W kameralnej atmosferze połączonej z prezentacją zdjęć Tomek Taranowicz z olsztyńskiego Klubu Wysokogórskiego dzielił się swoimi wrażeniami z miesięcznej wyprawy do Peru.
Ekipa, w skład której wchodzili także Dorota Gierz-Gierszewska, Anna Juszczyszyn, Paweł Juszczyszyn, Dariusz Gierszewski, podzieliła wyprawę na dwa etapy. Pierwszy z nich do wycieczka po Peru, podczas której podróżnicy odwiedzili m.in. Cusco, Machu Picchu, jezioro Titicaca, kanion Colca, Arequipa, wyspy Ballestas i Península de Paracas.
Druga część wyprawy to podróż do Huaraz, skąd członkowie klubu robili kilkudniowe wypady w rejon Cordillera Blanca. Od początku wyjazdu głównym celem były szczyty Alpamayo i Artesonraju oraz zdobycie możliwie jak największej liczby innych wysokich pięcio- i sześcio- tysięczników.
Pierwszym górskim celem była Ischinca 5530 (m.n.p.m.), bardzo dobra góra na aklimatyzację, na którą uczestnicy wspięli się bez żadnych problemów technicznych. Kolejnym celem była dolina Santa Cruz, skąd uczestnicy wyprawy chcieli zaatakować Alpamayo i Artesonraju.
– Kolejna górka na którą się wybraliśmy to Artesonraju, po dwóch dniach dreptania zaczęliśmy skanować lodowiec w poszukiwaniu względnie bezpiecznej i szybkiej drogi. Na górę ruszyliśmy koło północy, bezchmurne niebo i brak wiatru zapowiadało dobrą pogodę, niestety długo wyczekiwany wschód oprócz słońca przyniósł nam paskudnie silny i zimny wiatr – relacjonuje Tomek Taranowicz. – Po wydostaniu się z pasa szczelin i seraków zaczęliśmy pokonywać pierwsze wyciągi. Pierwszy poważniejszy wyciąg (na wys. około 5880 m) zaczął prowadzić Paweł, niestety podczas asekuracji poczułem się na tyle słaby że nie miałem już sił nawet asekurować. Ta sytuacja zmusiła cały zespół do wycofania się. Zmęczenie i pogarszająca się pogoda sprawiła że wróciliśmy do Huaraz. Po przeliczeniu dni które zostały nam do końca wyjazdu i uwzględnieniu czasu, który musimy zarezerwować na powrót do Limy zorientowaliśmy się że zostały nam tylko dwa dni.
Spotkanie na pewno było udane, widać, że większość gości to znajomi i stąd familijna atmosfera. Warto jednak, patrząc przyszłościowo na takie inicjatywny, pomyśleć o zabezpieczeniu technicznym spotkania. Tomek mówił bez mikrofonu, więc jego głos nie zawsze docierał do wszystkich zakamarków „Tortugi”.