Dobiegł końca proces Krzysztofa K. – byłego olsztyńskiego adwokata, nazywanego też „czarną owcą Palestry”. Jego zatrzymanie w maju 2017r. stało się sensacją nie tylko w olsztyńskim środowisku prawniczym – temat podjęły wszystkie media ogólnopolskie. Wszystko to działo się w latach 2012-2016. Były adwokat 4 lata temu trafił do aresztu z 12 zarzutami. Były to m. in. oszustwa, wyłudzenia mieszkań i działek, nakłanianie do składania fałszywych zeznań, fałszowanie i ukrywanie dokumentów a także przywłaszczenie powierzonych mu pieniędzy w wysokości około 100 tys. złotych.
Wraz z Krzysztofem K. na ławie oskarżonych zasiedli też jego rodzice, na których były adwokat przepisywał wyłudzone nieruchomości. Wczoraj (3 listopada 2021r.) Sąd Okręgowy w Ostrołęce wydał w tej sprawie wyrok (II K 47/18). Za wszystkie przestępstwa wymierzył Krzysztofowi K. łączną karę 4 lat bezwzględnego pozbawienia wolności oraz 80 tys. złotych grzywny (800 stawek dziennych grzywny, przy czym wysokość jednej stawki to kwota 100 złotych). Krzysztof K. dostał też zakaz wykonywania zawodu adwokata lub radcy prawnego na okres 10 lat. Musi również zwrócić koszty ustanowienia pełnomocnika z wyboru jednej ze stron.
Jaki był schemat działania olsztyńskiego (byłego) adwokata? Otóż Krzysztof K. na przykład wprowadził w błąd swoją klientkę, która przeniosła prawa własności atrakcyjnych działek o wartości 1 mln zł na rodzinę byłego adwokata i jego kolegę.
Ta sprawa to modelowy przykład jego przebiegłego działania. Zaczęła się w roku 2012. Krzysztof K., jeszcze jako aplikant, zajął się sprawą spadkową 50-letniej wówczas Agnieszki Sz. z okolic Olsztyna. W spadku przypadło jej ponad 8 ha gruntów ojcowizny pod Rypinem, w tym dwie atrakcyjne działki nad jeziorem. Agnieszka Sz. mogła ziemię sprzedać, ale połowa jej licznego rodzeństwa ubiegała się o zachowek. I wtedy pojawił się Krzysztof K. Obiecał, że tak poprowadzi tę sprawę, że puści rodzeństwo „z torbami”, jeśli tylko Agnieszka Sz. …przepisze ziemię na niego (sic!) Czynił też wiele zabiegów, aby zyskać jej przychylność i zaufanie. Odwiedzał w szpitalu (kobieta zachorowała na raka), dawał kwiaty, dopytywał się o zdrowie. Agnieszka Sz. „połknęła haczyk”. Wkrótce doszło do podpisania u notariusza w Olsztynie trzech aktów notarialnych. Krzysztof K. nie przepisał bowiem ziemi na siebie. Interes ten polegał na tzw. przeniesieniu własności majątku na jego rodziców, teścia oraz kolegę. W sumie dotychczasowa właścicielka „sprzedała” trzy działki o łącznej powierzchni ponad 6 ha, których wartość prokuratura szacuje na 1 mln zł. Formalnie (i notarialnie?!) za każdą z nich miała dostać ledwie od 15 do 20 tys. zł, ale i tych pieniędzy nigdy nie ujrzała. Kiedy żegnała się ze swoimi łaskawcami, jeden miał wsunąć jej do kieszeni kopertę, w której było 10 tys. złotych. Zapłatę za milczenie szybko wydała na zakup lekarstw. Tajemnica wyszła na jaw dopiero po czterech i pół roku.
Z kolei z pewnym starszym małżeństwem K. zawarł umowę na udzielenie 30 tys. zł pożyczki, uzyskując prawo własności mieszkania za 120 tys. zł. A gdy nieświadomi konsekwencji ludzie nie zwrócili w terminie pieniędzy, kazał im opuścić lokal, do czego nie doszło tylko dlatego, że poprosili o pomoc innego prawnika.
