniadanie mistrzów.
– Kania dżdżu tak nie łaknie, jak nasi czytelnicy pana! Żebym tak trupem padła – żachnęła się, skądinąd szczerze, Ula-koordynatorka.
Geniusz sroce spod ogona nie wypadł, więc zgłosił kilka negocjacyjnych zastrzeżeń. Primo: zaspy i mróz nie odpuszcza. Secundo: trudzi się nad kolejną powieścią, która całkowicie zżera mu duszę. Tertio: co to w ogóle za Planeta 11? Pierwsze słyszy, a świat wzdłuż i wszerz zjechał, tu i ówdzie ucha nastawiał.
Koordynatorka okazała się fachowym negocjatorem. Bez erystycznych podchodów, od razu wytoczyła armatę: pulchniutką sumkę, i to płaconą – in extenso – w gotóweczce, i nie na konto, tylko do rączki. Sumka od razu stopiła śniegi, styczeń przechrzciła na czerwiec, a Planetę 11 – na literacką Carnegie Hall.
Mistrz przystał na warunki i, odłożywszy słuchawkę, z lubością zżarł cały cheddar.