W październikowym numerze „Kuriera Olsztyńskiego” pisaliśmy o zbrodni, która miała miejsce na Nagórkach. Niepełnosprawny Piotr G. został zabity przez dwóch mężczyzn, a wszystkim kierowała jego żona – Joanna G. W tej sprawie jest oczywista ofiara, ale zbrodnia to ogromna trauma również dla rodzin, znajomych i czasami całych społeczności. Cierpią z jej powodu także ci najmłodsi, którzy tracą członków rodziny, bo ich bliscy lądują w aresztach. W momencie zabójstwa Joanna G. miała piątkę dzieci, a z szóstym była w ciąży.
Policja łapie podejrzanych. Prokuratorzy konstruują akt oskarżenia. Sąd wydaje wyrok skazujący. Media rozpisują się na temat zbrodni i sprawa się kończy. Na wokandzie i w gazetach pojawiają się nowe tematy. Jednak dla dzieci to jeszcze nie koniec sprawy, ale jej zawieszenie w przestrzeni prawnej.
W Olsztynie są trzy zawodowe rodziny zastępcze
Na miejscu zdarzenia, w którym w jakiś sposób biorą udział dzieci, oprócz służb porządkowych zawsze pojawiają się pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, którzy ściśle współpracują z policją i sądem. Zadaniem pracowników socjalnych jest zaopiekowanie się nieletnimi w trakcie interwencji i po jej zakończeniu.
– Jeżeli sąd rodzinny otrzyma informację o złej sytuacji w rodzinie, w której doszło do przestępstwa lub zaniedbań, to od razu rozpoczyna się postępowanie. Każda sprawa rozpatrywana jest indywidualnie. Może być tak, że dzieci zostaną z najbliższą rodziną, której członkowie muszą przejść specjalistyczne szkolenie. Jeżeli takiej możliwości nie ma, to dzieci trafiają do zawodowej rodziny zastępczej, domu dziecka lub pogotowia rodzinnego. W placówkach opiekuńczych pracują specjaliści, którzy udzielają najmłodszym poszkodowanym fachowej pomocy – mówi Ewa Ignatowicz-Firkowska z Sądu Rodzinnego.
Elżbieta Sieheń-Kopyść z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej opowiada o zadaniach, które stoją przed pracownikami socjalnymi, zajmującymi się dziećmi po interwencji: – Ustalamy, czy ktoś z najbliższej rodziny jest w stanie zaopiekować się dzieckiem. Jeżeli nie, to umieszczane jest ono w pieczach, ośrodkach lub rodzinach zastępczych. Dopóki sąd nie wyda postanowienia, nie możemy umieścić dzieci w placówce. Wyjątkiem jest interwencja. Wtedy na miejsce jedzie dwóch pracowników, którzy towarzyszą policji i służbom medycznym. Najmłodsi zabierani są do interwencyjnej rodziny zastępczej, a starsi do pogotowia opiekuńczego.
W Polsce funkcjonują trzy typy rodzin zastępczych: zawodowe, niezawodowe i spokrewnione. W pierwszej kolejności rodzicami zastępczymi mogą zostać krewni (dziadkowie). Jeżeli takiej możliwości nie ma, bierze się pod uwagę dalszą rodzinę. Do zawodowych rodziców zastępczych dziecko trafia w ostateczności.
W Olsztynie działają trzy rodziny zawodowe, a wszystkich razem na terenie całego miasta jest około 190. MOPS kilka razy w roku organizuje wspólne wyjazdy integracyjne osób opiekujących się dziećmi, podczas których mają okazję poznać się i wymienić doświadczeniami.
Rodzic za kratkami, a dziecko czeka
Największym problemem dzieci, których rodzice przebywają w zakładach penitencjarnych, jest nieuregulowana sytuacja prawna.
– Jeżeli rodzic traci prawo do dziecka, to ono automatycznie zostaje zgłoszone do adopcji. Jeżeli jest już na tyle świadome, że może decydować o sobie, to pytamy go, czy chciałoby zostać na przykład u dziadków – dodaje Elżbieta Sieheń-Kopyść z MOPS-u.
Sytuacja komplikuje się w momencie, kiedy rodzice nie tracą pełni praw rodzicielskich albo tracą je czasowo. Dzieje się tak w większości przypadków, ponieważ priorytetem jest utrzymanie biologicznej rodziny w całości. Wtedy najmłodsi pozostają w stanie zawieszenia, co wydaje się w niektórych przypadkach absurdalne. Nie mogą być oddani do adopcji i czekają na powrót opiekuna z zakładu penitencjarnego. Spotykają się z nim w więzieniu, co dla małych dzieci bywa ogromnym szokiem, ponieważ czasami wiąże się z powrotem bolesnych wspomnień.
Tata jest w więzieniu, to nie bije
Absurdem jest to, że jeżeli w danej rodzinie dochodziło do aktów przemocy i zaniedbań, to podczas odosobnienia rodzica (rodziców) one nie występują, bo sprawca przemocy nie mieszka z rodziną i nie ma możliwości nękania. Ale to teoria, bo praktyka pokazuje, że jest inaczej. Do takiej sytuacji doszło latem w Iłowie Osadzie. Ojciec po wyjściu z zakładu penitencjarnego zgwałcił dwuletnią córkę. Ta rodzina była wcześniej objęta procedurą Niebieskiej Karty, ale w czasie pobytu mężczyzny w zakładzie karnym policja nie podejmowała żadnych interwencji (bo takowych być nie mogło) i zadecydowano o wyłączeniu jej z programu. Według władz był to całkowicie normalny dom, w którym nie było już oznak patologii. Skończyło się to oczywiście ogromną tragedią dziecka. Czasami założenie, że najlepszym rozwiązaniem dla potomstwa jest powrót ich w pełni zresocjalizowanych rodziców, jest całkowicie błędne.
– Niestety wiemy, jak jest. Ojciec wraca po kilku latach odsiadki i koszmar powraca – mówi nam anonimowo jeden z pracowników socjalnych.
KM