Oszalał, gdy zobaczył ją w objęciach innego mężczyzny. Najpierw podpalił rozpałką do grilla auto nowego partnera byłej już dziewczyny, a kilka dni później dźgnął go nożem!
Andrzej K. (25 l.) postanowił, po kilkumiesięcznej nieobecności w kraju, powrócić do domu i do swojej najdroższej. Ta jednak nie czekała na niego z utęsknieniem, wręcz odwrotnie. Miała już innego.
Dwudziestopięciolatek postanowił odzyskać względy dziewczyny i skutecznie zniechęcić jej obecnego adoratora do kontynuowania znajomości z nią. Andrzej K. 2 maja zaczaił się na samochód konkurenta zaparkowany przy ul. Mroza, i wrzucił do niego rozpaloną podpałkę do grilla. Właściciel uszkodzonego audi oszacował straty na 6 tys. zł. Jednak na tym incydencie się nie skończyło.
W nocy, z 5 na 6 maja, zazdrośnik pod blokiem kobiety zauważył ją jak rozmawia z nowym wybrankiem w samochodzie. Andrzej K. siłą wyciągnął kierowcę z auta i zaczął go okładać pięściami. Kiedy ten upadł na ziemię, napastnik wyjął nóż i dźgnął nim poszkodowanego w okolice klatki piersiowej. Agresor zbiegł z miejsca zdarzenia, gubiąc nieopodal swój telefon komórkowy. Po kilkunastu minutach bandyta powrócił po swoją zgubę. Pech chciał, że zastał policję.
Funkcjonariusze sprawdzili dane osobowe napastnika w policyjnych systemach. Okazało się, że sprawca poszukiwany był przez olsztyński sąd listem gończym. Andrzej K. miał już na swoim koncie przestępstwo rozboju oraz pobicia. Podejrzany złożył obszerne wyjaśnienia i przyznał się do zarzucanych mu czynów. Za popełnienie wcześniejszych wykroczeń mężczyzna już trafił na 2 lata za więzienne kraty. Natomiast za przestępstwo uszkodzenia ciała oraz uszkodzenia mienia kodeks karny przewiduje karę nawet 5 lat pozbawienia wolności.
Pokrzywdzony, którego zaatakował i ugodził nożem Andrzej K., został opatrzony i zwolniony ze szpitala.
I na co ci to bylo Andrzeju ? Teraz on posuwa Twoja lale, a Ty trzepiesz kapucyna. Chyba plan nie wypalil. Tego kwiata pol swiata.
dlaczego nie usiłowanie zabójstwa, chyba na tym mu zależało. Racja hipokryzja systemu, w którym żyjemy