Reprezentantka klubu AZS UWM Olsztyn Aleksandra Lisowska, która podczas lekkoatletycznych ME w Monachium zdobyła złoty medal w kobiecym maratonie, odwiedziła Uniwersytet Warmińsko-Mazurski.
Po wielu obowiązkach wynikających ze zdobycia tytułu mistrzyni Starego Kontynentu, Aleksandra Lisowska wreszcie dotarła do Kortowa. Rektor uczelni, prof. Jerzy Przyborowski, złożył jej gratulacje i wręczył ogromny bukiet kwiatów.
– Z wielką radością i dumą składam pani serdeczne gratulacje. Oglądałem finisz maratonu kilka razy. Cieszę się, że reprezentuje pani klub AZS UWM Olsztyn i deklaruję, że będziemy panią wspierać na drodze do kolejnych sukcesów. Życzę rozwoju i kolejnych zwycięstw. Dołączyła pani do grona wielkich mistrzów polskiej lekkoatletyki, która ma wspaniałe tradycje – powiedział prof. Przyborowski.
Aleksandra Lisowska przyznała, że Olsztyn odegrał ważną rolę w tym sukcesie i podziękowała za zaufanie, jaką obdarzył ją klub AZS UWM.
– Mam nadzieję, że tym złotym medalem odwdzięczyłam się za zaufanie, którym mnie państwo obdarzyli. To pokazało, że nie obijałam się na treningach, ale ciężko pracowałam. Przygotowując się do ME przez większość czasu trenowałam w Olsztynie, więc to tylko dowód na to, że nie trzeba daleko wyjeżdżać, aby dobrze przygotować się do ważnych zawodów – mówiła.
Trasę kobiecego maratonu (42,195 km) w Monachium Lisowska pokonała w czasie 2:28:36. Jak przyznaje, tempo biegu było nieco wolniejsze niż zakładała, dlatego też czas jest słabszy od jej życiowego rekordu i zarazem rekordu Polski, który wynosi 2:26:08.
– Wspólnie z trenerem myśleliśmy, że aby zdobyć medal w Monachium, trzeba będzie pobić rekord Polski, dlatego byłam zaskoczona dość niskimi prędkościami na początku biegu. Pomyślałam sobie wówczas, że to jest ten dzień, że trzeba go wykorzystać i powalczyć o krążek, bo wiadomo, że na ME bardziej liczą się medale niż czas. Jednak nie przypuszczałabym, że będę walczyła o złoto i że zaatakuję już trzy kilometry przed metą. Jak się okazało, była to bardzo dobra taktyka. Od 30. kilometra wiedziałam, że biegnę po medal, a od 35. wiedziałam, że będę miała złoto. Mam nadzieję, że ten medal jest tylko wstępem do tego, co osiągnę w przyszłości – cieszyła się Aleksandra Lisowska.
Aleksandra Lisowska biegła w maratonie podczas ubiegłorocznych IO w Tokio i zajęła 35. miejsce. Tamto doświadczenie, które de facto było porażką, umocniło ją zarówno psychicznie, jak i wpłynęło na to, że dziś dysponuje jeszcze lepszą formą fizyczną.
– W Tokio byłam zupełnie inną zawodniczką, nie wierzyłam za bardzo w siebie. Gdy stanęłam przy tych wszystkich zawodniczkach, które zazwyczaj oglądałam w telewizji, byłam przegrana już na starcie, bo tak się zestresowałam, że w ogóle zapomniałam po co tam przyjechałam. Byłam świetnie przygotowana, ale nie pokazałam tego. Na ME chciałam się zrewanżować za tamten start, pokazać, że liczę się w Europie. Myślę, że wszystkie przykre sytuacje, które wydarzyły się w moim życiu zmieniły mnie i umocniły mentalnie. To wszystko działo się po to, żebym teraz była takim człowiekiem i sportowcem, jakim jestem – przyznała.
Lekkoatletka z AZS-u UWM ma 32 lata, a uważa się, że jest to najlepszy wiek dla maratończyka, bo wtedy dysponuje się największą wytrzymałością, a organizm jest najlepiej przygotowany do takiego wysiłku jak maraton.
– Z maratończykami jest jak z winem (śmiech). W moim przypadku jest tak samo – to, ile mam lat jest odzwierciedleniem wszystkich poprzednich okresów w moim życiu, które – można powiedzieć – były swego rodzaju życiowym maratonem. Teraz jestem w takim momencie, że z roku na rok staje się coraz lepsza i podnoszę swój poziom. Trenując do ME nie wierzyłam, że mogę tak szybko biegać, a jednak – przyznała.
Za sukcesem Aleksandry Lisowskiej stoi trener Jacek Wosiek, z którym współpracuje od kilku lat.
– Trener jest moim mentorem i przyjacielem. Wiem, że mogę mu wszystko powiedzieć. Treningi, które mi ustala są adekwatne zarówno do mojego poziomu sportowego, jak i charakteru, bo często bywało tak, że on bardziej we mnie wierzył niż ja sama. Doskonale się rozumiemy i pomimo że trenuje mnie na odległość, to ufa mi do tego stopnia, że nie zawsze muszę mu wysyłać dane z treningów. Wystarczy, że powiem jak się czułam i to mu wystarcza – mówi.
Teraz Aleksandra Lisowska oraz trener Wosiek widzą na horyzoncie IO w Paryżu, które odbędą się w 2024 roku. Praca w najbliższych miesiącach i latach, jaką wykona lekkoatletka z Olsztyna z pewnością będzie zaplanowana z myślą o tej imprezie.
– ME zdobyte w Monachium sprawiło, że musimy usiąść z trenerem i porozmawiać o zmianie planów. Myślimy o maratonie w lutym, w Sewilli, ale to jeszcze nic pewnego. Jestem pewna, że jeśli tylko będę zdrowa, to trener odpowiednio przygotuje mnie do kolejnych IO i powalczę tam o jak najlepszy wynik. Jestem taką osobą, która jeśli ma wsparcie i zdrowie, to da z siebie wszystko – zakończyła mistrzyni Europy.
Warto również odnotować, że w rywalizacji drużynowej polskie maratonki zdobyły w Monachium brązowy medal. Na łączny czas oprócz Lisowskiej zapracowały Angelika Mach i Monika Jackiewicz.
Aleksandrę Lisowską, a także m.in. Konrada Bukowieckiego, Karola Zalewskiego czy Natalię Kaczmarek, będzie można zobaczyć 4 września br. na stadionie lekkoatletycznym w Kortowie podczas II Memoriału im. Zbigniewa Ludwichowskiego.
źródło: UWM