Prowadzenie usług pożyczkowych jest sprzeczne z etyką adwokacką, ale Krzysztof K. dodatkowo próbował „naciągnąć” klientów na fikcyjne kwoty. Od emerytowanego lekarza wojskowego Zbigniewa Z. żądał zwrotu 67 tys. zł, choć realnie pożyczył mu zaledwie 11 tys.
Zbigniew Z. pilnie potrzebował pieniędzy z powodu sytuacji rodzinnej. Na budynku przy ul. Kopernika w Olsztynie, obok tablicy kancelarii adwokackiej Krzysztofa K. zauważył szyld o udzielaniu pożyczek. Umówił się telefonicznie. Adwokat dał mu 800 zł, na które podpisali umowę, wliczając 10 proc. odsetek. Do tego podpisał deklarację wekslową i weksel in blanco. Kiedy w ustalonym czasie Zbigniew Z. chciał zwrócić pieniądze, Krzysztof K. sam zaproponował kolejną, już większą pożyczkę, a od kwoty 5 tys. zł odliczył wcześniejsze 880 zł. Na oczach klienta podarł wcześniejszą umowę i podpisał nową, zachowując ten sam numer. Historia powtarzała się jeszcze kilkakrotnie, ale suma pożyczek na papierze w ciągu czterech miesięcy 2014 r. nie przekroczyła 17 tys. zł, choć realnie klient dostał ok. 11 tys. zł. Lekarz oddał 13 300 zł, a kiedy uznał, że odsetki są na poziomie lichwiarskim, chciał o nie walczyć w sądzie. Wtedy dotarł do niego – poprzez sąd – nakaz zapłaty… 67 tys. zł! Skąd taka kwota? Adwokat miał przerobić numer na jednej umowie, w której wpisał na nowo 50 tys. zł, a resztę umów zachował, w obecności klienta niszcząc jedynie kopie.
Podobne sposoby zastosował wobec kilku innych osób.
Poszkodowani połączyli siły. Sprawy trafiły do prokuratury. Wszczęto śledztwo, które za pierwszym podejściem zakończyło się umorzeniem. Dopiero gdy sąd przychylił się do odwołania złożonego przez mecenasa Lecha Obarę, pełnomocnika jednego z pokrzywdzonych, Zbigniewa Z., prokurator Anna Grygo-Janusz postawiła byłemu adwokatowi 12 zarzutów. Krzysztof K. albo zasłaniał się niepamięcią, albo dziwił pretensjom pokrzywdzonych, którzy „powinni wiedzieć, co podpisują”.
– Tyle że podpisywali oni w dobrej wierze, pod wpływem osoby zaufania publicznego, jaką jest adwokat – ocenia mec. Lech Obara.
Tak samo uznały zarówno prokuratura, jak i sąd, nakładając na Krzysztofa K. trzymiesięczny areszt, który potem był dwukrotnie przedłużany.
W międzyczasie Krzysztof K. został najpierw zawieszony, a potem pozbawiony prawa wykonywania zawodu i wykreślony z listy adwokatów. Co ciekawe i bulwersujące – mimo młodego wieku (w momencie zatrzymania miał zaledwie 37 lat), Krzysztof K. ”dorobił się” aż 30 postępowań dyscyplinarnych! Dotyczyły one niepłacenia składek, aroganckich i zniesławiających starszych kolegów wypowiedzi, jak również rozliczeń finansowych z klientami, fałszowania dokumentów czy prowadzenia sprawy, w czasie gdy był już zawieszony.
W trakcie procesu Sąd przeanalizował wiele tomów akt. Przesłuchano kilkudziesięciu świadków. Zbigniew Z. w trakcie procesu mówił, że jego celem jest posłanie pazernego adwokata za kraty. I wygląda na to, że swój cel osiągnął. Mimo że wyrok jest nieprawomocny.
i czemu taki mały wyrok? Za tyle zarzutów i oszukanych osób? Tylko 4 lata??? Chyba kasta dalej dobrze się trzyma.
kasta swojaków i cwaniaków